[ Pobierz całość w formacie PDF ]

że ma wręcz przeciwne plany...
Była śmiertelnie zrozpaczona. Wykopała przepaść między sobą i Guyem.
Stał się nagle taki daleki i obojętny. Czy tego właśnie chciała? Powiedział jej
kiedyś, że brak zaufania niszczy związki między ludzmi. Czy do tego właśnie
doprowadziła? Czy zniszczyła to, co Guy czuł do niej, czymkolwiek by to było?
- W pewnej chwili ich spór stał się tak osobisty - dodał Charles - że
zmusił nas z tatą do odwrotu!
Lucy patrzyła uważnie na Virginię i oczy błyszczały jej z ciekawości.
- W jakim sensie osobisty? - spytała życzliwie.
- Czy jest coś między tobą a Guyem? Wbrew wszystkiemu, zawsze
miałam nadzieję, że zejdziecie się ze sobą!
- 128 -
S
R
- I tak się stało, na krótko, ostatniej nocy - wyznała Virginia z goryczą,
rumieniąc się pod badawczym spojrzeniem ojca. - Nie przejmuj się, tato. Mam
dwadzieścia jeden lat i nie potrzebuję niczyjej zgody.
- Zdaję sobie z tego sprawę, kochanie. - Reakcja jej ojca była
łagodniejsza, niż się spodziewała.
- Przepraszam, nie chciałam być nieuprzejma... - Virginia przygryzła
wargę, aby nie obdarzyć go uśmiechem.
- Wy dwaj, uciekajcie stąd! - Lucy królewskim gestem odprawiła męża i
teścia. - Chcę porozmawiać z Virgie! A teraz - powiedziała, kiedy po
niezliczonych protestach, wreszcie usłuchali jej polecenia - opowiedz mi o
wszystkim!
Możliwość zwierzenie się Lucy z kłopotów sprawiła Virginii prawdziwą
ulgę. Jak to dobrze móc zrzucić z siebie ten ciężar, pomyślała, kończąc
opowieść o ostatnich wydarzeniach. Pominęła w niej jedynie Mortimera i pewne
ściśle intymne szczegóły.
- O Nicoli Schreider, to prawda - potwierdziła Lucy, kołysząc syna w
ramionach, gdy tylko jego zachowanie zaczynało wskazywać na to, że zamierza
zaprezentować moc swoich płuc, o której wspominał Charles. - Dziś rano
przyjaciółka mówiła mi, że Nicola zaręczyła się z jakimś facetem z Northamp-
tonshire, dziedzicem tytułu swego stryja.
- A więc czemu mnie okłamała?
- Pies ogrodnika - powiedziała Lucy kwaśno.
- Jeżeli ona nie może mieć Guya, dlaczego miałby go mieć ktokolwiek
inny?
- Wygląda na to, że Guy zmienia kobiety jak rękawiczki - wymamrotała
Virginia z przekąsem i poczuła, że serce jej krwawi.
- Jesteś w nim zakochana i założę się, że i on szaleje za tobą. Widziałam,
jak na ciebie patrzył! Na pewno przekonasz się, że odpowiednia kobieta, to
wszystko, czego Guyowi potrzeba.
- 129 -
S
R
- Nie wiem, czy potrafiłabym znieść, gdyby okazało się, że zostałam
wymieniona na nowszy model! - wyznała z bólem Virginia. - Nigdy nie czułam
do nikogo niczego takiego. Przy nim czuję się taka strasznie bezbronna...
- Nikt ci nie może zagwarantować, że będziesz szczęśliwa, kochanie. Ale
Guy Stern jest jednym z najwspanialszych mężczyzn, jakich znam. Jeśli go
pragniesz, podejmij ryzyko, oto moja rada.
W tym momencie Dawid Chester postanowił zademonstrować swoje
możliwości i jego krzyk uniemożliwił dalsze zwierzenia. Jednak kiedy Virginia
jechała do domu, rada Lucy ciągle brzmiała w jej uszach. Miała rozpaczliwą
nadzieję, że może, Guy wrócił do Armscott Manor. Odczuwała palącą potrzebę
rozmowy z nim, przerzucenia mostu nad otchłanią, która odgrodziła ich od
siebie.
Nie, nie było go tutaj i nie dzwonił, upewniła ją pani Chalk, kiedy
przygotowywały lekką kolację złożoną z serów i owoców. Virginia z ciężkim
sercem poszła do swego pokoju, aby zmienić ubranie, które nosiła przez cały
dzień. Wzięła szybki prysznic i zdecydowała ubrać się w brązowe sztruksowe
spodnie i kremową koszulową bluzkę. Na ramiona zarzuciła gruby wełniany
sweter. Niezwykle energicznie wyszczotkowała włosy, które złotorudą falą
opadły na jej plecy. Może kiedy wróci na dół, Guy tam będzie...
Nie było go jednak. To, jak waliło jej serce, przekonało ją bardziej niż
jakiekolwiek rozumowanie o tym, jakie są jej prawdziwe uczucia wobec Guya.
Tak strasznie chciała go zobaczyć! Setki razy rozważała, co on powiedział i co
ona powiedziała... Tak, koniecznie musi z nim pomówić...
Nie mogła nic jeść. Wymówiła się od rodzinnej kolacji, znalazła
londyński numer telefoniczny Guya i próbowała dodzwonić się do niego.
Wyobrażała sobie dzwonek telefonu rozlegający się w srebrnoszarym salonie z
widokiem na Tamizę. Zciskała słuchawkę tak mocno, że aż zbielały jej palce.
Nikt jednak nie odbierał. Myślała, że wrócił do Londynu, ale może ciągle jest w
- 130 -
S
R
Oxfordshire? Przyszedł jej do głowy kolejny pomysł: wiejski dom, który razem
oglądali. Może tam pojechał, do Milford Crest?
Pospiesznie uprzedziła rodzinę, że wychodzi, chwyciła żakiet i pobiegła
do samochodu. Zciemniało się. W powietrzu unosiła się woń jabłek i stokrotek.
Virginia przypomniała sobie wieczory na Santa Lucii i wypełnione
egzotycznymi zapachami tropikalne ciemności. Poczuła bolesne ukłucie w
sercu. Przez jakiś czas jechała wiejską drogą, aż w końcu skręciła przy tabliczce
 Droga prywatna".
Przed furtką stał zaparkowany szary aston martin. W pokoju na dole
paliło się światło. Guy był tutaj.
Noc była ciemna jak smoła, wiał zimny wiatr. Virginia szła powoli w
kierunku frontowych drzwi. Po drodze minęła oświetlone okno i powodowana
nagłą ciekawością zajrzała do środka. Jeżeli naprawdę dopiero tydzień temu
kupił ten dom, to niesłychanie szybko się w nim urządził, pomyślała.
Na kominku płonęły drewniane szczapy, wielki perski dywan pokrywał
rudobrązową podłogę z szerokich dębowych desek. Trzy sofy z wysokimi opar-
ciami, zamiast jak zwykle perkalem, obite były welwetem w kolorze dojrzałej
papryki. We wnęce dostrzegła piękne orzechowe biureczko, zasłane gazetami.
Stał na nim do połowy opróżniony kieliszek z czymś, co wyglądało na czerwone
wino. I ani śladu Guya.
Czuła się dziwnie zdenerwowana. Zapukała do drzwi, ale nikt nie
otwierał. Zapukała raz jeszcze i nacisnęła klamkę. Drzwi były otwarte. Zwiatło
zaprowadziło ją do pokoju. Chciała zawołać, ale głos uwiązł jej w gardle.
Zbliżyła się do kominka i wolno usiadła na obitej sztruksem sofie. Po
dłużej chwili usłyszała kroki w korytarzu. W drzwiach pokoju stanął Guy z
naręczem drew. Przyglądał się jej w milczeniu, z nieodgadnionym wyrazem w
swoich szarych oczach.
- Patrzcie państwo! Królewna Znieżka? - Cedzone przez zęby słowa
brzmiały tak beznamiętnie, że Virginia poczuła, jak ze strachu robi jej się sucho
- 131 -
S
R
w gardle. Co ona tu właściwie robi? Przecież prosiła Guya, żeby dał jej trochę
czasu, a on całkiem jasno dał jej do zrozumienia, że ma zamiar to zrobić. A teraz
co? Ledwo minęło kilka godzin i przyjechała tu za nim, jak zakochana
nastolatka.
- Kto siedział na moim krzesełku? - dopowiedziała drżącym głosem,
przypominając sobie, w jaki sposób Guy powitał ją tej niezapomnianej nocy na
Santa Lucii.
Nie oglądając się na nią, Guy podszedł do kominka i wsypał drwa do
kosza. Podniósł się i otrzepał drzazgi z koszuli. Spojrzał na zegarek i uniósł
brwi.
- Jest już dziesiąta, Virginio. Miałem zamiar położyć się dziś wcześniej.
Czemu zawdzięczam tę zaskakującą wizytę?
- Guy, czy mógłbyś nie być taki zimny, obojętny i cyniczny? - poprosiła
niskim, pełnym napięcia głosem.
- A jaki mam być, twoim zdaniem? - zapytał chłodno. - Mam pić na umór,
aby złagodzić cierpienie? A może powinienem umierać ze złamanym sercem?
Zamierzone okrucieństwo jego słów było dla niej jak nóż wbity w serce.
Blada, zbyt przejęta, żeby płakać, podniosła się z wolna. Teraz albo nigdy. Rada
Lucy ciągle brzmiała jej w uszach. Jej uczucia uległy całkowitemu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl