[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nerwowy, znany jako splot słoneczny. Ręce zbira opadły, a ja zrobiłem krok do
przodu słysząc, jak głucho walnął o ziemię. Znieruchomiałem z kamienną twarzą.
Gapo Docci przywołał mnie gestem, a kiedy się zbliżyłem, powiedział:
 To nowy sposób walki, przybyszu. Nasze zabijaki walczą na pięści. Biją
się tak długo, aż jeden z nich wypadnie z gry. My zakładamy się, kto zwycięży.
 Taka walka jest marnotrawstwem. Cała sztuka polega na tym, żeby wie-
dzieć, gdzie i jak uderzyć.
 Twoja sztuka jest bezradna wobec ostrej stali  powiedział, wyciągając do
połowy miecz. Musiałem teraz postępować ostrożnie. Mógł mnie posiekać tylko
po to, żeby udowodnić mi, że nie dam mu rady.
 Nie mogę walczyć gołymi rękami przeciwko takiemu szermierzowi jak
ty  stwierdziłem pokornie. Z tego, co wiedziałem, Docci używał miecza tylko
do krojenia pieczystego, ale pochlebstwo nigdy nie zaszkodzi.  Ta sztuka jest
przydatna tylko w starciu z człowiekiem niedoświadczonym w walce na miecze
albo noże.
Przetrawił to i zawołał najbliższego strażnika:
 Hej ty, wyjdz na niego z nożem!
Nie tak to sobie zaplanowałem, ale nie było teraz sposobu, by uniknąć po-
jedynku. Strażnik uśmiechnął się, wyrwał z pochwy lśniący sztylet i ruszył ku
mnie pewnym krokiem. Odpowiedziałem uśmiechem. Uniósł broń przygotowu-
jąc się do pchnięcia, ale nie skierował ostrza dokładnie na wprost, jak zrobiłby
to doświadczony nożownik. Pozwoliłem mu podejść blisko i stałem nieruchomo,
dopóki nie uderzył.
Typowa obrona. Zrobiłem krok do przodu i zablokowałem uderzenie. Chwyci-
łem go za rękę i wykręciłem ją. Wszystko odbyło się bardzo szybko. Nóż poleciał
w jedną stronę, napastnik w drugą. Musiałem prędko zakończyć ten pokaz, żeby
nie przyszło mi zmierzyć się z pałkami albo pistoletem. Zbliżyłem się do Capo
Docci i powiedziałem spokojnie:
 Te sposoby obrony i zabijania, stosowane w innych światach, są nieznane
na Spiovente. Nie chciałbym ich wszystkich teraz wyjawiać. Jestem pewien, że
nie życzysz sobie, by niewolnicy poznali tak niebezpieczne ciosy. Pozwól, że in-
ne umiejętności zaprezentuję ci bez udziału tej publiczności. Mogę nauczyć tego
wszystkiego twoją ochronę, bo wielu tutaj na pewno chciałoby cię zabić. Pomyśl
112
o swoim bezpieczeństwie.  Brzmiało to jak wykład o przepisach drogowych,
ale chyba go przekonało. Nie do końca. . .
 Nie lubię żadnych nowych pomysłów  warknął.  Lubię, jak wszystko
jest po staremu.
Czyli on na szczycie, a reszta na dole, w łańcuchach. Odezwałem się szybko:
 To, co robię, nie jest nowe, jest stare jak ludzkość. Sekrety przekazywane są
potajemnie od zarania dziejów. Możesz je teraz poznać. Nadchodzą zmiany, wiesz
o tym, a wiedza jest siłą. Gdy inni chcą ci odebrać to, co posiadasz, dobra jest
każda broń, którą można ich pobić.  Wszystko to wydawało mi się idiotyzmem,
ale miałem nadzieję, że do niego przemówi. Z tego, co Hetman mówił mi o tym
fajansiarskim świecie, wynikało, że tylko siła zapewnia bezpieczeństwo  czysta
paranoja, ale Docci musiał to teraz przemyśleć. Trochę się tego obawiałem, gdyż
biorąc pod uwagę jego niskie czółko, myślenie mogło go boleć. Odwrócił się na
pięcie i odszedł.
Uprzejmość, podobnie jak mydło, była towarem nieznanym na tej planecie.
%7ładnego tam  Do zobaczenia albo  Pomyślę o tym . Dopiero po chwili zrozu-
miałem, że posłuchanie się skończyło. Rozbrojony strażnik gapił się na mnie roz-
cierając nadgarstek, ale schował sztylet. Rozmawiałem z Capo Docci, zatem nie
mógł mnie zadzgać bez powodu. Pozostał mi więc tylko mój pierwszy przeciw-
nik  były Muskuł. Wciąż siedział oszołomiony. Zbliżyłem się do niego. Spojrzał
na mnie, mrugając oczami. Zrobiłem najbardziej wredną minę, na jaką było mnie
stać, i powiedziałem:
 Już dwa razy naraziłeś mi się. Nie zrobisz tego po raz trzeci, bo wypadniesz
z gry. Zabiję cię.
W jego oczach wciąż była nienawiść, ale oprócz niej pojawił się strach. Po-
stąpiłem krok naprzód, a on przypadł do ziemi. Niezle. Byle tylko zbyt często nie
odwracać się do niego plecami. Jednak teraz odwróciłem się i dumnie odmasze-
rowałem.
Ruszył za mną, powłócząc nogami i tak dołączyliśmy do oczekujących nie-
wolników. Chyba pogodził się ze swoją degradacją, podobnie jak reszta. Kilku
byłych podwładnych popatrzyło na niego ponuro, ale wszyscy zachowali spokój.
Bardzo mi to odpowiadało. wiczyć w sali gimnastycznej to jedno, a zmierzyć się
z tymi osiłkami, którzy naprawdę chcieli mnie zabić, to drugie. Rozpromieniony
Hetman zaczął mi gratulować.
 Dobra robota, Jim, bardzo dobra robota.
 I bardzo męcząca. Co teraz?
 Z tego, co mi wiadomo, ta grupka ma, że tak powiem, wolne, bo pracowała
przez całą noc.
 Więc teraz kolej na odpoczynek i jedzenie. Prowadz. Zastanawiałem się,
dlaczego nazywano to coś jedzeniem.
113
Jedyną zaletą tego czegoś był fakt, że nie było to aż tak wstrętne jak potra-
wy kuchni veniańskiej serwowane na statku kosmicznym. Za budynkiem bulgotał
na ogniu ogromny i nieprawdopodobnie brudny gar. Mistrz kuchni  było świę-
tokradztwem używać tak szlachetnego tytułu w stosunku do tego odrażającego
typa, równie brudnego jak jego garnek  mieszał zawartość wielką drewnianą [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl