[ Pobierz całość w formacie PDF ]
opadła bezwładnie na kanapę. Miała otwarte usta, ale przestała mamrotać, a jej twarz
przybrała koi gazety. Wydała ciche westchnienie, potem jeszcze jedno, a potem zwiotczała.
Wyglądała jak martwa.
Ostrzegała go, że tak będzie, lecz mimo wszystko zaniepokoił się. Wstał z fotela,
przeszedł przez pokój i przykucnąwszy obok pani Vaizey wziął ją za rękę. Jej palce były
suche i bardzo zimne, jak łapki jaszczurki. Wymacał puls, tak słaby, że ledwie wyczuwalny
— był to jednak kolejny aspekt opuszczenia ciała.
„Ciało nie może zbyt długo żyć bez duszy. Właśnie to czyni ludzi tym, czym są” —
powiedziała mu wcześniej.
Wahał się sekundę czy dwie, ale potem wyciągnął rękę i podniósł powiekę staruszki. Jej
źrenice były całkiem białe, jakby doznała wstrząsu mózgu.
— Pani Vaizey? — zapytał cicho. A potem zawołał: — Pani Vaizey! Tu Jim Rook!
Słyszy mnie pani, pani Vaizey?
Potrząsnął nią, lecz nie wywołało to żadnej reakcji, tylko głowa opadła jej na bok.
Wydawało się, że staruszka jest martwa — i wyglądała, jakby nie żyła od dwóch lub
trzech dni.
— Pani Vaizey? Pani Vaizey? Słyszy mnie pani, pani Vaizey?
Usiadł wygodniej i odprężył się. Puls pani Vaizey był słaby, ale regularny, oddychała
też płytko przez otwarte usta, jak ktoś pogrążony w bardzo głębokim śnie.
Podniósł wzrok i poczuł kompletne zaskoczenie. Siedział tu, trzymając za rękę panią
Vaizey leżącą na kanapie, a druga pani Vaizey stała przy frontowych drzwiach patrząc na
niego.
W pierwszej chwili zaparło mu dech, ale w końcu zdołał wykrztusić:
— Udało się. Mój Boże, dokonała pani tego.
Pani Vaizey nakreśliła w powietrzu skomplikowany znak, co wyglądało jak
błogosławieństwo, a potem przemówiła. Jej głos był cichy i odległy, jakby mówiła przez
automatyczną sekretarkę w pustym biurze.
— Teraz idę, Jim… — powiedziała. — Przyniosę ci laseczkę loa… i wtedy będziesz
mógł…. mmmllluuauuu…
Słowa ucichły, odbijając się przeciągłym, zniekształconym echem.
Staruszka stała jeszcze przez chwilę, nadal na niego patrząc, a potem odwróciła się
gwałtownie i wyszła przez drzwi. Były uchylone tylko na dwa centymetry, ale wypłynęła
przez nie tak samo jak wuj Umber przepłynął przez drzwi gabinetu geograficznego. Jak cień,
jak dym.
Kiedy odeszła, Jim spojrzał w dół i stwierdził, że wciąż trzyma rękę pani Vaizey. A
właściwie dłoń jej pozbawionego duszy ciała, jeszcze nie martwego, lecz niezdolnego do
samodzielnego życia. Ułożył ją na swetrze, a sam usiadł w fotelu i spoglądał na leżące przed
nim ciało tak, jak ludzie na lotniskach obserwują drzwi terminalu, czekając na przybycie
przyjaciół lub ukochanych.
Sprawdził godzinę. Nadal nie tknął swojego piwa. Była dokładnie 7.06.
O 7.45 wstał i podszedł do okna. Niebo nad Venice miało barwę podbitego oka. Jim nie
palił od lat, ale teraz miał ochotę zapalić. Znów zerknął na kanapę. Pani Vaizey nie poruszyła
się, chociaż raz czy dwa razy szepnęła coś, czego nie zdołał zrozumieć.
Czuł się dziwnie, stojąc tak nad nią i absolutnie nie mogąc jej pomóc. Nie miał pojęcia,
gdzie staruszka teraz jest i co robi. Zaczął żałować, że nie odwiódł jej od tego eksperymentu.
Kadzidło prawie już się wypaliło, ale w mieszkaniu wciąż unosił się kościelny zapach.
Nagle pani Vaizey uniosła prawe ramię i poruszyła się na kanapie. Powiedziała coś, co
zabrzmiało jak „Agnus”, ale zaraz ponownie zapadła w trans. Jim klęknął przy niej i dotknął
jej czoła. Było zimne, przeraźliwie zimne, a jej puls wydał mu się słabszy niż przedtem.
Chryste, pomyślał w panice, co będzie, jeśli ona umrze? Jak wyjaśnię obecność w moim
mieszkaniu martwej siedemdziesięciosześcioletniej staruszki, ubranej tylko w kostium bikini i
sweter?
Mimo to podszedł do telefonu, zamierzając wykręcić 911. W końcu życie pani Vaizey
było więcej warte od jego reputacji. Ale wtedy staruszka jakby znów się uspokoiła, i zaczęła
miarowo oddychać, choć wciąż nerwowo poruszała palcami i obracała głowę, jakby
rozglądała się czymś.
Może tak było. Może szukała laseczki loa.
Była już prawie 8.00. Jim siedział na skraju kanapy, bębniąc palcami po na pół
opróżnionej puszce piwa. Stan pani Vaizey nie uległ zmianie, ale od czasu do czasu
mamrotała kilka słów, a raz nawet prawie usiadła. Jim bardzo chciałby wiedzieć, gdzie jest
teraz jej dusza i co robi.
Powiedziała, że wuj Umber z pewnością dobrze schował laseczkę. Co będzie, jeśli nie
zdoła jej znaleźć? Jeśli wuj Umber znajdzie ją pierwszy?
Minęła 8.15. Pani Vaizey wciąż oddychała, a jej serce biło, lecz była zimna jak trup.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]