[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ogromnego trawnika.
Z namiotu dobiegał szmer rozmów, brzęczenie kieliszków i od czasu do
czasu wybuch śmiechu. Andreas jak przez mgłę widział setki ludzi. Mężczyzni
byli w jego oczach szarymi lub czarnymi plamami, a kobiety - kolorowe, jasne,
aż oślepiające.
Nie wiedział, co tutaj robi. Wiedział tylko, że musi tu być - wszyscy
zdawali się na niego czekać. Gdy wszedł, odwrócili się i wznieśli szklanki w
toaście, ciesząc się i powtarzając: Gratulacje, Andreas! Gratulacje!"
Ku jego przerażeniu, te słowa były prawie jak fizyczne ciosy. Potęgowały
wrażenie bycia z niewłaściwymi ludzmi. Nikogo nie rozpoznawał, nie miał z
kim porozmawiać ani do kogo się uśmiechnąć.
Chociaż wcale nie miał ochoty się uśmiechać. Jego nastrój nie pasował do
tego szczęśliwego, radosnego tłumu. Andreas był jak głodny, wściekły wilk,
który wszedł w gromadę rajskich ptaków i szukał tego jednego do upolowania,
rozdarcia na strzępy. Wiedział, którego szuka, i wszedł między ludzi, tłumiąc
wściekłe warknięcie. Była tam - instynkt podpowiadał mu, że jego ofiara była
samicą - była tam, a gdy ją znajdzie...
Nagle zapadła cisza. Szemrzące, gadatliwe, błyszczące rajskie ptaki
zatrzymały się, ucichły. Ponad tłumem, po drugiej stronie namiotu zobaczył ją.
Wysoką i szczupłą - i całą w bieli... prostej, zwyczajnej bieli od stóp do głów,
bez zbędnych ozdób, silnie kontrastującej z otoczeniem. Gdy ją ujrzał, otworzył
- 72 -
S
R
usta, potem je zamknął i poszedł w jej stronę. Tłum się rozstąpił, zrobił mu
ścieżkę wiodącą prosto do niej.
Nie widział jej twarzy, nawet różowej plamy, jak u innych. Była biała.
Cała biała. Czy w ogóle miała twarz?
A gdy podszedł bliżej, usłyszał głos młodej kobiety, głośny i wyrazny,
tętniący powstrzymywanym śmiechem.
- Tak... tak... tak!
- Tak... tak... tak...
Te słowa rozbrzmiewały w kółko w jego głowie tak długo, aż porwały z
sobą jego myśli.
- Tak... tak... tak...
Za jego plecami tłum zaszeptał i zaśmiał się, i wybuchnął spontanicznym
aplauzem. Aplauzem, który nałożył się na słowa, ale nie zagłuszył ich
całkowicie.
- Tak... tak... tak...
Od tego dzwięku rozbolała go głowa. Chciał unieść dłonie i potrzeć
skronie, by nieco sobie ulżyć, ale nie mógł. Coś nie pozwalało mu się ruszyć.
Usłyszał inny głos i zdał sobie sprawę z tego, że to on się odezwał, a słowa,
które chciał wypowiedzieć, to te same słowa, które wypowiada roześmiany głos
w jego głowie.
Tak.
Tak!
Choć zachrypnięte i niewyrazne, to słowo sprawiło, że postać odziana w
biel odwróciła się. Teraz widział wyrazniej. Miała na sobie welon. Długi, biały,
delikatny welon, który ukrywał jej twarz. Uśmiechnęła się do niego. Nie widział
tego, ale wiedział, że ona się uśmiecha.
- Andreas... - powiedziała niskim, uwodzicielskim głosem.
A potem odrzuciła welon i ujrzał jej oczy - niesamowite oczy - oczy
koloru morza...
- 73 -
S
R
W jego głowie rozbrzmiewał głos wypełniony śmiechem, powtarzający
wciąż och, tak... tak... tak..."
Rebeka!
Obudził się. Zielony trawnik, goście, namiot, to tylko sen. W
rzeczywistości był w swoim łóżku, w willi, za oknami zapadał zmierzch...
I nie był sam.
Czuł zapach jej skóry, zanim otworzył oczy. Wdychał ciepły zapach jej
ciała, słyszał oddech i wiedział, że w łóżku z nim była kobieta. Ale jednocześnie
coś go dręczyło, kazało wrócić myślami do snu i z powrotem do rzeczywistości.
Coś podpowiadało mu, że musi obudzić się, pomyśleć, działać.
Z wysiłkiem otworzył oczy i spojrzał prosto w te same piękne oczy koloru
morza. Oczy kobiety z jego snu, które patrzyły na niego z nerwowym lękiem
kryjącym się na dnie.
I poczuł w ustach gorzki smak zdrady.
- Rebeka!
Nikt nie wymawiał jej imienia tak jak Andreas, pomyślała. Nikt nie
dodawał temu słowu tak egzotycznej intonacji, sprawiając, że brzmiało zupełnie
wyjątkowo. I nikt nie cedził tego słowa tak zimno, z lodowatą furią.
- Moja droga żono, co u diabła tutaj robisz?
- Ja... sądziłam, że to oczywiste.
Pożałowała tych słów od razu. Pożałowała impertynencji w tonie i nawet
gestu wskazującego na skotłowaną pościel, w której leżeli. To tylko, ku jej
przerażeniu, zwróciło uwagę na jej nagość. W odruchu desperacji sięgnęła po
najbliższe prześcieradło.
- Chyba trochę za pózno na to - powiedział cynicznie Andreas. - Teraz,
gdy pamiętam przeszłość, nie mogę przypomnieć sobie niedawnych wydarzeń...
więc...
Oczy mężczyzny zwęziły się, a głos zaostrzył.
- Może mi powiesz, co się tutaj wydarzyło?
- 74 -
S
R
- Wiesz, co się wydarzyło!
Wiedział, prawda? Nazwał ją swoją żoną.
Gdy spał, rozsypane kawałki układanki ułożyły się same. Ale czy
całkowicie? Czy pamiętał wszystko?
Jaki obrazek widniał na układance?
- My...
- Uprawialiśmy seks - przerwał sucho Andreas. - To oczywiste.
Chciałbym wiedzieć przede wszystkim, co ty tutaj robisz? Kazałem ci się
wynosić i nie wracać.
- Wiem, ale nie mogłam...
- Nie mów mi, że przyjechałaś przeprosić za...
- Oczywiście, że nie!
Jak mógł myśleć, że to ona ma za coś przepraszać? To Andreas
oświadczył jej prosto w oczy, że ożenił się z nią dla seksu.
- Tak sądziłem.
Podniósł się z łóżka i przeszedł przez pokój do miejsca, gdzie jeszcze
niedawno tak ochoczo pozbył się kąpielówek.
- Choć podobasz mi się w moim łóżku, przykryta wyłącznie
prześcieradłem, wolałbym, żebyś włożyła coś na siebie. Chciałbym porozma-
wiać, nie rozpraszając się.
- Nie mogę.
Rebeka nie pozwoliła sobie na rozważanie faktu, że jej ciało nadal
rozprasza Andreasa. Nie taki efekt chciała wywrzeć. A może właśnie taki?
- Jedyne, co mam tu do ubrania, to tamto...
Niepewny ruch ręką w stronę lawendowego kostiumu leżącego tam, gdzie
go porzuciła. Sięgnęła po niego i trzymała przed sobą jak tarczę chroniącą przed
wzrokiem Andreasa.
- Wobec tego wolę prześcieradło. Skłamał. Prześcieradło było tak samo
złe.
- 75 -
S
R
Cienka bawełna otulała delikatnie krągłości jej szczupłego ciała,
podkreślając je tak, że aż zasychało mu w gardle.
Przyznaj, powiedział sobie, nie chcesz myśleć. Chciał rzucić się na łóżko
obok niej i znów się z nią kochać. Smakować jej usta i skórę, czuć jej zapach.
Odurzała silniej niż najlepsze ouzo, uderzała do głowy, sprawiała, że świat
wirował.
Musiał nad sobą zapanować. Musiał myśleć trzezwo. Jego ciało i zmysły
[ Pobierz całość w formacie PDF ]