[ Pobierz całość w formacie PDF ]

robić. Napisałam do niego& przyjechał. Powiedział, \e się ze mną o\eni&
 Więc dlaczego, dlaczego?
 Och, on ju\ mnie nie kochał. Spostrzegłam to od razu. Proponował mi mał\eństwo z
poczucia obowiązku i z litości. Nie był zły, po prostu bardzo młody.
 Nie staraj się go usprawiedliwiać  przerwała jej Valancy.  A więc nie chciałaś za
niego wyjść?
 Nie mogłam, jeśli ju\ mnie nie kochał. To& nie potrafię tego wytłumaczyć, lecz to
wydawało mi się gorsze ni\& to drugie. Trochę się upierał, ale pózniej wyjechał. Czy
myślisz, Valancy, \e postąpiłam słusznie?
 Tak. Na pewno miałaś rację. Lecz on&
 Nie obwiniaj go. Proszę, nie rób tego. I ju\ więcej o nim nie mówmy. Nie ma potrzeby.
Chciałam ci opowiedzieć, jak to było. Nie chcę, abyś o mnie zle myślała.
 Nigdy nie myślałam zle o tobie.
 Tak, wiem. Wyczułam to, gdy tylko przyszłaś. Och, Valancy! Ile ty dla mnie zrobiłaś.
Słowa tego nie wyra\ą, ale Bóg ci to wynagrodzi.  Cissy płakała przez chwilę wtulona w
ramiona Valancy, a potem otarła oczy.  Có\, to prawie wszystko. Wróciłam do domu.
Wcale nie czułam się tak nieszczęśliwa, jak powinnam. Ojciec był dla mnie dobry. I
dziecko& takie kochane. Miało śliczne, niebieskie oczy, delikatne złociste kędziorki i
malutkie dłonie z dołeczkami. Lubiłam leciutko całować jego maleńką, gładką niby jedwab
twarzyczkę, tak by nie sprawić mu bólu.
 Wiem  westchnęła Valancy.  Wiem. Kobieta zawsze to wie i marzy o tym&
 Ono nale\ało tylko do mnie. Nikt inny nie miał do niego prawa. Kiedy umarło 
myślałam, \e ja te\ powinnam umrzeć. Nie wyobra\ałam sobie, by mo\na znieść takie
cierpienie. Wiedzieć, \e te piękne, niebieskie oczy ju\ nigdy na mnie nie spojrzą, \e nie
poczuję ciepła malutkiego ciałka, \e spoczywa ono pod zmarzniętą ziemią. Ten pierwszy rok
był po prostu straszny. Pózniej było mi l\ej, choć nie mogłam opanować myśli, \e  dziś mija
rok od&  I właściwie czułam zadowolenie, gdy dowiedziałam się, \e wkrótce odejdę.
  Kto mógłby znieść \ycie, gdyby nie miał nadziei na śmierć .  Valancy zacytowała
półgłosem zdanie, pochodzące oczywiście z jednej z ksią\ek Johna Fostera.
 Cieszę się, \e mogłam ci wszystko wyznać  westchnęła Cissy.  Chciałam, byś
poznała prawdę.
Cissy zmarła kilka dni pózniej pod nieobecność Ryczącego Abla. Gdy Valancy
spostrzegła, jak bardzo zmienia się twarz chorej, chciała telefonować po doktora, ale Cissy
nie pozwoliła.
 Valancy, po co? On mi w niczym nie pomo\e. Od kilku dni wiedziałam, \e& to& jest
blisko. Pozwól mi umrzeć w spokoju, droga moja. Trzymaj mnie tylko za rękę. O, jak\e się
cieszę, \e jesteś tutaj. Po\egnaj ode mnie ojca. Zawsze był dla mnie dobry  tak jak potrafił
 i Barneya. Zdaje mi się, \e Barney&
Napad kaszlu przerwał jej i bardzo zmęczył. Pózniej zapadła w sen, trzymając dłoń
Valancy. Ta siedziała przy chorej w milczeniu. Nie bała się, ani te\ jej nie \ałowała. O
brzasku Cissy wydała ostatnie tchnienie. Na moment przed tym otworzyła oczy, spojrzała na
coś przed sobą i radośnie się uśmiechnęła. Z tym uśmiechem zmarła.
Valancy zło\yła jej ręce na piersiach i podeszła do otwartego okna. Na wschodniej stronie
nieba, wśród blasków świtu, widniał stary księ\yc; tak piękny i smukły jak na nowiu. Valancy
patrzyła nań długo, dopóki nie pobladł i nie znikł jej z oczu w ró\owym świetle poranka. W
promieniach wschodzącego słońca mała sadzawka na ugorze lśniła jak wielka, złota lilia
wodna.
Nagle cały świat wydał się pusty i zimny. Znowu jest nikomu niepotrzebna. Nie martwiła
się z powodu śmierci Cissy, współczuła tylko cierpieniom, jakich ta doznała w \yciu. Teraz
ju\ nikt jej nie mo\e zranić. Valancy zawsze myślała, \e śmierć jest okropna, lecz Cissy
umierała tak spokojnie, tak cicho i& szczęśliwie. Jakby w końcu coś wynagrodziło jej
cierpienia. Teraz le\ała pogrą\ona w wiecznym śnie i wyglądała jak dziecko. Była piękna.
Wszystkie bruzdy naniesione przez ból i wstyd zniknęły.
Ryczący Abel przyjechał z wielkim hałasem. Valancy wyszła przed dom i powiedziała, co
się stało. Szok otrzezwił go natychmiast. Skulił się na kozle bryczki i opuścił głowę.
 Cissy nie \yje, Cissy nie \yje  mówił do siebie.  Nie spodziewałem się, \e to
przyjdzie tak prędko. Umarła. Lubiła wybiegać na drogę i witać mnie w domu, a we włosy
miała wpiętą ró\ę. Cissy była kiedyś ładną dziewuszką i dobrą córką.
 Cissy zawsze była dobrą dziewczyną  poprawiła go Valancy.
* * *
Valancy przygotowała Cissy do pochówku. Obce ręce nie dotknęły \ałośnie
wycieńczonego drobnego ciała. W dniu pogrzebu dom był nieskazitelnie czysty i
uporządkowany. Barney Snaith zrobił wszystko, co mógł, pomagając Valancy przed
pogrzebem. Obsypał ciało Cissy białymi ró\ami z ogrodu i wrócił na swoją wyspę. Poza nim
nikogo nie brakowało. Na pogrzeb przybyło całe Deerwood i okoliczne osady. Nareszcie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl