[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jeszcze wrócę, Maureen! Pamiętaj!
Drzwi wejściowe zatrzasnęły się. Maggie obróciła
się i zobaczyła Connora przyglądającego się jej
wzrokiem, w którym zachwyt mieszaÅ‚ siÄ™ z roz­
bawieniem.
- Teraz rozumiem, co to znaczy  rozpuścić język"
- powiedział z nikłym uśmiechem.
- Nic ci nie jest, Connor? Twoje ramiÄ™...
- Przeżyję - próbował poruszyć ręką i uśmiech
stopniał. Maggie widziała, jak bardzo Connor czuje
siÄ™ upokorzony.
Powoli otworzyły się drzwi mieszkania. Wyjrzała
z nich pociągła twarz Maureen:
- Bardzo przepraszam - powiedziała. - Myślałam,
że pan skończy, zanim tamten wróci.
- Nie ma sprawy, pani Babbit. Po tej porcji, którą
poczęstowała go Maggie, w najbliższym czasie chyba
nie musi się nim pani przejmować.
Biedaczka wciąż była za bardzo wystraszona, żeby
się uśmiechnąć.
- Zawsze wiedziałam, że położy uszy po sobie,
kiedy kobieta mu się postawi - powiedziała do Maggie.
- Po prostu nigdy nie miałam na to dość odwagi.
114 KLUCZ DO MIAOZCI
Maggie poczekała, aż pani Babbit zapłaci Connorowi
i pierwsza ruszyła schodami na dół.
- To nie żadna odwaga - stwierdziła kwaśno, "
otwierając drzwi wejściowe i z zadowoleniem łapiąc
łyk nieco świeższego powietrza. To tylko lata
treningu.
- Jedno jest pewne - odparł Connor, z cierpiącą
miną wsuwając skrzynkę z narzędziami do furgonu.
- Nigdy więcej nie nazwę cię damą z Wellesley.
Wbrew protestom Connora, Maggie uparła się, że
będzie prowadzić.
- Nie wyglądasz na człowieka, który jest w stanie
zmieniać biegi - oświadczyła.
Po raz drugi sprzeciwiła się jego obiekcjom, kiedy
zauważył, że nie jadą do niego, lecz do szpitala
miejskiego.
- Może być przemieszczenie albo zÅ‚amanie - po­
wiedziała.
- Prawdopodobnie tylko stłuczenie - warknął, gdy
wysiedli przed wejściem do pogotowia. - W tutejszym
szpitalu przyzwyczaili się do pchnięć nożem i postrzałów.
Uśmieją się widząc faceta z siniakiem na ramieniu.
Nikt się jednak nie śmiał. Kontuzja okazała się
poważna.
- Ramię jest od lat moim najsłabszym punktem
- wyjaśniał Connor, kiedy lekarz w pogotowiu skończył
bandażować. - Uszkodziłem je w szkole.
- GrajÄ…c w futbol?
- Nie, rzucając oszczepem. Nigdy nie przepadałem
za grami zespołowymi. Wolałem sporty, w których
pozwalają ci podejmować decyzje na własne ryzyko.
- Robisz się śpiąca? - spytał, gdy znalezli się już
w mieszkaniu.
- Zmieszne, ale nie. Może dlatego, że jestem na
nogach, kiedy większość miasta już śpi; to dla mnie
KLUCZ DO MIAOZCI
115
nowość. Ale ty wyglądasz na zmęczonego. Czy ramię
bardzo ciÄ™ boli?
Przeszedł sztywno do kuchni i wyciągnął butelkę
z kredensu.
- Trochę - odparł lakonicznie.
- Chcesz jakiś środek przeciwbólowy z tych, które
dali ci w szpitalu? - Maggie sięgnęła do torebki.
- Nie, dziękuję. Zawsze jestem potem półprzytomny.
Zresztą lepiej mi pomoże coś mocniejszego. Nalać ci
drinka?
- Małego - wzięła od niego szklaneczkę brandy
i powoli wysączyła zawartość. Connor wypił od razu
do dna i nalał sobie następną.
- Jak można cię zachęcić, abyś zgodziła się
towarzyszyć biednemu inwalidzie do łóżka?
Zachęta okazała się właściwie niepotrzebna. Maggie
z przyjemnością przeszła z nim do sypialni, odczekała,
aż Connor wyciągnie się na łóżku i odstawiwszy
szklaneczkę na stolik, położyła się obok niego. Czuła
bliskość jego wspaniałego ciała, widziała zapraszające
oczy koloru ciemnego piwa. Znowu zaczęło w niej
narastać podniecenie.
- Gdyby dzwoniÅ‚ telefon, to nie odbieram - oÅ›wiad­
czył ze spojrzeniem, które gwałtownie przyspieszyło
obieg krwi Maggie.
- Dobry pomysł - odparła i przysunęła się, schylając
głowę ku jego ustom. Miały taki wspaniały smak.
Język Connora rozpoczął uwodzicielski taniec w ustach
Maggie, która drżąc na całym ciele poczuła, że znowu
pragnie się z nim kochać.
- Przykro mi, ale nie jestem zdolny do dużych
wyczynów - powiedział, kiedy w końcu uniosła
głowę.
Maggie pogłaskała go po kontuzjowanym ramieniu
i uśmiechnęła się. Nagle poczuła w sobie śmiałość,
jakiej nie zdradziłaby nigdy przedtem.
116 KLUCZ DO MIAOZCI
- Nie szkodzi - odparła. - Nic nie musisz robić.
Leż tak, jak leżysz.
Dojrzała unoszące się w zaskoczeniu brwi, które
zatrzymały się na chwilę i dopełniły ruchu, gdy Connor
podjął jej myśl. Nadal uśmiechając się, ściągnęła mu
wytartÄ… koszulÄ™, delikatnie wyplÄ…tujÄ…c z niej prawe
ramię. Muskularna klatka piersiowa podnieciła ją,
rozbudziła do odkrywania całego ciała wargami
i dłońmi.
- Boże, gdybyś wiedziała, co ty ze mną robisz...
-jęknął czując na sobie jej dłonie. Maggie pociągnęła
za suwak w dżinsach. Robiła to powoli, przedłużała
tę chwilę. Napawała się pożądaniem, które pęczniało
we wszystkich komórkach jej ciała.
Na przeszkodzie w drodze do ekstazy wciąż stało
ubranie. Zwiadoma, że śledzi ją rozpłomieniony wzrok,
ściągnęła sweter i dżinsy.
Wzięła głęboki oddech i płynnym ruchem znalazła
się nad nim, upojona tysiącem wrażeń, które owładnęły
nią w chwili, gdy dotknęła gładkim ciałem jego ud.
Connor miał oczy zamknięte. Maggie wyciągnęła
rękę, chcąc odgarnąć mu włosy z czoła. Nawet nie
śniła, że może doznawać takiej rozkoszy, dotykając
mężczyzny, całując jego opuszczone powieki, słysząc
własne imię, wymawiane cichym głosem, pół na pół
czułym i błagalnym.
Niespiesznie, z miłością, Maggie przenosiła pieszczoty
coraz niżej. Sprężysta skóra Connora, opięta na
płaszczyznach klatki piersiowej, była taka wrażliwa. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl