[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Na litość boską, dlaczego? Ty z pewnością za nic nie odpowiadasz.
- Poczułam ulgę, że to Ashford zginął, a nie Randolf. Czy jestem po
tworem?
- JesteÅ› kochajÄ…cÄ… siostrÄ….
- Jak ja mam znieść herbatkę z lady Litmore i jej córką dziś po połu
dniu? Matka wpadnie w szał, jeśli się nie pojawię.
- Poradzisz sobie. Jeśli będzie trzeba, udaj ból głowy i zostaw grzecz
nościową rozmowę jej i Penelopie. Chang ci na pewno pomoże. - Po
chwili Mac wręczył jej białą chusteczkę. - Czy to ci coś przypomina?
Charakterystyczny zapach przykuł jej uwagę.
- Ta chusteczka jest nasączona miętą.
- Tak, zauważyłem.
Rozwinąwszy płótno, Joanna wlepiła wzrok w złotego węża z rubino
wym okiem. Wzdrygnęła się.
- Gdzie to znalazłeś?
- Ashford miał to w ręku.
Klejnot o mało nie wypadł jej z ręki. Biorąc pod uwagę, kto ostatni go
trzymał, wolałaby nie dotykać tego przedmiotu. Niewątpliwie robota była
artystyczna i taka rzecz musiała wiele kosztować.
- Mac, przysięgam, że już to gdzieś widziałam.
106
- NaprawdÄ™? Gdzie?
Potarła skroń dłonią.
- Nie potrafię sobie przypomnieć. Ale spójrz tutaj, zdaje się, że to jest
złamane. To na pewno część jakiejś szpilki.
Mac wziął węża z jej rąk.
- To mogło należeć do Ashforda, może to jego szpilka od krawatu. Tak
czy inaczej, taką rzecz łatwo zapamiętać. Każę mojemu człowiekowi,
Knoksowi, jeszcze dziś zacząć wypytywać jubilerów. - Zapatrzył się na
hiacynty, głos mu złagodniał, ale czuć było w nim napięcie. - Biorąc pod
uwagę to, co się dziś wydarzyło, chciałbym, byś coś dla mnie zrobiła.
Dziś wieczór mam pewne spotkanie i nie mogę się rozpraszać, martwiąc
o ciebie. Obiecaj mi, że nie ruszysz się z domu. Ci ludzie są na tyle zde
sperowani, że są gotowi na wszystko.
- Chowanie się w domu nie pomogło Ashfordowi - stwierdziła Joan
na. Potem westchnęła. - Przepraszam. Nie powinnam być nieuprzejma.
Wydawało się, że nie zrobiło to na nim wrażenia.
- Masz prawo po tym, co dziś zobaczyłaś. O ile to się na coś przyda,
przemyślałem sobie pewne rzeczy. Myślę, że Ashford oczekiwał swego
zabójcy. Pewnie odesłał służbę i czekał na kogoś, kogo znał i komu ufał.
- Na Randolfa? - spytała.
- Czy naprawdę wierzysz, że twój brat jest zdolny popełnić morderstwo?
Nie, odpowiedziała sobie w myśli. Bez względu na wszystkie wady
Randolfa, wierzyła, że nie mógłby nikogo zabić. Potrząsnęła głową i po
wiedziała:
- Więc dlaczego się tam znalazł? Nie rozumiem, dlaczego nie pokazał
się w domu ani nie przysłał listu. Nie dał żadnego znaku życia. On się
brzydzi przemocą. Ledwie toleruje polowanie. A teraz Charlie też znik
nął. - Słodka cesarzowo, toż ona paple jak Lidia Litmore. Masując sobie
kark, zapytała: - A co z Penelopą i matką? One będą chciały wyjść.
- Poproś siostrę, żeby udawała, że ją boli głowa albo brzuch, cokol
wiek. Jutro postanowimy, co dalej. Ale dziś zostań w domu.
Nie licząc czasu, który spędziła z ojcem, Joanna zawsze uważała się za
przeciętną kobietę, wiodącą nudne życie, w którym wszystko się dało
przewidzieć. Ale wydarzenia ostatnich kilku tygodni zburzyły to przeko
nanie. Spokojny wieczór w domu to brzmiało kusząco, idealna sposob
ność, by uporządkować jej uczucia i niezrozumiały pociąg do Maca. Ostat
nio stała się tak buntownicza i szalona, czuła nawrót swych młodzieńczych
marzeń. Tak, istotnie. Kąpiel i książka stanowią idealne lekarstwo, które
przywróci jej poczucie równowagi. Nagle naszła ją myśl:
- A co właściwie będziesz robił dziś wieczór?
107
Prawie niedostrzegalnie się zawahał, nim odpowiedział:
- Mała transakcja, nie warto, byś zaprzątała sobie tym głowę.
- Nie zbywaj mnie - warknęła. - Czy dziś dostarczasz coś z przemytu?
Wyglądał na poirytowanego.
- A jeśli tak?
- Chcesz narażać się na więzienie albo, co gorsza, na śmierć tylko dla
zarobku? Rebeka powiedziała, że skończyłeś z tym przemytniczym pro
cederem. Siedziałeś tu, w tym pokoju, i deklarowałeś, że uruchamiasz
legalną kompanię handlową. Czy to było kłamstwo?
Przybrał zbolałą minę.
- Nie. To moja ostatnia dostawa. - Po chwili dodał: - Jeśli coś mi się
stanie, skontaktuj się z lordem Kerrickiem. On ci pomoże. - Uścisnął jej
ramiona i uśmiechnął się. - Udało mi się dożyć tak długo. Wszystko bę
dzie dobrze.
Joannę ogarnęło uczucie, że popycha ją nieznana siła. Może to widok
martwego Ashforda wyzwolił jej reakcję albo jej własne uczucie zwąt
pienia. Rosnąca tkliwość dla Maca bez wątpienia zachęciła ją do tak po-
rywczego zachowania. W każdym razie pragnęła dotknąć wargami jego
ust, poczuć gorąco jego uścisku.
Nigdy nie zachowywała się tak zuchwale. Być całowaną i pozwalać na
to to jedno, ale samej go pocałować, to całkiem inna sprawa. A jednak
same nogi ją przyprowadziły ku niemu. Wspięła się na palce i przycisnę
Å‚a usta do jego ust.
Jemu wyraznie spodobał się ten pomysł. Otoczył ją ramionami, przy
ciągając jej ciało ku sobie. W tym uścisku namiętność łączyła się z po
czuciem bezpieczeństwa, upajający afrodyzjak wymazujący wszystkie złe
przeczucia Joanny.
Jego pocałunek miał w sobie wszystko, co zapamiętała. Czułość, gorą
co, napór zmysłów, który rozdzierał jej serce i zostawiał pustkę w umy
śle. Jego język szukał sobie drogi między jej wargami. Dała się ponieść
tym emocjom. Logika, wszelkie reguły przyzwoitego zachowania, roz
różnienie między dobrem a złem, wszystko gdzieś zniknęło. Z pewnością
taka żądza jest zła. Dama nie powinna doświadczać tak silnego pociągu
fizycznego, a przecież to ona przywiera do Maca jak pnącze wiciokrzewu
do potężnego pnia drzewa.
Musnęła leciutko dłonią jego policzek i objęła go za szyję. Jeden poca
łunek zmienił się w dwa. Dwa w cztery. Gorąco rozpalało się między
nimi, rozlewajÄ…c po jej ciele fale rozkoszy.
Mac w końcu oderwał od niej usta. Kciukiem pogłaskał jej dolną war
gÄ™, patrzyli sobie w oczy.
108
- I co ja mam z panią zrobić, panno Fenton?
Jego czułość odebrała jej mowę. A nim zdołała wydusić z siebie odpo
wiedz, jego już nie było.
Deszcz bębnił o drewniany dach magazynu. Mac znajdował się we
wnątrz. Było to idealne miejsce na tajne spotkanie - odosobnione i opusz
czone. Czuł w żyłach przypływ adrenaliny. Pomagając sobie kilkoma
pochodniami, utkwił spojrzenie w tylnych drzwiach, jednej z trzech dróg
ucieczki, jeśli coś pójdzie nie tak.
A Mac spodziewał się kłopotów. Był podekscytowany od chwili, gdy wy
szedł od Joanny. Rozbicie paru głów wydawało się idealnym sposobem na
pozbycie się napięcia, skoro nie wchodziło w grę pójście z Joanną do łóżka.
Do licha, to nie pora na myślenie o niej. %7ładna kobieta j eszcze nigdy tak
go nie rozpraszała. W końcu będzie musiał pomyśleć, jak to rozwiązać.
Przyprowadził ze sobą sześciu ludzi. Knox przeładowywał towar z jed
nego furgonu do drugiego, z pomocą dwóch marynarzy. Dostali szczegó
łowe instrukcje: w razie kłopotów zgasić pochodnie, nie dbać o dostawę,
rozproszyć się, dotrzeć do najbliższej tawerny i wmieszać się w tłum.
Jeden człowiek czatował na zewnątrz, gotowy śledzić Diggera po zakoń
czeniu transakcji. Inny pełnił straż na dachu, a jeszcze jeden został przy
koniach za sÄ…siednim budynkiem.
Dzisiejszy przerzut nie był robiony dla pieniędzy. Mac spodziewał się
złapać szczura. I zależało mu na tym, by złapać także jego zwierzchnika.
Ponury drab raz po raz oglądał się przez ramię. Wyglądał na winnego.
- Opanuj się, Digger, po tym, jak zerkasz na drzwi, można by pomy
śleć, że czekasz na gości.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]