[ Pobierz całość w formacie PDF ]
czegoś więcej. Otóż rozmowy takie jak prowadzone przez nas z Rafałem są
dość powszechne wśród sfrustrowanych inteligentów. Większość kończy na
rozmowach, niektórzy jednak są znacznie bardziej zaawansowani niż my.
Wszyscy wychodzą z mniej więcej podobnych przesłanek byt określa
świadomość i dochodzą do zbliżonych wniosków. Wśród tych, którzy już coś
robią, jest znane Grzegorzowi komando" tak siebie bowiem nazywają.
Ilu ich, kim są, tego dokładnie on nie wie. Ludzie ci wchodzą do
upatrzonego domu, gdy ustalą, że w nim nikogo nie ma i zabierają pieniądze i
kosztowności. %7ładnych gratów. Jak Lisowczycy. Jacy Lisowczycy? No, była
taka polska formacja ochotnicza w czasie Wojny Trzydziestoletniej. Nieważne.
Chodzi o to, że oni się między sobą nazywają Komando im. Lisowskiego".
Jak wchodzą? Bez najmniejszego problemu. Mają w swym składzie
zdolnych mechaników, elektryków i elektroników. Otworzą wszystko, zwłaszcza
że 99 procent zabezpieczeń wszelkiego rodzaju to urządzenia typowe. Co
najwyżej typy mogą być rzadkie. Jeśli daje sobie z tym radę pijany
ćwierćanalfabeta, to co dopiera wysokiej klasy specjalista? On sam interesował
się pokonywaniem urządzeń alarmowych. Tu, okazuje się, istota polega na
sprawnym wyłączeniu alarmu, to zaś wymaga ustalenia, czy alarm włącza się,
gdy obwód zostaje przerwany, czy kiedy jest pod prądem. I czy widoczne
urządzenie jest jedyne, bo bywają atrapy i duplikaty. Jeśli wyłącznik jest na
zewnątrz, wówczas nie ma problemu. Jeśli go nie ma, to znaczy, że powinien być
w środku i wtedy trzeba forsować jedynie drzwi. Ich otwarcie pozastawia zawsze
właścicielowi parę sekund na wyłączenie alarmu. Tego czasu jest aż zanadto, aby
fachowiec dowiedział się tego, co jest mu potrzebne. Poza tym nawet włączenie
alarmu mało kogo podrywa na nogi. Komando zawsze zdążyłoby się ewakuować,
zawsze jest przebrane, ma nierozpoznawalny samochód itp.
Ludzie? Ludzi ma nie być. Jeśli się zdarzą, terroryzuje się. Bardzo dobry
jest... pistolet gazowy...
Bo ja wiem, czy z całą tą wiedzą stałem się spokojniejszy?
Filozofuję sobie teraz. Wpierw się psuje elektronika, najbardziej
skomplikowana na jachcie. Potem wysiada elektryka. Pózniej dopiero części i
połączenia mechaniczne relacjonował ze swego rejsu dokoła świata
Baranowski. Człowiek zaś wytrzymuje najdłużej. Czyli że człowiek to brzmi
dumnie, na człowieku można polegać.
Cały swój aparat Weinman, czy raczej te rekiny, co go pilnują, oparły więc
nie na elektronice, lecz na człowieku, na zaufaniu do jego rozsądku, instynktu
zachowawczego, wreszcie swoistej lojalności, I tak mają te swoje 99 procent
pewności! Czy jednak naprawdę tak trudno było sobie wyobrazić, że ten
normalny człowiek z rozsądkiem i instynktem, nie bez pewnej lojalności, schla
się pewnego dnia i sypnie całą tę misternie zbudowaną konstrukcję?
No, to teraz się pan Czesio napije wódeczki. Jasiu, dostaw trzeci
kieliszek i daj coś do żarcia. Nie przeżyjemy samą miłością. W końcu
wytrzęśliśmy z siebie teraz trochę kalorii, no nie?
Pan Czesio nie był zbyt delikatnym mężczyzną. Otworzył mi drzwi
owinięty jedynie ręcznikiem na biodrach, przy czym biodra były zbyt okazałe,
aby ręcznik mógł należycie schować chlubę dzielnego marynarza. Następnie
wciągnął mnie do pokoju, gdzie na łóżku znajdowała się rozebrana pani Jasia i
uczynił to nie bacząc na jej wstydliwe popiskiwania przy rozplątywaniu i
naciąganiu na siebie kołdry. Wyraznie chciał się popisać sytuacją. Tym bardziej
że przyszedłem w dokładnie wyznaczonym terminie. Choćby dlatego, by się
pozbyć swego towaru i zainkasować pieniądze.
Dobry wieczór pani. Przepraszam, że tak wtargnąłem mówię.
Ludwiezak jestem. Pan Czesio, to znaczy Czesiek, upoważnił mnie do przybycia
do pani. Niech pani sobie nie robi kłopotu i nie wstaje, jakoś sobie poradzę i
wyjmuję z torby Balantines" (hlack label), całe dwanaście dolców, trudno, idę
na całość pani pozwoli. I stawiam butelkę na stół.
Ale Wersal, niech skonam! Jaśka, to jest mój kumpel, Rysio, razem
konie kradniemy, a to, Rysiek, jest moja kobieta, Jaśka. I nie żadne: pani
pozwoli". Macie tu po kielichu, wypijcie brudzia i pocałujcie się. Jest co
pocałować, Rysiu, no nie? Całuj, całuj, nie krępuj się. Jakbym był zazdrosny,
tobym nie pływał, tylko no łańcuchu przy dupie warował!
Sytuacja jest jakaś mocno dwuznaczna. Całuję się z gołą kobietą w łóżku,
w którym ona przed chwilą robiła miłość z tu obecnym mężczyzną. Zamierzam
ją delikatnie musnąć ustami, żeby nie stwarzać niewłaściwego wrażenia, a ta
wysuwa się z betów, obejmuje mnie mocno, przyciska i całuje, że daj Boże
zdrowie. Sytuacja robi się nie tylko dwuznaczna, ale jakoś niezdrowo rajcowna.
Pani Jasia sięga po kusy szlafroczek i wkłada go, wyłażąc jednocześnie z łóżka.
A robi to tak, aby niczego nie ukryć, bez cienia wstydliwości, ale też i
prowokacji: prosto i naturalnie.
Jest na co popatrzeć, no nie? stwierdza Czesiek. I rzeczywiście
jest na co. Jasia jest apetyczna i postanawiam sobie, że wpadnę tu, kiedy on
będzie w morzu.
Czesiek zostaje w ręczniku na biodrach, ale wkłada koszulę, którą dość
trudno mu zapiąć na brzuchu.
Cholera, jeszcze całkiem niedawno byłem chłopak jak świeca, a tu ten
bandzioch. Tobie dobrze, Rysiek, że nie masz skłonności do tycia. Choć na takim
żarciu, jak w morzu, też byś przytył.
Wreszcie siedzimy z Cześkiem przy niedużym stole koło ich legowiska z
ciągle nie schowaną pościelą. Rozpoznaję taką samą wersalkę jak ta, na której
sypiam z Zochą. Mieszkanie jest kawalerką z ciemną kuchnią i Jasia nie nachodzi
się, podając nam na stół potrawy, przeważnie przywiezione przez Cześka z
Baltony.
Możesz wszystko mówić przy Jaśce. Nie mamy przed sobą tajemnic.
Ale ja nie chce mówić, dopóki sobie nie popijemy. Czesiek ma głowę jak
bania, ale już sporo wlane. Ja zaczynam od zera, a więc mam fory. Wiem też, że
jak mam ważną sprawę, to piję i zachowuję przytomność, a alkohol tylko dodaje
mi rajcu i łatwiej mówi mi się z ludzmi.
No, jak ci idzie w naszym biznesie? zaczyna w końcu Czesiek.
Idzie wytrzymać.
Robisz dopiero parę miesięcy, Rysiek, i wszystkiego nie kapujesz jak ja.
To jest w gruncie rzeczy kurewski interes. Za takie pieniądze, jakie w nim mam,
to ja robię uczciwie i nie skręcam niczego na lewo, chociaż może bym mógł.
Mnie nikt naprawdę nie skontroluje. A wiem, że łażą za mną. Ciebie także
przecież pytali, no nie?
Tak jakby odpowiadam, aby zyskać na czasie. Czy Czesiek mnie
prowokuje? Sam mówi to, pod co chciałem go podprowadzić.
Co tak jakby"? Pytali czy nie? Oczywiście ten glistowaty Weinman?
Skoro wiesz, to czemu się pytasz? Weinmana faktycznie nie
widziałem od pierwszej rozmowy ani razu. Zakładam, że Czesiek nie prowokuje
i mówię:
[ Pobierz całość w formacie PDF ]