[ Pobierz całość w formacie PDF ]

której wspomniałam - jeden z tych głośnych rozwodów, kiedy w grę wchodzą duże
pieniądze i sensacyjnie brzmiące oskarżenia - zapełniała strony popołudniówek przez
całe nie obfitujące w wydarzenia lato. Wiedziałam, że Linda z pewnością śledzi jej
przebieg.
- Taa. Dostała dwadzieścia milionów. A przecież nie stuknęła jej nawet
pięćdziesiątka. Ma dwadzieścia milionów i życie przed sobą. Wie pani, co
powiedziała?
- Co takiego?
- %7łe rozwiodłaby się z nim i tak, nawet gdyby miała nie dostać ani grosza. I że
teraz czuje się młodsza niż kiedykolwiek w ciągu ostatnich dziesięciu lat.
- Hmmm - powiedziała tylko. Uśmiechała się jednak, a oczy błyszczały jej
niemal tak jak przed laty w nędznym mieszkanku, podczas rozmowy z przyjaciółkami.
- Wie pani, kilka razy wpadałyśmy na siebie podczas przyjęć. Nie jest wcale taka, jak
opisują gazety. To bardzo miła kobieta. Prawdę mówiąc, chciałyśmy nawet umówić się
któregoś dnia na lunch.
- Cóż, teraz jest odpowiednia chwila, żeby zadzwonić i się przypomnieć -
powiedziałam. - Mogłaby pani ją zaprosić i wspólnie uczciłybyście rozwód.
- Raczej to ona mogłaby zaprosić mnie, zważywszy, ile dostała - odparła Linda
ze śmiechem.
Następnego ranka płacąc za steki, dotknęłam ręki rzeznika i zobaczyłam czysty,
pełen ciepła dom, gdzie mieszkał z żoną i dwoma synkami. Kilka dni pózniej
przekonałam się, że mężczyzna, który sprzedaje mi kawę, wręcz mnie nie znosi.
Nienawidził nas wszystkich za to, że się nie przepracowujemy, siedząc w wygodnych
biurach, podczas gdy on musi wstawać o trzeciej nad ranem, by sprzedawać nam
cholerną kawę, bez której nie możemy się obejść.
Zdolność pozazmysłowego postrzegania to pojawiała się, to znikała przez całe
lato i nie byłam pewna, co z nią zrobić. Najczęściej ignorowałam pojawiające się przed
oczami obrazy cudzego życia, odrzucając je jako zrodzone z fantazji - do czego zawsze
miałam skłonność.
Nie powiedziałam o nich Edowi. Był zagorzałym agnostykiem i uważał, że
wszystko co ma posmak nadnaturalności czy metapsychiki, to zwykły nonsens.
*
* *
Owczarek nadal mnie ignorował. Przesiadywał wieczorami przed dworcem,
czekając, lecz nie poznawał mnie, gdy podchodziłam. Ed znał psa i utrzymywał, że
kiedy wraca do domu kilka godzin po mnie, ten nadal smętnie kogoś wypatruje.
Nabrał nawyku klepania zwierzęcia po łbie i co ciekawe, pies witał Eda przyjaznie, jak
starego znajomego. Nie poznawał tylko mnie.
- Gdzie się podziewałaś? - Zapytał James Cronin. Poniedziałkowe popołudnie u
Fieldsa&Carmine'a. James zajmował biurko tuż obok mojego, lecz jakoś nie
potrafiliśmy się dogadać. Dla Jamesa wszystko było współzawodnictwem; obecnie
rywalizacja dotyczyła tego, które z nas przeznacza na lunch mniej czasu.
- Byłam w barze - odparłam. - Jadłam hamburgera.
- Przez dwie godziny? - Zapytał, unosząc brwi.
Przewróciłam wymownie oczami.
- Jakie dwie godziny? Wyszłam o pierwszej, a teraz jest - spojrzałam na
zegarek. Trzecia. To przecież niemożliwe. Pochyliłam się, by spojrzeć na zegar
Jamesa. On także wskazywał trzecią.
Cofnęłam się pamięcią do pierwszej i zaczęłam przypominać sobie, co robiłam.
Poszłam do Pete'a na hamburgera, przespacerowałam się do straganu z gazetami na
rogu i wróciłam do pracy. Wracając zerknęłam na zegarek i była za pięć. Razem
godzina. Skąd zatem trzecia? Niemożliwe. A jednak musiała to być prawda. James
wpatrywał się we mnie dużymi szarymi oczami. Czułam się tak, jakby grunt pod
moimi stopami nie był już stabilny, ale przechylał się raz w jedną stronę, raz w drugą.
Mój umysł zastopował, a potem wszedł w tryb pogotowia. Pozbądz się tego natręta,
doradził.
- Och, taa, rzeczywiście, wyszłam o pierwszej - powiedziałam od niechcenia,
jakbym chwilę wcześniej nie przemawiała zupełnie innym tonem. - Miałam coś do
załatwienia.
Odwróciłam się i usiadłam przy swoim biurku. Przebiegłam myślami minioną
godzinę - nie, dwie godziny. Najpierw poszłam na hamburgera. Obsługiwała mnie ta
sama co zwykle kelnerka, brunetka o zmęczonej twarzy. Jedząc przeglądałam gazetę,
którą zostawiłam pózniej na stoliku. Potem ruszyłam w dół ulicy, do znajdującego się
na rogu straganu z gazetami. Przejrzałam kilka kobiecych pism, a potem wzięłam
 Architectural Record", gdzie na kolumnie zatytułowanej  Nowe i godne polecenia"
zamieszczono notatkę na temat mojej firmy. Oczywiście mieliśmy w biurze
egzemplarz pisma, ale chciałam pokazać notatkę Edowi. Sprawdziłam zegarek: była za
dwadzieścia druga. Mnóstwo czasu. Oddałam się więc grzesznej przyjemności
przeglądania magazynów dla kobiet i rozkoszowałam się nią przez kilka minut, gdy
nagle usłyszałam:
- Hej, nie może pani ich tak czytać. Proszę kupić albo odłożyć. %7ładnego
czytania na miejscu.
Odwróciłam się i zobaczyłam właściciela sklepu.
- Przecież kupuję. Wybrałam to, a teraz zastanawiam się nad tymi.
Byłam zła, lecz tylko przez chwilę. Zabawny człowiek. Skąd ktoś może wiedzieć,
co kupić, jeśli wpierw tego nie obejrzy? Sytuacja wydała mi się kompletnie
absurdalna: oto sprzedawca, który zniechęca klientów, by u niego kupowali.
Prawdopodobnie wraca co wieczór do domu, zastanawiając się, dlaczego nie sprzedał
więcej czasopism.
- Kupuje pani albo nie. Proszę się zdecydować - dobiegło mnie znowu.
Najchętniej po prostu bym wyszła, szukałam jednak tego magazynu od
tygodnia, sprzedawany był głównie w prenumeracie i trudno było go dostać na
stoisku. Podeszłam do lady.
- Jest pan bardzo nieuprzejmy, wie pan o tym? Jak ktoś ma zrobić zakupy, nie
obejrzawszy wpierw towaru?
Zapłaciłam, podając banknot pięciodolarowy i dwie monety
dwudziestopięciocentowe.
- Nie podoba się, to proszę wyjść. Nie potrzebuję pani pieniędzy.
Byłam coraz bardziej zła. Chciałam kupić kilka czasopism, a proszę, co mnie
spotkało.
- W takim razie moja noga więcej tu nie postanie. - Odwróciłam się i wyszłam.
Usłyszałam jeszcze, jak rzuca w ślad za mną:
- Pieprzona dziwka.
Zignorowałam go. Co za dziwak. Jak to się stało, że w ogóle prowadzi interes?
Zapaliłam papierosa i kilka razy się zaciągnęłam. Nadal byłam zła i fakt ten nieco
mnie zawstydzał. Powinnam być ponad to, nie brać nienawidzącego kobiet kretyna
poważnie.
Spojrzałam na zegarek. Do drugiej pozostało jeszcze piętnaście minut. Jeśli
wybiorę dłuższą drogę, pójdę ulicami zamiast aleją, wrócę akurat na czas. Mogłabym [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl