[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kobieta, która próbowaÅ‚a rozkopać bruk. Nie stawiaÅ‚a poważnego oporu, ale miaÅ‚a »nieboskie
i niewÅ‚aÅ›ciwe« maniery, ponieważ zabrano jÄ… do Gmachu SprawiedliwoÅ›ci (w owym czasie
na Kearney Street). Okazała się najbardziej znaną w mieście wróżką i chiromantką, która w
poprzednim roku publicznie ostrzegała dwudziestosześcioletniego szefa straży pożarnej, że
zostanie zabity przez »grom z jasnego nieba«. NazywaÅ‚a siÄ™ Edith Nielsen.
TwierdziÅ‚a, że odkryÅ‚a »prawdziwego sprawcÄ™« szeÅ›ciu przerażajÄ…cych morderstw
grupowych, które miały miejsce w San Francisco pod koniec 1904 i na początku 1905 roku.
Edith Nielsen rozkopywała bruk, aby zapobiec siódmemu. Jednak nie powiedziała jak i
dlaczego.
Masowe morderstwa znane byÅ‚y w tym czasie jako »morderstwa bÅ‚Ä™kitnego listu«,
ponieważ po każdym zabójstwie sprawca wysyłał do redaktora naczelnego Morning Call list
na lazurowym papierze, a w liście chełpił de swoimi poczynaniami. (Szczegóły w: Arthur
Strerath: »Morderstwo na krawÄ™dzi Å›wiata« Putnam 1935).
W zeznaniach dla policji pani Nielsen powiedziała, że zaprzyjazniony duch ostrzegł
ją, że San Francisco stoi w obliczu wielkiej katastrofy i że morderstwa są jedynie preludium
do niej. Od wielu tygodni widziała w oknach, zwierciadłach i na dłoniach klientów twarze, a
to »pewny znak«, że »jakieÅ› straszne nieszczęście« jest nieuniknione. MówiÅ‚a, że jednego
dnia umrze przynajmniej tysiÄ…c luda.
Przepowiednia częściowo sprawdziła się - trzęsienie ziemi i pożar pochłonęły 478
ofiar. Jednak szef straży pożarnej zginął, gdy przewrócił się pierwszy komin. Był to jeden z
powodów, dla którego miasto zostało tak straszliwie dotknięte pożarem... brygady ogniowe
straciły przywódcę .
Larry odłożył książkę.
- Dlaczego wiąże pani ten przypadek z Szatanem z Mgły?
Fay Kuhn znów pogrzebała w swojej torbie. Tym razem wyciągnęła błyszczące,
cierpko pachnÄ…ce fotokopie.
- Nie mogłam zdobyć kopii oryginalnej książki o morderstwach błękitnego listu , ale
członek Mystery Writers pożyczył mi to z własnej kolekcji.
Larry pośpiesznie przebiegł wzrokiem po stronach.
- Sześć rytualnych zabójstw masowych. Tak... widzę zbieżność. Ale nie przypuszcza
pani, że po osiemdziesięciu latach ten sam sprawca jeszcze żyje i morduje.
- Oczywiście, że nie, ale proszę spojrzeć, co miało miejsce w każdym z tych
przypadków. W pierwszym: rodzinie z Hayes Street obciął stopy. W drugim: podciął gardła
trzem osobom na Dolores Street. W trzecim ofiary miały połamane ręce. W czwartym w
Chinatown mąż wsadził żonie do ucha metalową rurkę i wlał antymon oraz rozpuszczony
ołów. I tak dalej.
Larry przeczytał uważnie fotokopie. Bez wątpienia następowały według podobnego
klucza co napady Szatana z Mgły. W gruncie rzeczy, według jedynego, jaki Larry zdolny był
dostrzec. W każdym zabójstwie oprawca okaleczał inną część ciała.
- Od jak dawna ma pani tę informację? - zapytał.
- Już trzy tygodnie.
- Nie pokazała pani tego porucznikowi Knudsenowi? Mogła go pani przekonać, że ten
materiał wart jest wglądu.
- Ależ oczywiście, że mu pokazałam. Powiedział tylko, że nie ma tu naukowego
podkładu. Powiedział, że skoro on nigdy nie słyszał o tych zabójstwach, mało
prawdopodobne, aby słyszał o nich Szatan z Mgły, a więc, istnieje jedna szansa na milion, że
nasz ptaszek jest - jak on to powiedział? - papuzim mordercą.
- Chyba więcej niż jedna szansa na milion.
- Na pewno. Ale proszę przekonać o tym wszechwiedzącego Knudsena -
zaakcentowała pierwsze sylaby. - Obawiam się, że brakuje tu naukowego podkładu -
zacytowała Arnego.
- Nie, jeśli się w to wierzy.
- A pan wierzy? - spytała przytomnie Fay.
W tym momencie rozległo się pukanie do otwartych drzwi i stanął w nich Dan
Burroughs z papierosem w ustach.
- Dzień dobry, pani Kuhn - uśmiechnął się. A potem: - Larry... będziesz miał
chwileczkÄ™...
- Zaraz skończymy - nie odwracając się powiedziała Fay Kuhn. - Chcę zadać jeszcze
tylko kilka osobistych pytań.
Dan wszedł do środka, stanął przy biurku Larry ego i podniósł fotokopie.
- A ty wciąż o tym samym, złotko? - zapytał Fay.
- Pomyślałam, że to zainteresuje porucznika. Poza tym wydaje mi się, że powierzył
mu pan dochodzenie po to, aby spojrzał na nie od innej strony.
Dan Burroughs zakasłał i pociągnął nosem.
- Pani Kuhn, przeglądałem już ten materiał i nie znalazłem tam zbyt interesujących dla
nas wiadomości. Czasami pracujemy opierając się na przeczuciu i intuicji... to jeden z
powodów, dla których powierzyłem to śledztwo porucznikowi Foggii... ale do sądu musimy
dostarczyć dowody. I to nie byle jakie. Wiarygodne. Takie, żeby mieć pewność, że dwunastu
dobrych, ale powściągliwych obywateli wyśle sprawcę tych zbrodni do komory gazowej.
Fay Kuhn zmieszała się, a potem sięgnęła na biurko Larry ego i zabrała swoje papiery.
- Przykro mi, że zabrałam panu czas. O sprawach osobistych porozmawiamy pózniej.
- Jak sobie pani życzy - powiedział Larry. - Wie pani, jak mnie złapać. - Chciał
powiedzieć: Wierzę ci, wierzę ci w zupełności. Spójrz na moją dłoń , ale zbyt dobrze znał
wrogie nastawienie Dana do tej dziennikarki i do każdej sugestii na temat nadprzyrodzonych
koneksji Szatana z Mgły.
Odprowadził Fay Kuhn do końca korytarza.
- Musi pani wybaczyć Burroughsowi - powiedział. - Lubi się trzymać procedury.
- Czasami ludzie pokazują, że trzymają się procedury, aby ukryć rzeczy, które robią
wbrew niej - zauważyła Fay.
Zatrzymali się przy windzie. Drzwi otworzyły się i ze środka wyszli dwaj policjanci z
czarnoskórym nastolatkiem w różowej kurtce.
- Kto jest czarnuchem, wy białe świnie! - wołał nastolatek.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]