[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Mamo, ja chcę mieć taką samą fryzurę jak ty. Będziemy takie same. 
Zmiejąc się, pokazała na swoje czarne kozaczki, niebieskie dżinsy i czerwony
sweter. Właśnie tak była ubrana Mackenzie.
Gdy w końcu udało się Ruthie uczesać, dziewczynka, uradowana,
mocno ją uścisnęła.
Na pukanie do drzwi Ruthie, krzycząc na całe gardło:
 John!  popędziła mu otworzyć.
Mackenzie lekko zmieszana zaszła do kuchni po torbę termoizolacyjną
z napojami i kanapkami.
 Witaj, skowroneczku!  usłyszała po chwili, a dalej obszerną relację
88
R
L
T
Ruthie o tym, co zobaczą w rezerwacie, o jej ulubionych zwierzakach, o tym,
jakie piękne motyle są w motylami...
 A gdzie twoja mama?  zapytał John, gdy umilkła na chwilę, by
nabrać powietrza.
Chwilę pózniej stanął w drzwiach kuchni.
 Cześć.
Przywitała go niepewnym uśmiechem, nie wiedząc, jak się zachować.
Pocałować go w policzek? W usta? Czy w ogóle powinna go całować na
oczach Ruthie? Pierwszy raz znalazła się w takiej sytuacji. Sięgając po torbę,
poczuła, że drżą jej ręce.
 Hm, Ruthie...  Zawahała się zauroczona Johnem w jasnych dżinsach i
białej koszulce polo oraz zapachem jego wody po goleniu.
 Słucham, mamo.  Głos Ruthie przywołał ją do porządku. Dopiero
wtedy zdała sobie sprawę, że bezwstydnie przygląda się Johnowi, wręcz
pożera go wzrokiem. Nim zacisnęła powieki, dostrzegła uśmieszek błąkający
się na jego wargach.
 Mamo, co chciałaś?  odezwała się Ruthie.
 Eee... hm... Wez czapkę.
 Mogę wziąć Zoe?
W tej chwili Mackenzie było wszystko jedno, czy Ruthie zabierze z
sobą wszystkie lalki, bo zależało jej tylko na tym, by mała wyszła z kuchni.
 Tak, możesz.
 Hura!  Wbiegając na schody, Ruthie wołała do swojej faworytki: 
Zoe, mama się zgodziła, żebyś z nami pojechała!
 %7ływe srebro  zauważył John, podczas gdy Mackenzie po raz
kolejny sprawdzała zawartość torby w nadziei, że ta banalna czynność
pozwoli jej zapanować nad zdenerwowaniem.
89
R
L
T
Na nic ten wybieg, bo John znalazł się tuż przy niej.
 Pomóc ci?  zapytał, ale oczu nie spuszczał z jej warg. Powiódł
palcem po jej policzku.
 John...  Kaszlnęła.  Pierwszy raz...
 Cii...  Pochylił się nad nią, jakby zamierzał ją pocałować.
Opuściwszy powieki, czekała. Nareszcie.  Dzień dobry  szepnął.
 Dzień dobry  odparła, tęsknie spoglądając mu w oczy.
 Już się cieszę na tę wyprawę.
 Ja też  usłyszeli głos Ruthie, która na schodach usłyszała ich
rozmowę.
Trzymała w ręce Zoe w takiej samej czapce jak ona. Mackenzie
odsunęła się od Johna. Nie była jeszcze gotowa odpowiadać na pytania
Ruthie, zwłaszcza na temat Johna. Zasunęła zamek torby.
 Myślę, że to będzie bardzo udany dzień.  Rozejrzała się.  Gdzie jest
moja czapka?  Sięgnęła po torbę, ale John ją ubiegł.
 Na wieszaku, mamo, przy drzwiach  poinformowała ją Ruthie.
John mrugnął do niej.
 Niech już się zacznie ten piękny dzień w gronie przyjaciół.  Teraz
uśmiechnął się do Mackenzie.
Wsiadała do jego auta z nadzieją, że nim dojadą do parku, jej serce
wróci do normalnego rytmu, aczkolwiek nie była tego pewna, zważywszy na
jego bliskość.
Kiedy szli do wejścia, Ruthie zażyczyła sobie trzymać ich za ręce, ale
gdy Mackenzie spojrzała na Johna, uśmiechał się wyraznie uszczęśliwiony.
Sprawiali wrażenie normalnej rodziny.
Przyjemne uczucie, którego nie doświadczyła z Warickiem, bo on
zawsze twierdził, że jest zbyt zajęty, by spędzać z nią czas. Tego dnia mogła
90
R
L
T
udawać, że ona, John i Ruthie są rodziną, która zamierza razem spędzić czas
w parku narodowym.
Pogoda sprzyjała takim wypadom, na niebie ani chmurki, i zapewne
dlatego zjechało się mnóstwo ludzi. Gdy wsiedli do miniaturowej kolejki
objeżdżającej cały teren, Mackenzie nie mogła powstrzymać się od śmiechu,
widząc Johna skulonego tak, że kolana miał przy uszach.
 Gorzej było tylko w twoim aucie  zażartował, kiedy roześmiana
Ruthie sadowiła się obok niego. Już dawno Mackenzie nie widziała córeczki
tak szczęśliwej.
Czy ten sen może się spełnić? Czy wolno jej liczyć, że to, co ją łączy z
Johnem, ma szansę włączyć go trwale do jej życia? Niepewna tego, odsunęła
od siebie tak poważny wątek.
Najpierw Ruthie karmiła wielobarwne papugi, które siadały jej na
głowie i ramionach, potem przeszli do węży, gdzie przestraszona kazała
Johnowi wziąć się na ręce. Nie protestował. U krokodyli siedziała mu na
barana.
Mackenzie robiła im zdjęcie za zdjęciem, podświadomie czując, że jeśli
z jakiegoś powodu jej i Johnowi się nie ułoży, będzie przynajmniej miała co
wspominać.
Gdy usiedli w cieniu ogromnego eukaliptusa, westchnęła. Wokół
piknikowały inne rodziny, zewsząd dochodził śmiech dzieci, odgłosy
rozmów, skrzeczenie ptaków, szelest liści.
 Wygadana  zauważył John, obserwując Ruthie, która nieopodal
rozstawiała dzieci po kątach. Mackenzie się roześmiała. Istna muzyka dla
jego uszu.
 Za bardzo?  zapytała.  Normalnie mówi zdecydowanie szybciej niż
teraz. Czasami mam wrażenie, że chce jak najszybciej wyłożyć swoje racje,
91
R
L
T
żeby nikt jej nie przerwał.
 Nie mam nic przeciwko temu.  Zdjął ciemne okulary i na nią spojrzał.
 Chciałabyś mieć więcej dzieci?
To pytanie ją zaskoczyło. Podejrzewała, że to jakiś egzamin. Ale po co?
 Nie wykluczam, ale to by zależało od tego, czy... trafię na [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl