[ Pobierz całość w formacie PDF ]

W tej krótkiej chwili nie potrzebowali słów, wystarczyło spojrzenie i uśmiech. Stali
oddaleni od siebie o kilka kroków, ale to, co ich łączyło, było silniejsze niż gwałtowne
pożądanie, którego doświadczyli parę chwil wcześniej. Aagodny uśmiech na twarzy
125
Ormunda z wolna ustąpił wyrazowi smutku i cierpienia. Inga, pragnąc przerwać wibrującą
ciszę, spuściła głowę i rzekła z powagą:
- Jestem w pełni świadoma, że to się nie zmieni, Ormundzie.
- Powinienem oddać cię w dobre ręce, i to jak najszybciej!
- Tak, Ormundzie - odpowiedziała cicho. - Jedziemy dalej?
126
ROZDZIAA XXIX
We dworze i na wzgórzu zamkowym życie płynęło zwykłym rytmem. Inga szybko doszła
do siebie po emocjach, jakich dostarczyła jej szalona eskapada, a codzienne obowiązki
zdawały jej się teraz zabawą.
Prawie nie widywała Ormunda, chodziły jednak słuchy, że Gaute Frostesson nie jest
zadowolony z jego powrotu. Domyślała się, że fanatycznego przełożonego szczególnie
niechętnie usposobiła spowiedz rycerza.
Frostesson wyznaczał teraz Ormundowi coraz to nowe zadania, najczęściej wysyłał go
do odległych osad po odbiór dziesięciny. Ormund nie sprzeciwiał się, bo te wyprawy
przynosiły spokój jego myślom.
Jesień zagościła już na dobre na gościńcach, drzewa zrzuciły niemal całe listowie i
wyciągały ku niebu nagie gałęzie. W powietrzu wyczuwało się chłód, a w nocy zdarzały
się przymrozki. Paprocie przybrały ponury brunatny odcień i skuliły się w sobie, jarzębiny
pociemniały.
W porcie opustoszaÅ‚o. Tylko statek Torbjörna Erikssona wciąż cumowaÅ‚ przy nabrzeżu.
Któregoś dnia Ormunda odwiedził młody mężczyzna. Strażnik domyślił się, kim jest, choć
widziaÅ‚ Torbjörna tylko raz, i to z daleka. ZaprosiÅ‚ goÅ›cia do swej skromnej izby i wskazaÅ‚
mu miejsce. Ale Torbjörn nie chciaÅ‚ usiąść.
Ormund obserwował go w zamyśleniu. Gdyby spotkał młodego kupca w innych
okolicznościach, pewnie uznałby go za niezwykle sympatycznego młodzieńca, ale teraz
od razu nastawił się do niego wrogo. Jestem niesprawiedliwy, łajał się w myślach,
przecież ten człowiek może ofiarować Indze wszystko to, na co dziewczyna zasługuje, a
przy tym ona go lubi. Tylko że...
Nie, znów niepokorne myśli wymykają się spod kontroli.
- A więc to wy, panie, jesteście Ormund Strażnik? - zapytał gość bez skrępowania. -
Wyobrażałem sobie, że jesteście starsi wiekiem. Opiekun, jak wiadomo...
- Naprawdę? A was jak zwą i co was do mnie sprowadza? - spytał Ormund.
- Jak się nazywam, wnet usłyszycie. Trudno mi wyłożyć sprawę, z którą przybywam.
Całą jesień zbierałem się na odwagę, by to uczynić. - Zamilkł na chwilę, nim wreszcie
rzekÅ‚: - Nazywam siÄ™ Torbjörn Eriksson.
- JeÅ›li nazywacie siÄ™ Torbjörn Eriksson - cicho odezwaÅ‚ siÄ™ Ormund - to wydaje mi siÄ™, że
wiem, z czym do mnie przybywacie. Moja podopieczna wspominała mi o was.
127
- Tak? - ożywiÅ‚ siÄ™ Torbjörn. - A co mówiÅ‚a? To znaczy...
Ormund obrzucił go chłodnym spojrzeniem.
- Jeszcze nie przedstawiłeś, młodzieńcze, swej sprawy.
- Wybaczcie mi, panie! Przychodzę, by prosić o rękę twej podopiecznej.
Dlaczego nagle zaschło mi w ustach? przeraził się Ormund. Przecież przygotowywałem
się na tę chwilę, i to od dawna. Modliłem się o siłę, by temu sprostać.
- Wiecie chyba, że Inga nie otrzyma posagu poza tym, co ja mogę jej ofiarować. A tego
nie ma wiele.
Torbjörn machnÄ…Å‚ rÄ™kÄ….
- Nie dbam o posag, mam dość bogactw. Możesz mi wierzyć, panie, że mogłem zdobyć
wiele kobiet równych mi stanem, ale poślubić chcę Ingę.
- A więc znaliście wiele kobiet? - zapytał na pozór spokojnie Ormund.
Torbjörn rozeÅ›miaÅ‚ siÄ™ gÅ‚oÅ›no.
- Sami wiecie, jak to jest - poufale ściszył głos. - Byliście w dalekich krajach. Wiele kobiet
przewinęło mi się przez ręce, ale tylko ta lilia z chłodnej Norwegii zawojowała moje
serce. Jest doskonała, no, może z jednym uszczerbkiem...
Ormund odwrócił się gwałtownie.
- Z jakim?
Torbjörn wykrzywiÅ‚ twarz w lekkim grymasie.
- Dłonie. Nie pojmuję, gdzie je tak zniszczyła Wystarczy byle chłód, a puchną i sinieją.
Ale może są jakieś gojące maści?
Na dzwięk słowa  maść Ormund drgnął.
- Dla mnie jej ręce są równie drogie jak ona cała. Gdybyś wiedział, młodzieńcze, od
czego ma takie dłonie, to nie mówiłbyś o tym w taki sposób - rzucił gniewnie Ormund.
- NaprawdÄ™? - odezwaÅ‚ siÄ™ wesoÅ‚o Torbjörn. - Od czegóż wiÄ™c?
- Odmroziła je ostatniej zimy, kiedy w lesie napadły na nas wilki. Przez całą noc w
trzaskającym mrozie opatrywała moich rannych wojów.
128
- Inga? - uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ z niedowierzaniem Torbjörn. - Niemożliwe. SÄ…dziÅ‚em, że ta
delikatna istota została stworzona jedynie do tkania i szycia. Jest taka uległa.
- To chyba nie znasz, młodzieńcze, mojej podopiecznej - odrzekł Ormund. - Czyżbyś nie
słyszał o jej ostatniej wyprawie do Oddevold?
- A tak, sÅ‚yszaÅ‚em tÄ™ zwariowanÄ… historiÄ™ - rozeÅ›miaÅ‚ siÄ™ Torbjörn szczerze ubawiony. -
Chyba tylko głupiec uwierzy, że może być prawdziwa. Wyobrazcie sobie, panie, Inga w
przebraniu parobka! Ta delikatna, nieśmiała panna walcząca z poganami! Absurd.
Doprawdy, ten, kto wymyślił tę opowiastkę, musiał mieć bujną fantazję.
Ormund nabrał powietrza głęboko w płuca, z trudem hamując wybuch złości.
- No cóż - rzucił z przekąsem. - Skoro uważasz Ingę za istotę na wskroś uległą, to twoja
sprawa.
Nigdy się nie dowiesz, ile żaru ma w sobie ta dziewczyna, myślał zapatrzony w jakiś [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl