[ Pobierz całość w formacie PDF ]
stronę jak jakaś karetka, jak strażacy, kiedy jadą do pożaru lub do
wypadku drogowego. Doszliśmy tak aż na Libeń, do Króla
Jerzego. Tam Vladimir ocierał sobie łzy, usiedliśmy za stołem,
przy którym spał pijany stolarz z Kotlaski. Potem wszedł chłopak
z rozległą łysiną, z którą jednak było mu do twarzy, położył na
stole worek z gołębiami, gołąbki wciąż podnosiły się i
przewracały, chłopak szturchnął je i ptaszki się uspokoiły, na
chwilę dały za wygraną. Ktoś przy sąsiednim stole kończył
orację: A tak, panowie, Haszek to dopiero był ktoś, do
czterdziestego roku życia napisał jedną powieść i sześćset
opowiadań, czy ktokolwiek zrobił więcej? Hę? Na to podniósł się
pijany stolarz i powiedział: Ja przez całe życie zrobiłem sześćset
szaf. A ten Haszek? Ten drań? Zona go czytała i tak się przez
niego rozwydrzyła, że ode mnie uciekła. Haszek rozbił moje
małżeństwo powiedział pijaczyna, i zanim znów zapadł w sen,
rozparł się na obrusie
91
i na poparcie swych słów uderzył pięścią w worek, w którym
gołąbki wciąż próbowały stanąć na własnych nogach. Worek
sflaczał, a po chwili na białym obrusie pojawiła się rosnąca plama
przesiąkającej krwi. Aysawy przystojniak odetchnął z ulgą:
Przynajmniej nie muszę ich dusić... A Vladimir poderwał się z
rozjaśnioną twarzą: Ależ ze mnie niedojda, doktorze! Kupi mi
pan dziesięć arkuszy papieru? A farby? Ile tylko będę
potrzebował? No, to chodzmy wskazał plamę sflaczałych
gołąbków i na pijaka, i w drzwiach krzyknął: Rzeczywistość
wyprzedza mnie... jeszcze dziś wieczór spróbuję ją dogonić...
Tak więc całe życie Vladimira przypominało pracę ludzkiego
serca, które myśli. Przywiązywał wagę tylko do tych przeżyć,
które mógł spożytkować. A zatem nie do wszystkich, lecz jedynie
do tych, które pobudzały jednocześnie jego intuicję twórczą i
intelekt. Za kryterium służyło mu zawsze drżenie i dzwonienie w
całym ciele, system sygnałów, który towarzyszył mu od
dzieciństwa, to, co było na początku istnienia, plazma, płynące
nasienie, które wszystkimi pępowinami powraca aż do gładkiego,
pozbawionego pępka brzucha pramatki Ewy. Twórczość
Vladimira to zatem regres-sus ad originem, Vladimir
wykorzystywał swoje doznania, by dać się wessać do łona matki
i, nawlekając przez głowę jedną vaginę za drugą, jak sweter, po-
wracać do wielkich Matek, jak Goethe. Lecz powrót Vladimira,
regressus ad originem, to równocześnie także progressus ad
futurum. Krąg się zamyka, pierwszy dzień stworzenia świata
zbiega się z jego kresem... wiecznością...
Erekcja oraz ejakulacja Vladimira miały wymiar
transcendentalny, jego nasienie zdolne było zapłodnić
92
dziewicę. To właśnie jest to wstrzykiwanie oleju bez pomocy
gaznika pod same świece. To tylko i wyłącznie kwestia
wytrzymałości materiału... i dzieło myśli! Laska! Także Bóg
katolików jest zdolny do działań bezpośrednich, bez przyczyny
sprawczej, bez pomocy gaznika. Cel, pal! Pewnie jak w banku.
Anna Hea Mulge. Ojciec, Syn i Duch Zwięty. Niepokalane po-
częcie Marii Panny, poczętej bez pomocy gaznika, bezpośrednio,
wyłącznie siłą Ducha. Tak samo z Vla-dimirem. Namaszczony i
pomazywany własnym nasieniem, gdy pracował przy prasie i
kładł ją na łopatki, gdy zakładał jej fińską dzwignię i podwójnego
nelsona, sam będąc pomazany, namaszczał wszystko swoim
nasieniem, także dzieciątko, które wyskakiwało z vaginy prasy na
drugą stronę w postaci grafiki. Grom, który najkrótszą drogą
zmierza ku ziemi...
Tak więc to, co kończyło się skrajnie subiektywnie, zyskiwało
wymiar obiektywny, stało się niezależnym światem, do którego
Vladimir został wprowadzony, wywołany po imieniu,
wpuszczony bez biletu, pochłonięty bez reszty przez sam tylko
ruch materii, wraz ze swoimi grafikami został wystrzelony w
przestrzeń, w której myśl ludzka stawia opór. Względne
wyzwolenie doprowadziło go do absolutnego zniewolenia, które
nie potrzebuje już ani wytłumaczenia, ani uzasadnienia, w
którym człowiek jest tym, którym jest. Tożsamość muzyki sfer i
rzeczy porzuconych na ziemi. Gra absolutna, fruitio dei, monada
monad, ens realissimum, Ding an sich selbst, jaskinia, w której
można dostrzec nie cienie rzeczy, ale same idee. Tak przekroczył
granicę, wkroczył tam, wzniósł się ku temu, co nas przerasta.
Vladimir jak pierworodny Syn Boży
93
zwrócił się do materii i czynu, i odegrał na nowo dramat
autentycznej miłości do Wszechświata i do Człowieka.
Wiele razy musiałem opowiadać Vladimirowi dwie historie,
które wprawiały go w niepojęte wzruszenie. Historię Sepa
Brumla i jego przyjaciela, którzy tak bardzo lubili ze sobą
rozmawiać, że kilka razy z rzędu odprowadzali się przez most
libeński, pan Sep dojechał ze swym przyjacielem windą aż do
jego mieszkania, ale dialog, jaki prowadzili, był tak zajmujący, że
zjechali windą z powrotem na dół, przeszli przez most i dojechali
windą do drzwi pana Sepa, który włożył już klucz do zamka, ale
rozmowie wciąż nie było końca, więc znowu zjechali windą na
dół i Sep jeszcze raz odprowadził swego przyjaciela na Libeń...
Ale za najpiękniejszą historię Vladimir uważał legendę o
przyjazni pana Kocourka, kierownika szkoły w Velence, i pana
Talacka, kierownika szkoły w Sernicach, którzy, gdy wypili
swoje piwa w gospodach, ukoronowani gwiazdami,
odprowadzali się tunelem nocy, za każdym razem do samej
furtki, gdzie zawsze dochodzili do wniosku, że jeden drugiemu
winien jest jeszcze jedno odprowadzenie, nie mówiąc o tym, że
problem wychowania młodzieży wymaga tak wielu dodatkowych
przemyśleń, że znów odprowadzali się od jednej furtki do
drugiej, odległej o trzy kilometry. W miesiącach letnich
odprowadzali się w ten sposób aż do świtu i jedynie zmęczenie
zmuszało tych dwu przyjaciół, by położyli się spać. Kiedy pan
kierownik Talacko jechał z Porziczan do Pragi, przyjaciele
umawiali się na pociąg, którym pan Talacko będzie wracał, i
potem pan nauczyciel Kocourek wychodził z gospody tak
akuratnie, że spotykali się w połowie drogi, w Chraś
94
cie, w Mandrszejcie, w Mansie, żeby porozmawiać
0 tym, co nowego, a nowin było zawsze tyle, że kiedy doszli do
Setnie, pan kierownik zostawiał teczkę
1 odprowadzał przyjaciela z powrotem do Velenki. Kiedy
Vladimir tego słuchał, miękł jak wosk, wytężając wzrok śledził
ścieżki tych dwu kierowników szkół i stwierdził, że ci dwaj
musieli być bardzo szczęśliwi. Opowiadałem też Vladimirowi o
tym, czego dowiedziałem się pózniej, jak to córka kierownika
szkoły, pana Kocourka, zakochała się w pięknym mężczyznie z
Mansu, ale że pan kierownik nie patrzył na ich uczucie łaskawym
okiem, ten piękniś strzelił sobie w lesie w łeb, dziewczyna
podłożyła mu pod skrwawioną głowę swoją chusteczkę, a sama
skoczyła do Aaby w Przivlakach. Kiedy Vladimir tego słuchał,
zajrzał w samo serce tej nieszczęśliwej miłości i powiedział:
Zawsze marzyłem o takiej przyjazni. A czy ci dwaj przyjaciele
pózniej także się odprowadzali? Odpowiedziałem, zgodnie z tym,
co sam usłyszałem, że tak, nawet kiedy przeszli na emeryturę,
tym częściej wędrowali od furtki w Velence do furtki w
Sernicach i z powrotem, a gdy nie mogli, to przynajmniej
codziennie do siebie pisali, posyłali sobie sprawozdania i
zawiadomienia. Pózniej nie wracaliśmy już z Vladimirem do tych
historii, już niemal o nich zapomnieliśmy, ale gdy mieliśmy sobie
coś do powiedzenia, to Vladimir odprowadzał mnie na Libeń,
skąd ruszaliśmy znów w przeciwną stronę, by z Grobli
Wieczności trafić na Plac Konstanejański, przed drzwi
wejściowe, w które Vladimir wkładał klucz, po chwili jednak,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]