[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tamtego&
W pewnym momencie Aleksiej zniknął. Zaniepokojona zaczęła szukać go spojrzeniem wśród gości. Ukradkiem  tak, by nikt nie zauważył ucieczki,
wymykała się z coraz bardziej rozbawionej gromady. Po paru ciągnących się w nieskończoność minutach znalazła się w odległej części ogrodu&
Czekał na nią. Chwycił za rękę znienacka, aż krzyknęła. Zatkał dłonią usta.
 Chodz  szepnął rozkazująco, a ona bezwolnie poszła za nim.
Prowadził ją w zielony gąszcz. Muzyka, śmiechy i nawoływania milkły powoli. Liliana poczuła dreszcz strachu. Nie wiedziała, co szykuje dla niej Aleksiej,
ale jeśli zobaczy ją z nim Karol& Na wspomnienie męża zatrzymała się, wyrwała rękę z uścisku tamtego.
Aleksiej wbił czarne oczy w spłoszone zrenice dziewczyny.
 Pójdi  powtórzył śpiewnie, a ona, niczym ćma wabiona płomieniem świecy, poszła za tym głosem i spojrzeniem.
Weszli na małą polanę, gdzie w cieniu rododendronów stała kamienna omszała ława. Aleksiej zatrzymał się. Przymknął na chwilę oczy, odetchnął
głęboko i powoli odwrócił się do Liliany. Odgarnął z twarzy dziewczyny kosmyk włosów gestem tak nieskończenie czułym, że łzy stanęły jej w oczach. I
dopiero w tej sekundzie, gdy poczuła na policzku dotyk jego dłoni, zrozumiała, boleśnie pojęła, co straciła. Za czym przez resztę życia będzie tęskniła.
Z piersi wyrwał się szloch. Po policzkach spłynęły łzy. Otarł je kciukiem. Liliana przytrzymała jego dłoń, wtulając usta w ciepłe wnętrze.
 Wybacz, że przychodzę w dniu twojego ślubu  zaczął półgłosem  ale chciałem pożegnać się bez gniewu. Za dwa miesiące żenię się z Olgą&
Jęknęła.
Dopóki Aleksiej był wolnym człowiekiem, miała szansę& mogła& Jeśli wezmie ślub, gdy przyrzeknie wierność i uczciwość małżeńską innej& On nie
łamał raz danego słowa. Nie Aleks!
Musi go zatrzymać! Musi zrobić coś, co przypomni mężczyznie, że to ona, Liliana, jest jego jedyną miłością, jego przeznaczeniem!
Jak wiele razy wcześniej przyciągnęła go do siebie, przylgnęła ciałem do jego ciała, zatopiła usta w jego ustach, ale nie odpowiedział tym samym.
Zacisnął palce na nadgarstkach dziewczyny, oderwał ją od siebie i przytrzymał na wyciągnięcie ramion.
 Nie, Lilka. Nie!
Szarpnęła się. Potrząsnął nią, powtarzając:
 Nie. Już za pózno. Na wszystko za pózno. Oboje popełnialiśmy błędy, których nie da się odwrócić jednym pocałunkiem. Ty jesteś mężatką, ja się żenię.
To koniec, Lilou.
Słuchała jego głosu, jednak nie słyszała słów. Rozpacz walczyła w niej z nienawiścią. Do niego. Do siebie. Do faceta, który posiał w niej niechciane
życie.
 Chciałem się tylko pożegnać, byś wiedziała, że nie czuję gniewu, że ci wybaczam&
Nienawiść w tej sekundzie wzięła górę.
 Ty mi wybaczasz? Ty?! Gdzie byłeś przez całe lata, gdy czekałam na ciebie?! Gdzie byłeś, gdy puszczałam się z każdym jednym, by o tobie
zapomnieć?! Gdzie byłeś, gdy Karol łaskawie mi się oświadczał, by dziecko miało nazwisko i ojca?! Takiś teraz wielkoduszny? Wybaczasz mi? Wiesz, co
ja na to?!
Wzięła zamach i strzeliła go w twarz.
Nawet nie drgnął.
 Jesteś tchórzem, Aleks! Potrafisz tylko uciekać, po latach wracać, łaskawie pieprzyć mnie przez dwa dni, a potem, pod byle pretekstem znów brać ogon
pod siebie! Pytałeś, czy ja tego chcę? Twojej łaski?! To wiedz, że pieprzę ją! Za kogo ty się niby masz? Niczym mi, tchórzu, nie imponujesz! Anglista!
Belfer zakichany! Karol przynajmniej coś sobą reprezentuje, a ty& nie masz jaj, dla mnie nie jesteś mężczyzną!
Aleks pobladł.
 %7łyczę ci szczęścia w małżeństwie  rzekł, z trudem hamując się od wybuchu.  Sądząc po tym, jak twój mąż kopnął na dzień dobry twojego psa i jak
ślini się do twojej siostry, to szczęście będzie ci potrzebne.
 O mnie mówisz?
Pytanie padło tak niespodziewanie, że oboje drgnęli.
Karol stał tuż obok. Dzielił go od obojga krzew azalii. Wyszedł zza zielonej zasłony i  blady tak samo, jak Aleksiej  powtórzył:
 O mnie mówisz?
Aleksiej uśmiechnął się tylko, mrużąc oczy. Tego mu było trzeba&
Tamten szarpnął Lilkę za ramię, aż się zatoczyła i to był impuls, wyzwalający furię, która od rana narastała.
Jeden cios, drugi, trzeci. W twarz, w splot słoneczny, w szczękę.
Bić, walić dotąd, aż przeciwnik zaleje się krwią, padnie na kolana i będzie błagał o litość.
Gdzieś obok krzyczała Liliana. Niech krzyczy. Nie jest dla niej mężczyzną? Udowodni, że jest. Tamten broni się. Nawet całkiem niezle. On, Aleksiej, też
już krwawi z głowy rozbitej kamieniem (skąd w ręku przeciwnika kamień?), ale ten ból jest dobry. Otrzezwia. Zaślepiająca furia mija, może uderzać na
zimno, celować dokładniej&
Odciągają go czyjeś ręce. Ciskają na bok. Wgniatają w ziemię.
Aleksiej potrząsa głową, by widzieć cokolwiek przez zalewającą oczy krew. Jego spojrzenie pada na klęczącą obok męża Lilkę. Płacze.
Niech płacze.
W tej samej chwili Lilka patrzy na niego. W niebieskich oczach jest tylko bezbrzeżny żal. Niech żałuje.
Aleksiej podnosi się, odpychając przytrzymujące go ręce.
Odchodzi parkową aleją, w koszuli zachlapanej krwią, przez nikogo niezatrzymywany. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl