[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wprost do warjacji obraz.
Pobliskie drogi, gościńce, ścieżki, a nawet pola zaroiły się nieprzeliczonem
mrowiem ludzkiem. Tysiączne tłumy biegły w niepohamowanej panice na oślep przed
siebie. Nagie prawie z rozwichrzonym włosem kobiety, pędziły obok broczących krwią,
szczerniałych żołnierzy; zgrzybiali starcy uciekali ostatkiem sił razem z przemęczonemi
dziećmi. Oszalałe zwierzęta tratowały ludzi.
Na twarzach wszystkich malowała się bezgraniczna rozpacz oraz przerażenie,
graniczące z obłędem. Rozlegały się jęki rannych, bluzniercze przekleństwa,
rozdzierające krzyki niewiast, przeplatane błaganiem o litość, lub kwileniem dzieci.
Gdzieniegdzie ktoś wybuchał histerycznym śmiechem, lub spazmatycznym płaczem.
Bezmiar męczarni i cierpień człowieczych. Wołania i okrzyki wydawane były w
kilkunastu językach, wiedeński dialekt mieszał się z włoskim akcentem, węgierskie
słowa towarzyszyły słowiańskim narzeczom. A w oddali huraganowy ogień nie ustawał
ani na chwilę.
Wszystko to mogło zszarpać nawet stalowe nerwy. %7ładna siła nie zdołałaby
wstrzymać tej rozszalałej masy. Stanąłem na drodze i starałem się kogoś zatrzymać, by
dowiedzieć się o przyczynie tej niebywałej paniki. Napróżno. Na moje pytania rzucano
mi jakieś pojedyncze, niedorzeczne wyrazy, lub odpowiadano zwierzęcym wrzaskiem.
Tłum stłoczony, zbity, pędził dalej. Zdawało się, że nie będzie końca tym płynącym
wciąż falom zbiegów. I tak mijały godziny tej strasznej, pamiętnej na całe życie nocy.
Wreszcie udało mi się siłą zatrzymać jednego żołnierza, ociekającego krwią, w
bezgranicznem przerażeniu wykrzykującego jakieś słowa bez związku.
Gdy przyszedł do przytomności, powiedział mi, że podobno z powodu
nieostrożności jakiegoś taboru, nastąpił wybuch wielkiego magazynu amunicji włoskiej.
Dopiero nad ranem, gdy zniknął ten iście dantejski pochód i przyszedłem
cokolwiek do siebie, wydałem rozkaz do dalszej jazdy.
Nerwy nasze po wstrząsających wrażeniach nocy, nie przyszły jeszcze do
równowagi, gdy znów ujrzeliśmy okropny widok. Zgliszcza i ruiny siedzib ludzkich,
kałuże skrzepłej krwi i wstrętne ochłapy wnętrzności, poszarpane trupy zwierząt i
ludzi, odłamki porozrywanych pocisków najrozmaitszego kalibru, części bezładnie
porzuconego ekwipunku i odzieży dekorowały naszą drogę. Lecz nie było czasu na
przypatrywanie się tym okropnym śladom wojny, dążyliśmy do celu podróży.
Wkrótce też dotarliśmy do nowego lotniska, które jednak, leżąc w pobliżu
miejsca wybuchu, musiało ulec prawie zupełnemu zniszczeniu.
Nad Piawą
rmje feldmarszałka Boroevica posunęły się jesienią 1917 r. z nad
rzeki Izonco do Piavy, Tu zostały zatrzymane.
Celem nowej ofenzywy czerwcowej roku 1918 było
odrzucenie Włochów z prawego brzegu rzeki na zachód i dalsza
ofenzywa w tym kierunku. Przy współpracy armji północnych z
Tyrolu przypuszczano, że cel ten zostanie osiągnięty w szybkim czasie, lecz rachuby te
zawiodły.
Dzięki wielkiej przewadze lotniczej w 2-ch punktach zdołano rzekę tę
przeforsować.
Kosztowało to wówczas armję z nad Piavy 46 aparatów razem z załogami w
ciągu jednego dnia.
Jeśli w dodatku wspomnę, że Piava w jednym, więcej na północ położonym, odcinku
jest do 2 kilometrów szeroka, w południowym zaś szerokości rzeki Wisły to łatwo
sobie wyobrazić, w jakich warunkach trudnych tam pracowano.
Dosyć na tem, że przewaga" lotnicza się udała i wieczorem pierwszego dnia
ofenzywy w 2-ch jak już wspomniałem punktach siły austrjackie znalazły się już
na drugim brzegu rzeki. Na południu około jednej dywizji, więcej na północy od półtora
do dwóch dywizyj.
Na rezultat pierwszego dnia dosyć pokaznie. Bilans strat lotniczych
przykry. Drugi dzień upłynął na walkach mających na celu rozszerzenie szerokości
odcinków przeforsowanych, utrzymanie i gorączkowe umocnienie zdobytych pozycyj.
W nocy z drugiego na trzeci dzień bitwy zaczął raptem deszcz padać, ofenzywa
przeto została zatrzymana.
Włosi tymczasem zdołali ochłonąć z pierwszego wrażenia, podciągnąć większe
odwody i szykować się również gorączkowo do kontrofenzywy na większa skalę.
Wobec jednak słynnej wówczas zdrady pewnego podchorążego rezerwy
pionierów, który w przeddzień ofenzywy przeszedł na stronę włoską, Włosi w chwili
rozpoczęcia austriackiego ognia huraganowego z gazami trującemi, zdążyli już
przedtem cofnąć główną obsadę pierwszej linji do pozycyj tylnych, taksamo i
artylerję, lub tam gdzie nie zdążyli tego przeprowadzić, wdzieli obrońcy jednak
zawczasu nowe maski gazowe typu angielskiego, tak że ich straty były stosunkowo
minimalne.
To pozwoliło im już odwodami poszczególnych odcinków mocno niepokoić i
ostro przeciwnacierać w tych miejscach, gdzie piechota austrjacka na drugi brzeg rzeki
się przedostała.
%7łmudne i z wielkim bohaterstwem wybudowane dwa mosty pontonowe w ciągu
ostatnich dwóch dni, te jedyne drogi komunikacyjne i łączności z pozostałą armją,
znikły w przeciągu jednego dnia bez śladu.
Wszystkie siły austrjackie zatem, znajdujące się na drugim brzegu były od tej
chwili odcięte. Po trzech czy czterech dniach, sytuacja ich stała się nad wyraz grozna.
...Włoskie siły przeciwnacierające odcinki zajęte tuż przy brzegu od 200 mtr. do 2-ch
klm, wgłąb z tyłu zaś Piava, grozna, z każdym dniem wzbierająca wodą mosty
zerwane łączność zerwana zaopatrzenie niemożliwe...
A deszcz jak na złość leje i leje, bez przerwy chmury i mgła na 50 do 200 mtr.
Jedynym ratunkiem w tej sytuacji pozostało nawiązanie łączności z dowództwem
i tyłami przez lotników.
Nadeszły dni pamiętne!
Przedewszystkiem chodziło wyższemu dowództwu o stwierdzenie pierwszej linji
własnych wojsk, o której nie posiadało zgoła żadnych wiadomości.
Płachtami przepisowenii okazało się to niemożliwe, gdyż płachty te były
częściowo przez piechurów (jak to zwykle bywa) do innych celów użyte, po drugie z
powodu deszczu i panujących brudów w okopach (co jest zrozumiałe) zmoknięte i
brudne nie do poznania, od ziemi się zatem wcale nie odróżniały.
Znalazło się jednak wyjście, gdy po próbie na lotnisku okazało się, że nawet w
czasie ulewnego deszczu biała rakieta, wystrzelona tuż przed siebie w ziemię, wydaję
na przeciąg 1-ej do 2-ch minut gęsty śnieżno - biały kłębek dymu, który znakomicie z
wysokości do 1000 mtr. zaobserwować można.
Po tym odkryciu jeden z moich kolegów rzucił za zgodą wyższego dowództwa
nad piechotą nakaz wykazania pierwszych linij, takimi białymi dymkami, tak że
nazajutrz stwierdzenie pierwszych linij znakomicie się udało.
Ale na tam nie koniec.
Drugiem ciężkiem zadaniem było zaopatrzenie odciętych na drugim brzegu oddziałów.
Tam już panował głód i rozpacz. Sam widziałem biednych piechurów, klęczących
na ziemi i wyciągających ręce do nas przelatujących lotników.
A więc wypełniliśmy zadanie zupełnie nowe, dotąd niespotykane i
niepraktykowane. Było to zadanie zaopatrywania wojsk odciętego odcinka.
Przedmiotami zaopatrywania tego były: żywność, amunicja i materjały sanitarne.
Do tego zadania zostały ze zrozumiałych względów całe eskadry użyte. Odbywało się
to w ten sposób, że naładowany temi kosztownościami samolot, przelatywał nad
pozycjami zupełnie nisko zrzucając zawartość samolotu a więc: amunicję karabinową,
konserwy, ćwibak, chleb, sól, słoninę, papierosy i t. p. oraz inne materjały pierwszej
potrzeby.
Amunicji artyleryjskiej naturalnie nie było sposobu dostarczyć. To też artylerja
austrjacka, znajdująca się w tych miejscach ucichła wkrótce zupełnie z braku amunicji.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]