[ Pobierz całość w formacie PDF ]

poranną toaletą. Mogła być gotowa w piętnaście minut. To
akurat, żeby wyjść z domu przed powrotem męża i uniknąć
trudnej wymiany zdań.
 Tylko tchórze tak robią" - skarciła się jednak, wycierając
podłogę w łazience. A w kuchni czekały kanapki z białym
serem, pomidorem oraz cebulą. Nie była głodna, ale z
grzeczności zjadła jedną, popijając ciepłym mlekiem. Ubranie
na dziś przygotowała sobie wieczorem, torba czekała w
przedpokoju. Przelotnie zerknęła na kosmetyczkę. Ostatnio z
braku czasu rzadko do niej zaglądała. Teraz miała chwilę i
postanowiła ją wykorzystać. Korektor zamaskował cienie pod
oczami, puder nadał policzkom żywszy kolor, a tusz wydłużył
rzęsy, zarazem powiększając oczy. Gabrysia od razu poczuła
się pewniej.
Michał wszedł do kuchni, gdzie żona spokojnie piła kawę.
Wyglądała jakoś inaczej. Staranniej upięła włosy. Na szyi
błyszczał wisiorek z delfinem, a w oczach było coś
zastanawiającego. Spojrzała na zegarek. Tak, trzeba się
streszczać.
- Gabuś - szepnął, siadając przy stole. - Ja... wiem, że
zachowałem się paskudnie i nic mnie nie usprawiedliwia, ale...
Chcę to jakoś naprawić.
- Jak? - zapytała, odstawiając kubek.
- No, nie wiem... Jakoś spróbuję. Bardzo mi na tobie
zależy.
- Na mnie czy na darmowej praczce, sprzątaczce i
opiekunce do dziecka? Bo jak żonę to ty mnie nie traktujesz.
- To nie tak...
- A jak? - Splotła ręce na piersiach i wyczekująco
spojrzała Michałowi w oczy. - No, słucham? Jesteśmy
małżeństwem od ponad pięciu lat, mamy dziecko, choć nie
wiem, jakim cudem, a ty wciąż myślisz tylko o własnych
potrzebach. To, co robisz w łóżku, jest... poniżające i... -
zająknęła się. Oparłszy łokcie na blacie, ukryła twarz w
dłoniach. Erotyka była dla niej sferą tak intymną, że nawet z
własnym mężem nie potrafiła o niej rozmawiać. - Nie wiem,
po co ze mną jesteś.
- To się zmieni - szepnął.
- Kiedy? - Odsłoniła na chwilę twarz. Szybko jednak
opuściła głowę, badając wzrokiem szlaczek na obrusie. - Dziś
znowu wrócisz po północy.
- Mam wolną sobotę.
- I od rana będziesz się o wszystko czepiał. Ja chyba
wolę... - Zagryzła wargę, bo przestraszyła się własnych myśli.
Nie lubiła, kiedy Michał miał wolne. Potrafiła tak
organizować czas sobie i dziecku, że nie odczuwały jego
nieobecności w sobotnie czy niedzielne popołudnia. Zresztą
od pewnego czasu niewiele ich łączyło. On ciągle gapił się w
telewizor, narzekając, kiedy za bardzo hałasowały, ona
krzątała się po domu i zajmowała córką...
Michał ujął w dwa palce brodę Gabrysi, zwracając jej
twarz w swoją stronę.
- Obiecuję, że nie - powiedział, spoglądając żonie w oczy.
- Zaufaj mi. Ostatni raz. Dobrze?
Przymknęła powieki na znak, że się zgadza. Coś jednak
wciąż nie dawało jej spokoju.
- Nie chcę być służącą - rzekła stanowczo.
- Nie jesteś...
- Od poniedziałku będę chodziła na kurs tańca.
- No a Mika? Co z nią zrobimy, kiedy sami pójdziemy...
Doskonała wymówka, z powodzeniem stosowana przez
cztery lata. Teraz jednak okazała się bezużyteczna.
- yle zrozumiałeś. Ja idę na kurs, ty zostajesz z
dzieckiem.
Przestraszył się, a w jego oczach błysnęła niepewność.
Opiekę nad córką zawsze traktował jak wyzwanie. Czasem
zabierał Mikę na spacery, czasem jezdzili na rowerze, czasem
grali w piłkę, ale to były tylko chwile. Od karmienia,
przebierania, mycia i innej  brudnej" roboty zawsze była
Gabrysia. Michał nawet z przedszkola odbierał dziecko
jedynie wtedy, kiedy ona musiała dłużej zostać w pracy. Nie
wiedział, w jaki sposób ją uspokoić, kiedy płakała, czym
zabawić...
- Dobrze - odparł po chwili przyciszonym głosem. - Jeśli
to ma cię uszczęśliwić.
Poczuła się pewnie. Teraz mogła prosić o wszystko, teatr
w niedzielę, wypad do Zakopanego po Bożym Narodzeniu i
gwiazdkę z nieba. Czas jednak naglił - nie powinna spóznić
się na pierwszą lekcję. Puknęła w szkiełko zegarka, nakazując
mężowi pośpiech.
Jak na złość był korek... Wbiegła do szkoły jakieś pięć
minut po tym, jak przebrzmiał dzwonek rozpoczynający
lekcję. Nawet nie zeszła do szatni, żeby zostawić kurtkę, od
razu skierowała się do pokoju nauczycielskiego po dziennik.
Klucza nie było na haczyku. Czyżby już zauważono jej
nieobecność i wysłano kogoś na zastępstwo? Nie miała czasu
na rozważanie tej kwestii. Pobiegła pod klasę, ale nie zastała
uczniów na korytarzu. Biorąc głęboki oddech, nacisnęła
klamkę. Siedzieli w ławkach, pochyleni nad książkami, a przy
tablicy stał Paweł i czytał coś na głos.
- Dzień dobry - powiedział, widząc spłoszoną minę
Gabrysi. - Już pani załatwiła sprawy w sekretariacie?
 W sekretariacie? - zastanowiła się. - O co w tym
wszystkich chodzi?" - Jakoś ciężko jej się myślało, ale kolega
mrugnął porozumiewawczo, dając tym samym znak, że to
jedynie wymówka. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl