[ Pobierz całość w formacie PDF ]

martw się. Po czym zniknął.
Zadzwięczał jej telefon. Rozejrzała się wokół, ale najwyrazniej ani
szeryf, ani jego zastępca nic nie zauważyli. Eve owszem, ale po tym, jak
raz mimowolnie spojrzała w jej stronę, siedziała odwrócona plecami i
wpatrywała się w przestrzeń, ściskając w dłoniach chusteczkę.
Claire pokręciła się na ławce i udało jej się wyjąć komórkę z kieszeni
tak, że nikt nie zwrócił na to uwagi.
Dostała od Michaela esemes z tekstem:  Niedługo was wyciągniemy.
Na razie bądzcie cicho".
Mniej więcej to samo zalecał Shane. Chciała w to wierzyć, ale jej
wnętrzności wciąż się skręcały. Kompletnie nie nadawała się na
kryminalistę.
Dobra, będzie tu siedziała i... myślała o czymś innym. Na przykład
nauce. Niektórzy ludzie, żeby odwrócić od czegoś swoją uwagę,
recytowali wyniki meczów. Claire lubiła powtarzać tablicę pierwiastków,
a kiedy z tym skończyła, zabrała się do alchemicznych symboli i
właściwości, których nauczył ją Myrnin. To pomagało. Sprawiało, że
przypominała sobie, iż jest coś więcej niż tylko ta sala, ta chwila, że są
ludzie, którym naprawdę zależy, aby wróciła.
Shane wrócił z łazienki i został znów przykuty do ławki. Przysunął
się trochę bliżej do Claire, pochylił. Oparł łokcie na udach, a głowę spuścił
tak, aby włosy zasłoniły mu twarz.
- W łazience jest okno - powiedział. - Niewielkie, ale ty się
przeciśniesz. Tyle że się nie otwiera. Musiałabyś je wybić, a to
oznaczałoby hałas.
Claire kaszlnęła i zakryła dłonią usta.
- Nie zamierzam uciekać z więzienia. Zwariowałeś?
- Tak tylko pomyślałem. To znaczy wydawało mi się, że to niezły
pomysł. - Usiadł prosto, zmarszczył czoło i spojrzał na nią. - Nie chcę,
żebyś tu była. To nie... - Pokręcił głową. - To po prostu nie w porządku. Ja
i Eve, no tak, ona się w to wpakowała na własne życzenie, a ja zawsze
mam jakieś kłopoty. Ale ty...
- W porządku. - Wyciągnęła rękę i położyła mu dłoń na policzku.
Poczuła ukłucia zarostu. To ją uspokoiło.
Sprawiło, że zapragnęła być gdzieś indziej. Na przykład w
motelowym pokoju, za zamkniętymi drzwiami. - Nigdzie bez ciebie nie
idę.
- Mam na ciebie taki zły wpływ.
- Sugerując, abym uciekła z więzienia? No, masz.
- No, przynajmniej tego nie zrobiłaś. Zawsze to coś.
Zastępca szeryfa wstał zza biurka i odpiął Shane'a od ławki.
- Porozmawiajmy, panie Collins.
- Oczywiście - odparł Shane z udawanym entuzjazmem.
Puścił oko do Claire, co wywołało na jej twarzy uśmiech, dopóki nie
przypomniała sobie, że tu rzeczywiście nastąpiła tragedia - jeden człowiek
był martwy, a dwóch zaginęło. Nie byli to najmilsi ludzie na świecie, ale
mimo wszystko...
Uświadomiła sobie, z zimnym potem w okolicy kręgosłupa, że nie
ma pojęcia, co robił Oliver w momencie, gdy ci ludzie ginęli.
Zielonego pojęcia...
Po godzinnym przesłuchaniu szeryf zamknął ich w celach na
zapleczu. Shane'a w jednej, a Eve i Claire razem w drugiej. Oczywiście
zabrano im wszystkie rzeczy osobiste, łącznie z telefonami komórkowymi.
Claire skasowała esemesy, choć wiedziała, że odzyskanie ich przez szeryfa
to tylko kwestia czasu. Dowie się, że Michael gdzieś tam ucieka przed
prawem.
Taka ucieczka może i byłaby romantyczna, gdyby nie fakt, że
Michael był wampirem, był środek dnia, a on nie miał żadnej kryjówki.
Miała nadzieję, że obaj z Oliverem nie zapomnieli o lodówce z
krwią. Mogli jej naprawdę potrzebować, zwłaszcza, gdyby zostali
poparzeni.
I tak siedzę tutaj, martwiąc się o parę wampirów, które doskonale
potrafią sobie dać radę, pomyślała. Powinnam zacząć się martwić, co się
stanie, gdy szeryf zadzwoni do moich rodziców. Na pewno to zrobi, a
wtedy cała sprawa stanie się milion razy gorsza.
- Hej - rzucił Shane zza kraty. - Wymienię papierosy na batonika.
- Bardzo śmieszne - skwitowała Eve. Już prawie wrócił jej gotycki
urok. Tylko na policzkach i wokół oczu miała czerwone plamy. - Jak to się
dzieje, że zawsze lądujesz za kratkami?
- I kto to mówi? Ja przynajmniej nie próbowałem uciekać policji w
karawanie.
- Ten karawan miał konie mechaniczne. - Eve się rozmarzyła. -
Kocham ten karawan.
- Taa. No cóż. Mam nadzieję, że ze wzajemnością, bo jak nie, to jest
to po prostu smutne. I trochę chore. - Shane zabębnił palcami w kratę. -
Nie jest tak zle. Przynajmniej tym razem mam lepsze towarzystwo. -
Faktycznie, nikt nie planował przerobić go na wampira ani spalić żywcem,
ale o tym nie musiał wspominać. - I mają nawet papier toaletowy.
- Doprawdy, Collins, ta informacja nie była mi niezbędną. - Eve
westchnęła, objęła się ramionami i znów zaczęła przechadzać się po celi. - [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl