[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Dobranoc! rzekł.
Zawahała się przez chwilę. Potem, nic nie mówiąc, podała mu rękę. Jego
palce zacisnęły się na krótki moment dokoła tej drobnej dłoni.
Niech się pani nie obawia zależności ode mnie szepnął. Wysunęła
rękę z jego dłoni.
Dziękuję rzekła cichym głosem.
W kilka minut pózniej Field siedział znowu przy swoim biurku. Przez
otwarte teraz okno wpadał powiew wiatru od rzeki. Okiennica kołysała się.
stukając jak uwięziona istota. Field siedział nieruchomy, patrząc przed
siebie. Nie widział otaczających go przedmiotów. Nagle wstał i z całym
spokojem umocował ponownie okiennice. Frędzle firanki, miotane wichrem,
uderzyły go w twarz. Wziął scyzoryk ze stolika i odciął je.
Frędzle leżały na jego dłoni, jedwabne, srebrzyste, poskręcane. Usiadł i
patrzył na nie. Potem z dziwnym uśmiechem włożył je do szuflady.
Rozdział drugi
Proces Burleigha Wenthwortha o fałszerstwo był sensacją sezonu.
Elegancki tłum zbierał się codziennie przed drzwiami sądu i wlewał się
potężną falą do sali, w której toczyła się rozprawa. Sam oskarżony, pełen
nonszalancji, łagodny, apatyczny, nudził się, okazując zarazem instynktowną
odwagę swej klasy. Jego los byłby opłakany, gdyby nie stanął przy nim jako
obrońca Percival Field. Było to zdanie powszechne. Oskarżony był znaną
postacią salonów londyńskich, był też powszechnie lubiany w kołach
sportowych. Wszędzie wzbudzał podziw, gdziekolwiek się zjawił. Umiał
zdobywać popularność. Pochodził ze starej rodziny. Jego zaręczyny z lady
Violetta, o których szeptało całe miasto, czyli ci, którzy się liczyli w
Londynie, nie dziwiły nikogo. Brat Violetty, lord Culverleigh, był przecież
najserdeczniejszym przyjacielem Burleigha. Uważano tę pogłoskę za fakt
dokonany, toteż tym bardziej spadła na wszystkich jak grom z jasnego nieba
sprawa Wentwortha o fałszerstwo.
O niczym innym nie mówiono w Londynie. Pozory były przeciw niemu,
wszystkie! Po pierwszym wstrząsie, jakiego doznali znajomi, nikt teraz nie
wierzył w jego niewinność. Rezultat procesu wydawał się przesądzony z
góry, gdy wtem rozeszła się wieść, że Percival Field podjął się obrony. W
tym momencie zmieniła się opinia publiczności. Skoro Field go broni, musi
być jakiś słaby punkt oskarżenia. Field nie podejmie się procesu skazanego
na przegraną.
Proces trwał prawie tydzień. Przez cały ten czas lady Violetta z woalką na
twarzy chodziła co dzień do sądu i przysłuchiwała się sprawie. Były to
godziny wielkiego napięcia. Ludzie przyglądali jej się niedyskretnie,
ciekawi, czy istotnie doszło już do zaręczyn tych dwojga. Czy ona kochała
się w tym człowieku, czy też była to tylko ciekawość z jej strony? Nikt nie
wiedział na pewno. Ona sama chroniła swą godność i nawet ci, którzy się
zaliczali do jej najbliższych przyjaciół, nie zdołali się domyślić, co się dzieje
w jej duszy.
Podczas procesu siedziała bez ruchu, nieprzystępna, zagadkowa, ale
całkowicie skupiona, wsłuchana z najwyższą uwagą w przebieg sprawy.
Prowadzenie obrony przez Fielda było istnym cudem pomysłowości
prawniczej. Wiele osób przychodziło do sądu tylko ze względu na jego
udział w procesie. Miał już ustaloną renomę i każde jego słowo miało
olbrzymie znaczenie. Gdy wreszcie nadszedł moment wygłoszenia wielkiej
mowy obrończej, oczekiwanej przez cały Londyn, zgromadzeni słuchali z
zapartym tchem. Była to chyba najbardziej błyskotliwa mowa jaką słyszał
kiedykolwiek ten trybunał.
Field przebrnął bez trudu przez piętrzące się trudności; usunął wszelkie
przeszkody z inteligencją i determinacją. Jego porywająca mowa
zdmuchnęła jak bańkę mydlaną zarzuty oskarżenia, obaliła punkt po punkcie
podstawy powództwa. Zdawało się, że stacza on walną bitwę we własnej
obronie. Starał się raczej opanować sąd niż apelować do sympatii
przysięgłych.
I wygrał sprawę. Jego brawurowe ataki, jego magnetyzm, bezustannie
wibrująca osobowość, wywarły niezatarty ślad w umysłach sędziów.
Dowody były przeciw oskarżonemu, opinia była mu przeciwna. Niemniej
wyrok zabrzmiał: Niewinny!".
Z chwilą ogłoszenia tego wyroku rozległy się burzliwe oklaski, jakich sąd
nie słyszał jeszcze nigdy. Więzień, blady, lecz na pozór spokojny, przyjął je
jako należne sobie oznaki życzliwości. Ale to nie on był przedmiotem
owacji. Był nim człowiek, który go bronił, ten, który siedział przy biurku w
głębi sali rozpraw i przeglądał stos papierów z lekkim, cynicznym
uśmiechem w kącikach ust. Ten, który, jak głosiła jednomyślna opinia,
dokonywał rzeczy niemożliwych. Uwolnił więznia z celi prawie cudem.
Widocznie Percival Field wierzył niezachwianie w niewinność swego
klienta, w przeciwnym bowiem razie nie mógłby go bronić tak namiętnie, z
takim przekonaniem.
Tłum przyglądał mu się, ciekaw, jak on zareaguje na swój triumf. Jego
sława osiągnęła tego dnia rozgłos międzynarodowy. Nawet koledzy
przyznawali, że jest geniuszem. Czy nie był wcale dumny ze swego sukcesu?
A może był po prostu przemęczony tym ogromnym wysiłkiem ostatnich
tygodni? Nikt nie umiał odpowiedzieć na to pytanie.
Teraz, kiedy już było po wszystkim, wyglądał tak obojętnie! Walczył i
zwyciężył. Lecz jego uwaga już zwracała się w inną stronę.
Tłum zaczynał się rozpraszać. Dzień był upalny, w sali było gorąco. Na
jednej z ławek, zajmowanych przez publiczność, jakaś kobieta zemdlała.
Zaniesiono ją do pobliskiej pustej sali, gdzie odzyskała przytomność. Nieco
pózniej odjechała do domu taksówką, sama, z twarzą zasłoniętą gęstą
woalką.
Rozdział trzeci
Sezon miał się ku końcowi, kiedy gruchnęła wieść o zaręczynach lady
Violetty Calcott z Percivalem Fieldem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]