[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Posłuchaj. - Dan przerwał ciszę. - Gdybym jechał sam, jak
zazwyczaj, pokonałbym trasę w jeden dzień. Ale to prawie pięć godzin w
65
RS
jedną stronę. Będziesz zmęczona. Moglibyśmy gdzieś przenocować i wrócić
jutro z samego rana.
- Nie. Nie piszę się na to. Jeżeli się zmęczę, mogę spać w samochodzie
w drodze powrotnej. Proszę, nie zmieniaj planów z mego powodu.
- Ależ ja działam z pobudek egoistycznych. Jest przecież okazja, by
zabrać piękną kobietę na kolację.
- Dziękuję. - Nadal nie mogła przyzwyczaić się, że nazywał ją piękną.
- Ale nie mam odpowiedniego stroju.
Popatrzył na jej wełniane spodnie i grubą kurtkę. Spojrzał na drogę,
potem z, powrotem na Esther.
- Nawet w worku po kartoflach zawstydziłabyś większość kobiet. Ale
jeśli będziesz lepiej się czuła wystrojona, można to jakoś załatwić. -
Zamyślił się, a potem dodał: -Zatrzymamy się u mego wuja. Będzie
zachwycony.
- Nie lubisz swego wujka? - Wyczuła w jego głosie lekką ironię.
- Bardzo go kocham, lecz w tej chwili mamy różne zdanie na pewien
temat. Myślę, że przy tobie nie zechce o tym dyskutować.
Rozmawiali w ciepłym i przytulnym teraz samochodzie, mijając
kilometry zimowego pustkowia. Esther tylko dwa razy w życiu podróżowała
tą drogą. Za pierwszym razem paraliżowała ją złość i rozpacz. Za drugim,
zaledwie miesiąc temu, była otumaniona gorączką. Teraz czuła się
szczęśliwa, zadowolona i podekscytowana.
Nalała z termosu kawę i podała Danowi wraz z pączkiem. Opowiadał
jej o swoich rodzicach i młodszej siostrze, o dorastaniu w małym mieście w
Wirgniii. Z dumą mówił o tym, że wywodzi się z długiej linii lekarzy, z obu
stron rodziny. A jednak w pewnej chwili Esther wyczuła w jego głosie
66
RS
smutek, który przychodził i odchodził tak szybko, że pomyślała, iż tylko jej
się zdawało.
Potem opisywał wujka, u którego mieli się zatrzymać. Też był
lekarzem. Wziął Dana pod swoje skrzydła, jeszcze jako studenta medycyny,
służył nieocenioną pomocą, gdy Dan wchodził do zawodu. Miał również
przeczucie, że wuj wpłynął na zarząd szpitala przy szukaniu
wykwalifikowanego terapeuty do prowadzenia oddziału neurologicznego.
- Spełniły się moje marzenia - opowiadał. - Dopiero w tamtych
czasach oddziały z urazami mózgu zaczęto traktować jako konieczność.
Przyzwyczailiśmy się tracić cenny czas w izbie przyjęć pogotowia, na
telefony do lekarzy, zbieranie zespołu operacyjnego... Nawet szybkie
przewiezienie pacjenta do szpitala stanowiło problem. Teraz zajęcie się
ofiarami z uszkodzeniem mózgu zajmuje minuty, a nie godziny, i nie traci
się ani sekundy - rzekł z dumą.
- I tym znudziłeś się tak bardzo, że postanowiłeś przyjechać do
Bellwood, gdzie nawet sensowna rozmowa stanowiłaby dla ciebie wyzwanie
- zażartowała.
Dan roześmiał się, lecz odpowiedział poważnie:
- Tak naprawdę, uwielbiałem to. %7łyłem tym, ale... zbyt długo.
Wszystko inne przestało istnieć w moim życiu. Nie chciałem nic innego. Po
jakimś czasie to nie ja kierowałem oddziałem, lecz on mną. Im więcej
dawałem, tym więcej oczekiwano ode mnie.
- I przeprowadzka do Bellwood miała przerwać ten zaklęty krąg?
Dan przytaknął.
- Na początku traktowałem to jako tymczasowe zajęcie, ale kiedy się
tam znalazłem, zobaczyłem, że jest ze mną gorzej, niż myślałem. Przestałem
traktować pacjentów jak ludzi. Stali się przypadkami bez twarzy, kawałkiem
67
RS
mięsa na stole operacyjnym. Znienawidziłem siebie za to - przyznał
zawstydzony.
Zaległa cisza, Esther pragnęła go jakoś pocieszyć.
- Z pewnością już z tobą lepiej. Addy jest święcie przekonana, że
stąpasz po wodzie. Nie wierzyłaby w to, gdybyś nie był dobrym
człowiekiem.
- A t y co myślisz? Czy sądzisz, że mógłbym chodzić po wodzie?
Zwolnił, chcąc zjechać w lewo z autostrady do małego przydrożnego
zajazdu. Spojrzał na kobietę w oczekiwaniu na odpowiedz.
Nie mogła stłumić w sobie wybuchu śmiechu.
- Chyba nie - odpowiedziała uczciwie. - Kiedy pierwszy raz
spotkaliśmy się, myślałam, że mógłbyś oczami zamrozić wodę, lecz nawet
wtedy wyczuwałam w tobie wielką troskę i delikatność. A teraz, kiedy
zachowujesz się trochę mniej oficjalnie, wiem, że jesteś bardzo miły i
wyrozumiały... Szczególnie, jeżeli chodzi o moją przeszłość.
- Czy przeszkadza ci, że znam całą prawdę?
Skręcił i zatrzymał samochód na parkingu przy wejściu do zajazdu.
- W pewnym stopniu - odrzekła, zajmując się pasami i unikając jego
wzroku. Kiedy Dan na nią patrzył, zawsze odnosiła wrażenie, że jej myśli
przestają być tajemnicą.
Zapanowała długa cisza, zanim przemówił:
- Czy chciałabyś wiedzieć, co naprawdę myślę o tobie i twojej
przeszłości? Czy wiedząc, czułabyś się lepiej?
- Nie jestem pewna.
- Przede wszystkim, nie jesteś pierwszym i ostatnim nieślubnym
dzieckiem. Po drugie, to nie twoja wina, że się urodziłaś, a z tego jestem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]