[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zajmie mi więcej czasu, niż myślałem. Nie czekaj na mnie. Nie wiem, kiedy
wrócę. Do jutra.
Nie wrócił na noc do domu. Nazajutrz Anna zabrała dzieci ze sobą do
szpitala na siódmą.
133
RS
- Idzcie się pobawić na sali zabaw - powiedziała do nich, a sama
odszukała pielęgniarkę z nocnego dyżuru.
- Widziałaś Adama? - spytała.
- Tak, przed chwilą. Jest na intensywnej terapii. Całą noc operował.
Wygląda jak zdjęty z krzyża. Mówiłam mu, żeby poszedł się przespać do
domu, ale nie chce. Ma dzisiaj dyżur w przychodni.
- Dziękuję ci - rzekła Anna i zajrzała do dzieci. Bawiły się w najlepsze,
zostawiła je więc w sali zabaw, przejęła dyżur i przystąpiła do rutynowych
porannych zajęć.
O ustalonej godzinie po dzieci przyjechał taksówkarz. Jasper zaczął
marudzić, czego nigdy wcześniej nie robił.
- W przedszkolu czas ci szybko minie - zapewniała go Anna. - A
zresztą dziś jest piątek. Jutro weekend, spędzimy go wesoło razem.
- Obiecujesz?
- Obiecuję - odrzekła z przekonaniem. Miała nadzieję, że Adam nie
zrobi czegoś, co nie pozwoli jej dotrzymać tej obietnicy.
Adam przyszedł o ósmej trzydzieści na krótki obchód oddziału.
Wyglądał okropnie. Zrobiło jej się go żal. Wspomniała jego słowa z
poprzedniego wieczoru, kiedy powiedziała mu, żeby poszedł do diabła.  Już
jestem w piekle", odparł i dzisiaj tak właśnie wyglądał.
- Może twój asystent zastąpi cię na dyżurze, a ty odpoczniesz? -
zasugerowała.
- On już tam jest. Obaj przyjmujemy. Wcale nie wygląda lepiej ode
mnie. Obaj całą noc byliśmy na nogach.
- Przepraszam.
134
RS
Adam westchnął i spojrzał na nią przekrwionymi, podkrążonymi
oczami.
- Jak tam moi pacjenci? - spytał.
- W porządku. Damian dochodzi do siebie; trochę go jeszcze boli, ale
ma się o wiele lepiej. Richard też jest już właściwe gotowy do podjęcia
fizjoterapii... Jeśli chcesz, to pójdę z tobą na obchód.
- Nie trzeba, poradzę sobie - odburknął.
Wziął od niej notatki i ruszył w obchód po oddziale, zamieniając kilka
słów z każdym ze swoich pacjentów po kolei, sprawdzając karty zdrowia
wiszące na łóżkach, zapisując coś sobie.
- Dziękuję - powiedział chłodno, oddając jej po obchodzie notatki. -
Jeśli znajdziesz chwilę czasu, to podzwoń po agencjach pracy i popytaj, czy
nie mają czasem opiekunki do dzieci na wieczory od przyszłego tygodnia.
Dobrze?
- Musimy o tym porozmawiać - odezwała się, ale pokręcił głową.
- Nie ma o czym. Nie mogę tego dalej ciągnąć. W poniedziałek
wieczorem wracają moi rodzice. Zajmą się dziećmi w miarę swoich
możliwości, może nawet pobędą z nimi czasem w nocy. Potrzebuję kogoś
jedynie na popołudnia i wieczory.
- To każ dzwonić swojej sekretarce - odparowała..
- Dobrze, tak zrobię. Pomyślałem sobie tylko, że ty lepiej byś się z
tego wywiązała, bo znasz moje oczekiwania.
- A może wymagania? Dobrze wiesz, że to nie to samo.
Zacisnął zęby i odwrócił się.
- Sam to załatwię. Zobaczymy się pózniej.
135
RS
- Nie, do cholery, nie zobaczymy się - wycedziła. - Mówisz mi, że
mnie kochasz, a po chwili nie chcesz ze mną rozmawiać i każesz mi szukać
opiekunki. O co tu, u diabła, chodzi?
Spojrzał jej w oczy i twarz jeszcze bardziej mu się ściągnęła.
- Nie mów tak, Anno. Nie utrudniaj.
- A co ja utrudniam? Mam przez to rozumieć, że zrywamy? Bo jeśli
tak, to mógłbyś przynajmniej okazać trochę przyzwoitości i powiedzieć mi
to na osobności!
Odwróciła się na pięcie i wpadła do gabinetu zabiegowego. Gorące łzy
toczyły jej się po policzkach. Otarła je gniewnym ruchem.
Nigdy nie płakała z powodu mężczyzny, ale ten wyraznie się uparł, że
rozedrze jej serce na małe kawałeczki.
- Porozmawiamy wieczorem - obiecał Adam, zaglądając do gabinetu. -
Kiedy dzieci zasną.
- Nie rób mi łaski - odparła łamiącym się głosem.
- Anno, do cholery.
- I nie pokrzykuj na mnie. - Odwróciła się do niego, nie dbając o to, że
zobaczy łzy płynące jej z oczu i skapujące z brody. - Nie jestem twoją
zabawką, Adamie. Nie wolno ci wziąć mnie sobie do zabawy, a potem
odrzucić, bo ci się znudziłam.
- Nie w tym rzecz, Anno.
- To w czym?
Westchnął i przeczesał palcami włosy.
- Porozmawiamy wieczorem. Wrócę dzisiaj wcześniej. Dobrze?
Kiwnęła głową, pociągnęła nosem i odwróciła się do niego plecami.
- Dobrze.
136
RS
Odszedł. Szelest zamykających się za nim wahadłowych drzwi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl