[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Udała, że mnie nie słyszała.
Dom był niemal całkiem cichy. Kolacja skończyła się jakąś godzinę temu i zbliżał się już
zachód słońca. Wszyscy będą więc zamknięci w swoich pokojach, co oznaczało, że
musiałyśmy się pospieszyć.
Mogłam poczuć jak mocno bije mi serce, kiedy weszłyśmy na główny korytarz. Z
witrażowego okna odpadło jeszcze więcej szkła. Teraz aniołowi, który stworzył
czarownice i czarowników brakowało połowy twarzy i przeszedł mnie lekki dreszcz,
kiedy przechodziłyśmy na placach między kawałkami szkła. Nie byłam pewna, czy to ja
czuje się tak nieswojo, czy może to była Elodie. Prawdopodobnie my obie.
Gdy dotarłyśmy do biura Lary, Elodie położyła dłoń na klamce. Czułam jak magia
przepływa przez moją rękę i mentalne westchnęłam.
- Skąd wiesz, że Lara to Lara Casnoff, a pani Casnoff jest panią Casnoff? - szepnęła
Elodie, pracując nad zaczarowanymi drzwiami. - To jej panieńskie nazwisko prawda?
Tak wiec nie powinna być panną Casnoff?
Ze wszystkich rzeczy nad którymi można się zastanawiać, ty skupiłaś się akurat na
tym? Jaki jest jej stan cywilny?
- Mówię tylko, że to dziwne - syknęła w odpowiedzi.
Wiesz, że możesz mówić do mnie w myślach prawda? Nie musisz mówić na głos i
sprawiać , żeby wszyscy myśleli, że jestem stuknięta. Tak dla twojej informacji.
- Mogę mówić tylko wtedy, kiedy jestem w twoim ciele, więc pozwól mi z tego
korzystać.
Zanim zdążyłyśmy się pokłócić, drzwi nagle ustąpiły. Elodie popchnęła je i rzuciła się
do środka, zamykając je za sobą. Biuro Lary było całkowitym przeciwieństwem biura
Pani Casnoff, włączając w to wznoszące się wszędzie biblioteczki ciężkie, drewniane
biurko, które było tak bardzo wypolerowane, że mogłam się w nim przejrzeć.
- Jakiś pomysł, gdzie mamy zacząć? – szepnęła Elodie.
Biurko, powiedziałam w końcu. Będzie zamknięte, i jeśli jest takie, jak biurko pani
Casnoff to magia na nie nie zadziała. Mam w kieszeni gwóźdź. Wyjmij go i powiem ci
jak otworzyć zamek.
Zalała mnie pogarda Elodie, ale wzięła gwóźdź i zabrała się do pracy.
- Czy w prawdziwym świecie byłaś włamywaczem? - mruknęła, wciąż grzebiąc przy
zamku.
Nie. Mieszkałyśmy kiedyś z mamą w bardzo wadliwym mieszkaniu. Zamek nigdy
dobrze nie działał i zawsze musiałyśmy się włamywać. Muszę przyznać, że nigdy nie
myślałam, że ta umiejętność przyda mi się ponownie.
Zachichotała.
- Co chciałaś ukraść z biurka pani Casnoff?
Informacje o Archerze. Po tym jak odszedł.
- Ach. Przy okazji. Nie ma za co.
Za co?
Wbiła gwóźdź mocniej.
- Za doprowadzenie go do porządku tamtej nocy. Współpraca z Okiem – zadrwiła. -
Tak, to był genialny plan.
On po prostu próbował coś wymyślić. – powiedziałam automatycznie. Nie byłam
pewna dlaczego go broniłam, kiedy chciałam powiedzieć, że to była najgłupsza rzecz
wśród najgłupszych rzeczy, ale nie podobała mi się pogarda w jej głosie. Cóż, w moim
głosie, jej słowach.
Elodie przerwała próby otworzenia szuflady i odgarnęła moje włosy obiema rękami.
- Co musiałoby się stać, żebyś uświadomiła sobie, że Archer Cross to zła wiadomość?
On jest członkiem Oka. Jest kłamcą i dupkiem, i nie jest ani trochę tak śmieszny jak
mu się wydaje. A ty jesteś zaręczona z Calem. Faceci, którzy potrafią uleczyć każdą
ranę, są super gorący i do wzięcia? To naprawdę, nie zdarza się codziennie.
Nie myślę o Calu w ten sposób.
Wróciła do zamka, przyciskając mocniej gwóźdź. Elodie prychnęła.
- Um, hej, byłam w twojej głowie. Oczywiście, że myślisz o nim w ten sposób.
Słuchaj, to nie jest impreza piżamowa, warknęłam. Mogłabyś wrócić do pracy?
- Dobra – mruknęła - Nie słuchaj mnie. Ale mówię ci, Cal to jest to. Znaczy, gdybym
miała ciało, nawet bym się nie…
Nie kończ.
Jestem na dziewięćdziesiąt dziewięć procent pewna, że nie zamierzała tego zrobić, ale
zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, zamek w szufladzie ustąpił.
- Aha – wyszeptała Elodie – Sukces.
Kiedy wysunęła szufladę, nie spodziewałam się niczego znaleźć. Naprawdę. To znaczy,
może jakąś tajemniczą zapiskę, albo dwie, albo głupią zagadkę, zapisaną na
pergaminie, która mielibyśmy rozwiązać.
Więc kiedy zobaczyłam książkę, leżącą na stercie papierów, nie zdałam sobie sprawy
na co właśnie patrzyłam. Zrozumiałam, dopiero, kiedy Elodie się odezwała:
- Hmm… czy to jest księga zaklęć o której mówiliście?
Spojrzałam na popękaną okładkę z czarnej skóry. Poczułam moc, która od niej biła.
Tak. To zdecydowanie ona.
- Cóż to było… proste.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]