[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- A mówię o tym, że przeczytałem w piśmie, które
redagowałeś, twój artykuł o czekającej nas zimie. Pro-
ponujesz ewakuację wielkich miast z powodu niemoż-
ności ich ogrzania i oświetlenia, prorokujesz, że nie od-
zyskamy ich nawet za rok, bo mróz zniszczy całą infra-
strukturę, wysadzi kaloryfery i przewody ogrzewcze"!
Prorokujesz coś w rodzaju zagłady atomowej, bez ato-
mowej bomby... Miały ją przynieść wyzwolone siły spo-
łeczne, którym przewodziłeś... A tymczasem widzę, że
chodzisz po mieszkaniu bez swetra i mróz ci nie doku-
cza...
Zajączkowski wstał, odpiął mechanicznie guzik od
116
koszuli... Nawet mnie to rozbawiło jako ilustracja moich
słów. Krew uderzyła mu do głowy...
- Ludzką krwią palą w piecach - wychrypiał histe-
rycznie i opadł z powrotem na fotel. Nawet się o niego
przestraszyłem.
- Ach, ty znowu o repertuarze teatru naszego Dyrek-
tora. Nie przestałeś być kibicem sceny. Kopalnia Wu-
jek" i boliwijscy górnicy...
Ale w tej chwili pojawiła się Malała. Przez otwarte
szeroko drzwi widziałem stojącą na ziemi walizkę...
- Wychodzę. Czy nic wam nie potrzeba...
- Dziękuję. W razie czego sam zrobię herbatę...
Zajączkowski prezentował, że nic się nie stało. Jestem
jego gościem.
- Wracam za godzinę...
Zgrabna, drobna, odwinęła się za siebie, aż krótkie
futerko odsłoniło wyżej jej wspaniałe nogi. Pochyliła się
unosząc walizkę. Była ciężka. Coś mnie napadło.
- Niechże się pani nie męczy. Dokąd to?
- Tylko do samochodu. Dam sobie radę.
- Wykluczone.
Sam nie rozumiałem, chciałem na chwilę oderwać się
od Zająca, czy dać mu odsapnąć? A może nie chciałem
tracić kontaktu z Malała? Nagle Zając wydał mi się
śmieszną pokraką, jakby jej wszechobecna fizyczność
sprawiała, że wyparowuje z człowieka wszystko, duch"
zmienia się w twardniejącą fizyczność.
Dość, że rzuciwszy za siebie - Zaraz wracam" - ują-
łem walizę...
W progu, zamykając drzwi, powiedziała mi dziękuję"
z uśmieszkiem, który wydał mi się wyzwaniem. Zresztą
powiedziała to jedno banalne słowo tak oimiejętnie, w
chwili gdy już drzwi zostawiły nas bez świadka, że ten
absolutny banał, słowo na ogół niezauważalne przez
swą wszechobecność w świecie z tej strony muru, stało
się jakimś wyzwaniem.
117
- Na dwudzieste piętro bez windy - powiedziałem
schodząc w dół.
- Co takiego?
- Mogę zanieść na dwudzieste piętro bez windy, byle
pani szła przodem.
- Tak ciężko ubrana? - zaśmiała się przyzwalająco.
Ale byliśmy na dole.
- Niech pan ją postawi na kółkach - powiedziała coś
niezrozumiałego.
Pojąłem za chwilę, gdy wyjęła mi.walizę z ręki i po-
stawiła na sztorc - miała od spodu wmontowane maleń-
kie kółka. Zobaczyłem, jak świat się zmienił. Za moich
czasów tego nie widziałem.
- Drugi dzikus - oznajmiła życzliwie.
- Czemu drugi?
- Jak pan Zajączkowski jechał do Moskwy, to musie-
liśmy mu walizę pożyczać. On nic nie ma. To doprawdy
święty człowiek, ten pana przyjaciel.
- To, że ktoś nie ma willi i złotego w niej sedesu,
jeszcze nie znaczy, że jest w porządku - mruknąłem.
Roześmiała się ubawiona.
- Kiedy się zobaczymy? - zaryzykowałem. To było-
by wspaniałe. Dyrektor - Teresa - ta para załatwiona
przez nas, co za zabawa.
- Za godzinę wrócę... - nie była to odpowiedz, ale
mogła być obietnicą odpowiedzi.
Włożyłem walizę do bagażnika. Odsunęła szybkę i
pomachała mi ręką. - Kupiła - pomyślałem. Ale już na
schodach opuściło mnie chwilowe podniecenie. Czekał
na mnie Zając.
- No, odniosłem tę twoją walizę...
- Dlaczego moją"?
- Podobno pielgrzymowałeś z nią do Moskwy.
- Rzeczywiście, Dyrektor uznał, że nie mogę jechać z
moją odrapaną tekturową...
- I pożyczył ci nie swoją walizę. Bo Wrzoskiewicza.
Niegłupio. Na pewno wiesz, że w czasie, gdy byłeś w
118
Moskwie twoi idioci publicznie mówili, że pojechałeś na
rozmowy w sprawie Rządu Tymczasowego.
- Czy przyszedłeś powiedzieć mi coś więcej poza
idiotyzmami na mój temat?
- Będzie i coś więcej. A to nie są idiotyzmy. O tych
twoich rozmowach" słyszałem od twoich przyjaciół. Ja
wiem, że tam nie chcieli z tobą rozmawiać nawet akto-
rzy, nawet cyrkowi klowni...
- Byłem jako teatrolog, czy twoim zdaniem tego mi
też nie wolno?
- To jako teatrolog zaproponowałeś w artykule do
jakiejś francuskiej gazety zwołanie międzynarodowej
konferencji w sprawie Polski? (Wczoraj w Wolnej
Europie wysłuchałem streszczenia tego dzieła myśli po-
litycznej. Długo potem nie mogłem zasnąć, nałożyło mi
się to wszystko do kupy, Kuba - Andrzej, nieszczęśni
gówniarze z CZAKO", i Zając kreujący ład w Europie).
Naturalnie nie wyobrażasz sobie, żeby mogła się odbyć
bez twego udziału. Jako autentycznego moralnego au-
torytetu". Ale, Zając, nie zapomnij o papieżu. On też ma
pewien autorytet...
- Czego się mnie czepiasz. Ja piszę. Rzeczywiście pi-
szę. I publikuję tam, gdzie mogę. To jest moje niezby-
walne prawo.
- Oczywiście. Pisarz. Nawet ci powiem co - nowe
rozdziały Dziejów Głupoty w Polsce. Ordon, kurwa
mać! - syknąłem na zakończenie.
Nie zrozumiał chyba, do czego piję. Patrzył na mnie
nieruchomo.
Chyba pamiętasz swoją publikację z okazji
Zmierci porucznika" Mrożka. Gdy to wyciągnąłeś z
jakiegoś pamiętnika z trzydziestego pierwszego roku,
że Ordon bynajmniej nie wysadził reduty, według jego
słów wyleciała na skutek niezdolności Nakruta, który
wszedł do prochowni z zapalonym lontem. Racja, ty
Zając, chociaż ocalałeś, jesteś nie Ordon tylko Nakrut.
Kładłeś zapalony lont-.
. 119
[ Pobierz całość w formacie PDF ]