[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nie nad światem, tylko nad Consolidated Minerais.
- Na jedno wychodzi. Kartel, który trzyma na krótkiej
smyczy Wuja Sama i Sowietów, potrafi roznieść w pył klan z
Hongkongu.
- Kartel ma taką władzę dzięki diamentom -oznajmił
spokojnie Chińczyk. -Według niego, w obecnej chwili dla
międzynarodowej równowagi sił diamenty mają takie samo
podstawowe znaczenie, jak bomba atomowa, którą zdetonowano
w Alamogordo niemal pół wieku temu. Jednak w
przeciwieństwie do bomby diamenty są narzędziem subtelnym.
Pozwalają wywierać delikatny wpływ, a nie grożą zagładą.
Cole uśmiechnął się blado.
- Znana teoria władzy. Nieważne, co posiadasz, tylko co
możesz kontrolować.
- Właśnie -potwierdził zaskoczony Wing. -Raczej
dyplomacja niż wojna. Pośredni wpływ, a nie atak. Diamenty
dają władzę, nie wzbudzając nienawiści. Jak można nienawidzić
władcy, którego nie słychać, nie widać ani nie można go
nazwać?
- Ja potrafię go nazwać. To diamentowy tygrys. Uważaj,
Wing. Możesz spaść z jego grzbietu a wtedy zostaniesz pożarty.
- Mogę też go ujezdzić i zostać władcą -odparł Chińczyk.
- To zawsze kusi, prawda?
- Sam powinieneś to wiedzieć. Już go kiedyś dosiadałeś.
- Niezupełnie. -Cole wzruszył ramionami. -Przynajmniej
nie tak, jak ty zamierzasz. Międzynarodowe rozgrywki o władzę
zupełnie mnie nie interesują.
- Ale kiedyś się w nie angażowałeś i gra szła ci doskonale.
- Dopóki nie nauczyłem się, jak zmusić ludzi, żeby
zostawili mnie w spokoju -odparł Blackburn.
Wing uśmiechnął się.
- Tylko Amerykanie wierzą, że są wolni. To ich wyróżnia
spośród innych nacji.
Cole nie zwracał uwagi na jego słowa. Patrzył na zdjęcie
Erin Shane Windsor. Zanim kazano mu wybierać, powiedziałby
bez wahania, że tajemnicza kopalnia diamentów warta jest
każdej ceny.
Teraz miał dokonać wyboru, a odpowiedz okazała się równie
zaskakująca, jak piękno zielonego kamienia. %7łycie kobiety,
która stworzyła "Arktyczną Odyseję", było warte o wiele więcej,
niż sądził Wing. Cole zdał sobie z tego sprawę i zaraz przyszła
mu do głowy kolejna myśl. Jeśli Erin Shane Windsor,
spadkobierczyni Szalonego Abe'a, ma ujść z tej przygody z
życiem, to potrzebuje wszelkiej możliwej pomocy.
Cole znał rodzinę Chen. Jeśli on odrzuci ofertę wuja Li, klan
podrobi nowy skrypt dłużny i przedstawi go jako przynętę
następnemu poszukiwaczowi z ich listy, człowiekowi, który
najprawdopodobniej nie doceni tych fotografii dzikiej przyrody,
docierających do samego dna duszy.
Cole bez słowa wziął rewers i zdjęcie Erin z biurka. Włożył
je do kieszeni, uważając, żeby nie patrzeć na fotografię. Nie
chciał znów dostrzec niewinności, utrwalonej tak mocno w
charakterze dziewczyny, jak jej ostrożne podejście do świata.
Czy o tym wiedziała czy nie, zarezerwowano dla niej miejsce na
grzbiecie diamentowego tygrysa, gdzie obowiązywała tylko
jedna zasada: nie spadnij, bo ci, którzy spadają, zostają pożarci.
A niewinni zawsze spadają pierwsi.
- W porządku, Wing. Powiedz wujowi Li, że znalazłeś mu
odpowiedniego człowieka.
Rozdział piąty
Z powodu wiatru wiejącego przez nieckę Los Angeles od
Santa Ana samolot linii Quantas, którym leciał Cole Blackburn,
był zmuszony podejść do lądowania od zachodu. Teraz, cztery
godziny pózniej, wiatr nieco osłabł. Góry San Gabriel, na
wschodnim krańcu doliny, wciąż były dobrze widoczne, ale
zepchnięty nad morze smog zaczął znowu napływać w głębokie
kaniony centralnych ulic, między wysokie domy. Skażone
powietrze nadawało niebu wyjątkowo nieprzyjemny
pomarańczowy kolor.
Cole przetarł oczy, usiłując usunąć zmęczenie wywołane
dwoma lotami transoceanicznymi. Z okna trzydziestego ósmego
piętra przyglądał się Los Angeles. Królewskie miasto wybrzeża
Pacyfiku rozpościerało się wokół niego jak makieta
architektoniczna. W pobliżu znajdowały się siedziby połowy
głównych banków południowego zachodu Stanów i biurowce,
na których widniały znaki najpotężniejszych z "siedmiu sióstr".
W przeciwieństwie do kartelu diamentowego, władcy handlu
ropą naftową byli mile widziani w Stanach Zjednoczonych. Cole
wiedział, że te dwa kartele działają w sposób niemal identyczny;
różnica polegała jedynie na tym, że ropa to surowiec niezbędny,
a diamenty są luksusem.
Tuż za wieżowcami, przy Hill Street, na długości czterech
przecznic znajdował się Jewelry Mart, na którym stały stare
budynki biurowe i błyszczące nowością drapacze chmur.
Jewelry Mart to po Manhattanie najważniejszy ośrodek handlu
złotem i drogimi kamieniami.
Garść diamentów w teczce Cole'a podziała jak granat
wrzucony w środek tej dzielnicy.
Uśmiechając się na myśl o takiej perspektywie, geolog
opuścił długie metalowe żaluzje, żeby odciąć się od miejskiego
zgiełku, i sięgnął po kubek z kawą w nadziei, że kofeina pomoże
mu się skupić. Czuł się trochę zdezorientowany, jakby zostawił
jakąś część umysłu gdzieś nad pustym Oceanem Spokojnym.
Zwinął mapy, które leżały na szerokim drewnianym stole, po
kolei chował je do tub i odkładał na półkę. Niemal całe ostatnie
dwie godziny spędził na studiowaniu najlepszych w Blackwing
map Australii Zachodniej. Szukał choćby cienia jakiejś
wskazówki, najmniejszego tropu, który podpowiedziałby mu,
gdzie może się znajdować tajemnicza kopalnia Szalonego Abe'a.
Poszukiwania spełzły na niczym. Mapy Blackwing miały przede
wszystkim wskazywać położenie złóż rud metali -żelaza i niklu,
uranu i złota. Było na nich bardzo mało danych geologicznych
pozwalających na zlokalizowanie diamentów.
Cole zerknął na zegarek, ale jego wzrok przyciągnął
egzemplarz "Arktycznej Odysei", który leżał otwarty na biurku.
W ciągu ostatniej doby ciągle przeglądał ten album, jakby był w
stanie jakoś pomóc mu zrozumieć kobietę, z którą za chwilę
miał się spotkać. Najbardziej przykuwała jego uwagę jedna
fotografia, zajmująca dwie strony. Przedstawiała świt i tundrę,
lód i dzikie gęsi na gniezdzie. "Niepewna wiosna" mogłaby być
banalnym obrazkiem, przedstawiającym odradzanie się przyrody
[ Pobierz całość w formacie PDF ]