[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Pasma rozrastały się, z sekundy na sekundę zmieniając kolory.
Czymkolwiek jest Bóg, dziękuję Bogu za ten dzień.
Tak mu się spodobały te słowa, że wypowiedział je głośno.
 Czymkolwiek jest Bóg, dziękuję Bogu za ten dzień.
Ukazały się pierwsze końskie łby, spiczaste uszy rysujące się na tle świtu. Zobaczył
także głowę Indianina. Pewnie to chłopiec, który bez przerwy się śmieje.
Znalazł Cisca bez większych kłopotów. Bułanek zarżał na widok zbliżającego się pana
i serce wezbrało w poruczniku. Koń położył miękki pysk na piersi Dunbara i obaj stali przez
dłuższą chwilę w bezruchu, dając się osnuć porannemu chłodowi. Porucznik łagodnie uniósł
szczękę Cisca i chuchnął mu w oba nozdrza.
Zdjęte ciekawością, pozostałe konie zaczęły się tłoczyć dookoła nich, ale zanim stały
się dokuczliwe, porucznik Dunbar założył Ciscowi uzdę i ruszył z powrotem do obozu.
Jazda w powrotnym kierunku wywierała nie mniejsze wrażenie niż spacer w tę stronę.
Tymczasowa wioska była doskonale dostrojona do zegara natury i budziła się do życia
powoli, jak dzień.
Rozpalono kilka ognisk i robiła wrażenie, jakby w ciągu krótkiego czasu, który
upłynął od jego wyjścia, wszyscy już wstali. W miarę jak robiło się jaśniej, jakby ktoś
podkręcał stopniowo knot lampy, jaśniejsze robiły się także poruszające się po obozie
sylwetki.
- Cóż za harmonia - powiedział stłumionym głosem porucznik, idąc z ręką
przewieszoną przez kłąb Cisca.
A potem pogrążył się w zawiłej serii głębokich i abstrakcyjnych myśli dotyczących
zalet harmonii, które nie opuszczały go przez cały czas śniadania.
2
Tego ranka wyruszyli ponownie i Dunbar zabił następnego bizona. Tym razem
utrzymał Cisca w ryzach podczas szarży i zamiast rzucić się w środek stada, przepatrzył jego
skraj w poszukiwaniu stosownego zwierzęcia, po czym je przegonił. Choć mierzył bardzo
starannie, za pierwszym strzałem przeniósł za wysoko i trzeba było drugiej kuli, by
dokończyć roboty.
Wzięta na cel krowa była duża i został pochwalony za dobry wybór przez dziesiątki
wojowników, którzy podjechali, żeby przyjrzeć się zdobyczy. Nie było już tego podniecenia,
które towarzyszyło łowom w pierwszym dniu. Tego dnia nie jadł już świeżej wątroby, ale we
wszystkim, co robił, czuł się bardziej kompetentny.
Raz jeszcze kobiety i dzieci wysypały się na równinę, by oprawić zwierzęta, i póznym
popołudniem tymczasowy obóz był zapchany mięsem. Niezliczone kozły do suszenia
uginające się pod ciężarem tysięcy funtów mięsa wyrastały jak grzyby po deszczu i dalej
ucztowano, zjadając świeżo upieczone przysmaki.
Wkrótce po powrocie do obozu młodsi wojownicy i pewna liczba chłopców,
niezdolnych jeszcze do wstąpienia na wojenną ścieżkę, zorganizowali turniej wyścigów
konnych. Serce rosło w Tym Który Dużo Się Zmieje, gdyż jechał na Ciscu. Swoją prośbę
przedstawił z takim szacunkiem, że porucznik nie potrafił mu odmówić i musiało minąć kilka
gonitw, zanim uświadomił sobie ze zgrozą, że zwycięzcy obdarowywani są końmi
pokonanych. Oburącz trzymał kciuki za Tego Który Dużo Się Zmieje i szczęśliwie dla
porucznika chłopiec wygrał wszystkie swoje trzy gonitwy.
Potem oddano się hazardowi i Wiatr W Jego Włosach wciągnął porucznika do gry. Z
wyjątkiem tego, że grano kośćmi, była dlań zupełnie nieznana i nauka jej arkanów kosztowała
Dunbara cały zapas tytoniu. Niektórzy gracze zainteresowani byli spodniami z żółtymi
lampasami, ale przehandlowawszy już kapelusz i kaftan, porucznik pomyślał, że powinien
przynajmniej utrzymać jakieś pozory noszenia munduru.
Ponadto, przy takim obrocie spraw, straciłby spodnie i nie miałby w czym chodzić.
Podobał im się także napierśnik, ale i on był poza stawką. Zaoferował parę starych
butów, które miał na sobie, ale dla Indian nie przedstawiała ona żadnej wartości. Wreszcie
porucznik postawił swoją strzelbę i gracze jednomyślnie ją zaakceptowali. Zakład o strzelbę
wywołał duże poruszenie i gra natychmiast poszła o wysokie stawki, przyciągając wielu
kibiców.
Teraz porucznik wiedział już, co robi, i w miarę jak toczyła się gra, szczęście się do
niego uśmiechnęło. Miał dobrą passę, a kiedy opadł kurz po jego kolejce rzutów, nie tylko
zachował strzelbę, ale stał się teraz nowym właścicielem trzech doskonałych kuców.
Przegrani oddali swoje skarby z takim wdziękiem i humorem, że Dunbar czuł się
zobowiązany odpowiedzieć tym samym. Największego i najsilniejszego z kuców podarował
Wiatrowi W Jego Włosach. Potem ciągnąc za sobą w orszaku całą chmarę ciekawskich,
przeprowadził pozostałe dwa konie przez obóz i dotarłszy do wigwamu Wierzgającego Ptaka,
wręczył cugle czarownikowi.
Wierzgający Ptak był uradowany, ale i zakłopotany. Gdy ktoś wytłumaczył mu, skąd
wzięły się konie, rozejrzał się, odszukał wzrokiem Tę Która Stoi Z Pięścią i zawołał ją, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl