[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się dwie miotły.
- Chyba żartujesz - powiedziałam.
Uśmiechnęła się szeroko, wskoczyła na miotłę i pofrunęła w górę.
Zawróciła i unosiła się teraz nad moją głową, a jej śmiech niósł się
205
echem po lesie.
- Wsiadaj, Sophio! - zawołała. - Bądz raz w życiu tradycyjna!
Stanęłam mocno, chwytając jednocześnie smukły kij od miotły.
- To mnie utrzyma? - krzyknęłam do Alice. - Nie wszyscy mają
rozmiar XS!
Tym razem nawet nie zapytała mnie, o co chodzi. Roześmiała się po
prostu.
- Na twoim miejscu bym się pospieszyła! - odkrzyknęła. - Od
całorocznego dyżuru w piwnicy dzieli cię zaledwie kwadrans!
Wsiadałam na miotłę, sadowiąc się na niej okrakiem. Nie zrobiłam
tego tak elegancko jak Alice, ale kiedy mój nowy środek lokomocji
nagle wzbił się w powietrze, przestałam się przejmować tym, czy
wyglądam dystyngowanie.
Chwyciłam mocniej rączkę i krzyknęłam i zaskoczenia, czując na
twarzy chłodny powiew wiatru. Znalazłam się w powietrzu.
Zakładałam, że miotła popędzi przed siebie, a ja będę się jej kurczowo
trzymać, wrzeszcząc ze wszystkich sił. Ona jednak raczej szybowała.
Wstrzymywałam oddech nie ze strachu, ale dlatego, że odczuwałam
czystą, nieskrępowaną radość. Powietrze było zimne, lecz także
przyjemne i kiedy leciałam za Alice z powrotem do szkoły, zebrałam
się na odwagę, żeby spojrzeć w dół na przemykające pode mną czubki
drzew. Alice zgasiła kulę świetlną, więc widziałam głównie ciemną
bezkształtną masę, ale nic mnie to nie obchodziła Latałam - naprawdę,
naprawdę latałam.
Gwiazdy nad głową były jak na wyciągnięcie ręki, a serce rosło mi w
piersi. W oddali widziałam zieloną poświatę bąbla otaczającego
Hekate i miałam nadzieję, że nigdy tam nie dolecimy, że będę mogła
na zawsze zatrzymać to uczucie lekkości i wolności
Zbyt szybko nastąpił ten moment, kiedy wylądowałyśmy tuż przed
werandą. Policzki spierzchły mi z zimna, a palce zdrętwiały, ale na
twarzy miałam obłąkańczy uśmiech.
- To - oznajmiłam - była najwspanialsza rzecz pod słońcem. Dlaczego
wszystkie czarownice tego nie robią?
Alice roześmiała się, zsiadając z miotły.
- Obawiam się, że jest to uważane za zbyt banalne.
- Bzdura - powiedziałam. - Kiedy zostanę przewodniczącą Rady,
ogłoszę miotłę jedynym dozwolonym środkiem transportu.
Alice roześmiała się znowu. - Miło to słyszeć.
Bąbel wokół Hekate zaczął tymczasem blednąć.
- To pewnie oznacza, że muszę wracać - powiedziałam.! A więc jutro
w tym samym miejscu o tej samej porze?
Alice potaknęła i sięgnęła do kieszeni, by wyjąć niewielką sakiewkę.
- Wez to.
Woreczek był miękki, a jego zawartość sypka.
- Co to jest?
- Ziemia z mojego grobu. Jeśli kiedykolwiek będziesz potrzebowała
dodatkowej mocy do zaklęć, natrzyj odrobiną ręce. Powinno
wystarczyć.
- Okej. Znaczy, dziękuję. - Fajnie będzie mieć dopalacz do magii, ale
po prawdzie trochę mi się flaki przewracały. Ziemia z grobu? Fuj.
207
- I, Sophio - dodała Alice, kiedy się odwróciłam, żeby wrócić do
pokoju.
- Tak?
Podeszła do mnie i wzięła mnie w ramiona, przyciągając moją głowę
do swoich ust. Przez moment myślałam, że pocałuje mnie w policzek
albo coś w tym rodzaju, ale ona szepnęła tylko:
- Uważaj na siebie. Oko cię widzi nawet tutaj.
Odskoczyłam z walącym mocno sercem i nagłą suchością w ustach,
jednak zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, Alice posłała mi pełen
smutku uśmiech i rozpłynęła się w powietrzu.
ROZDZIAA 23
- I jak? - zapytałam bez tchu Archera tydzień pózniej. -Wybrałeś już
idealny odcień różu na smoking?
Mieliśmy obronne, a ja straciłam dech tylko dlatego, że właśnie
wykonałam atak, który rzucił chłopaka na ziemię po raz piąty tego
dnia. Niedotlenienie w moich płucach nie miało nic wspólnego z tym,
że wyglądał fantastycznie w obcisłym podkoszulku. Nie mogłam
uwierzyć, że udało mi się go tyle razy pokonać. Albo on tracił
kondycję, albo ja ją zyskiwałam w bardzo szybkim tempie.
Oczywiście nigdy nie zamierzałam startować w zawodach
strongmanów, ale i tak szło mi niesamowicie dobrze. Zwłaszcza
biorąc pod uwagę fakt, że zarywałam noce.
Naszyjnik uderzył mnie w pierś, kiedy pochyliłam się, żeby podać
Archerowi rękę. Zaklęcie Alice działało jak... no, chyba już wiecie.
Przez pierwsze trzy noce sypiałam po mniej więcej dwie godziny, a
mimo to budziłam się wyspana. Pierwszego dnia bałam się, że pani
Casnoff wezwie mnie do gabinetu i odpyta na okoliczność zaklęcia
usypiającego, które ktoś rzucił na szkołę, ale kiedy to nie nastąpiło,
zaczęłam się nieco rozluzniać. Teraz nawet nie zawracałam sobie
głowy zasypianiem. Leżałam po prostu w ciemności, czując się
podekscytowana jak dziecko wypatrujące prezentów gwiazdkowych,
i czekałam, aż zielona poświata wleje się przez okno. Wtedy
wybiegałam na zewnątrz, wskakiwałam na miotłę i pędziłam przez
nocne niebo na cmentarz.
Wiedziałam, że to, co robię, jest niebezpieczne i trochę głupie. Ale
kiedy szybowałam po niebie albo rzucałam zaklęcia tak potężne, że
nawet nie marzyłam o ich istnieniu, trudno było o tym pamiętać.
Archer uśmiechnął się, kiedy pomogłam mu wstać. - Pytam poważnie
- powiedziałam. - Elodie mówiła coś o tym, że macie mieć dobrane
stroje. No więc jaki odcień? Landrynka"? A może pnąca róża"?
Och, mam pomysł! Rumieniec dziewicy"!
Od balu dzielił nas raptem tydzień i wydawało się, że wszyscy tylko o
[ Pobierz całość w formacie PDF ]