[ Pobierz całość w formacie PDF ]

chyba się chwilę zdrzemnę.
- Na to nie mamy czasu - stwierdził Zoltan, gotów udusić Fulca za spojrzenie, jakie
ten posłał leżącej.
- Głupstwa mówisz - uśmiechnęła się dziewczyna, nie otwierając oczu.
Dwaj żołnierze Fulca niemal zniknęli im już z oczu.
- Ależ, Zoltanie, ty przecież nic nie pijesz!
- Z oczu Fulca biła złośliwa przebiegłość.
- Rzeczywiście - odparł Zoltan, wychylając kielich. - No, musimy jechać dalej. Hop,
hop, tam na górze! Wy też zejdzcie i napijcie się po kropelce!
%7łołnierze z wahaniem zawrócili.
- Tak, tak, wy też się napijcie - powiedział Fulco. - Zoltan zaprasza moich ludzi na
moje wino!
Zoltan zmusił się do drwiącego uśmiechu.
- Posłuchajcie - zaproponowała Bianka sennym głosem. - Czy to nie dobry pomysł,
abyśmy teraz, kiedy jest tak wielu mężczyzn, obejrzeli karetę? Wspólnymi siłami zdołamy ją
podnieść.
O co jej chodzi? zastanawiał się Zoltan. No tak, chce jak najszybciej odprawić stąd
ludzi Fulca.
- Rzeczywiście - podchwycił. - Podejrzewamy, że pękł resor - wyjaśnił Fulcowi. -
Dobrze by było, gdybyście zechcieli mi pomóc. Chodzcie, wszyscy! Ty także, Fulco.
Niechętnie poszli za nim.
- Ja tu zostanę - oświadczyła Bianka ziewając. - Prześpię się trochę.
Zoltan miał dość oleju w głowie, by się jej nie sprzeciwiać. Dziewczyna najwyrazniej
zamierzała opóznić ich odjazd i zmusić tym samym Fulca, by wyruszył pierwszy.
Mężczyzni wspólnymi siłami podnieśli karetę, której rzecz jasna nic się nie stało.
Teraz jednak Fulco i jego ludzie bez naruszania zasad przyzwoitości nie mogli wrócić na łąkę.
Zoltan obserwował przygotowania nieprzyjaciela do odjazdu.
- Berengario, zejdz już na drogę! - zawołał.
- Widzę, że zrezygnowałeś z tytułów - zauważył Fulco wychylając się z okna powozu.
- Ona sama to zaproponowała - warknął Zoltan.
- A ty najwyrazniej nie miałeś nic przeciw temu. Czy ona nie jest dla ciebie stanowczo
za młoda, Zoltanie? Słyszałem chyba, że Berengaria von Warineck ma niespełna
dziewiętnaście lat...
Owszem, Berengaria tak, nie wiadomo dlaczego usprawiedliwiał się w duchu Zoltan.
Ale Bianka jest starsza!
- A tobie już idzie czwarty krzyżyk - ciągnął Fulco. - Nie wiem, co prawda, ile brakuje
ci do piątego, ale to zakrawa na porywanie dzieci...
- Czy zawsze musisz mieć takie brudne myśli? - spytał rozezlony Zoltan. - Traktuję ją,
jakby była moją córką. I dobrze wiesz, że nigdy nie złamię przysięgi złożonej rodowi
książęcemu Tannen.
- Oczywiście - mruknął Fulco, nie spuszczając oczu z Bianki, która niedbałym,
leniwym krokiem schodziła ze zbocza. - Muszę przyznać, że jak na swój wiek jest wspaniale
rozwinięta. Chyba poproszę Fabiana, żeby miał oko na ten związek ojca z córką.
- Jesteś do tego stopnia zdeprawowany, że nie potrafisz już nikomu zaufać -
rozgniewał się Zoltan. - Zdołacie teraz przejechać?
Bezczelnie dał znak stangretowi Fulca i wspaniały orszak ruszył na północ.
- Wstyd mu było zawrócić - uśmiechnął się do dowódcy młody Johann. - Wydaje mi
się jednak, że wcale nie zamierzał jechać w tamtą stronę.
Zoltan nie mógł zapanować nad wzburzeniem, jakie wywołały w nim komentarze
Fulca, być może przede wszystkim dlatego, że jego obrona nie była całkiem szczera. Kiedy
przypomniał sobie, jak bliski był pohańbienia i zabicia niewinnej dziewczyny, oblał go zimny
pot. Już by jej nie było! Popatrzył na Biankę i serce ścisnęło mu się z bólu.
- Gdzie, na miłość boską, jest dziecko? - zaniepokoił się woznica.
Zoltan ocknął się z zamyślenia.
- Też chciałbym to wiedzieć.
Wreszcie ekwipaż Fulca zniknął za zakrętem Wszyscy mężczyzni pobiegli ku Biance.
- Prędko! - zawołała, spiesząc przed nimi przez łąkę na wzgórze do bukowego lasu.
Zoltan dogonił dziewczynę.
- Myślisz, że...
- Nie wiem. Ale mam nadzieję!
Zatrzymała się i oparła o pień buka.
- Gdzie to było?
Patrzyli na nią zaskoczeni.
- Berengario, co ty właściwie zrobiłaś? - wykrzyknął Zoltan z przerażeniem w głosie.
- Cicho! To tam!
Teraz wszyscy usłyszeli stłumione gaworzenie. Bianka podbiegła do niewielkiej kupki
rdzawobrunatnych liści. Zaczęła ją rozgarniać.
Pospieszyli za nią i zobaczyli zagłębienie w ziemi przykryte odwróconym do góry
dnem koszykiem. Zoltan drżącymi dłońmi podniósł go, a wtedy oślepione światłem dziecko,
ułożone na węzełku z ubraniem, zamrugało. Obok stał koszyczek z jedzeniem, a malec bawił
się zapinką Bianki
- Berengario - szepnął Zoltan. Wyglądał, jakby zaraz miał zemdleć. - A więc tu jest
twoja brosza!
- Musiałam go czymś zainteresować, żeby nie płakał.
- To rzeczywiście bardzo grzeczne dziecko - stwierdził Johann.
- Ogromne ryzyko! - pokręcił głową któryś.
- Co innego mogła zrobić? - rzekł pomocnik stangreta. - To przecież fantastyczne.
- Siedziałam wysoko i zauważyłam oddział Fulca wcześniej niż wy - spokojnie
wyjaśniła Bianka. - Dlatego miałam trochę więcej czasu. Ale, mój Boże, tak się bałam, kiedy
ci ludzie...
- Wcale na to nie wyglądało - oburzył się bliski gniewu Zoltan. Pobladł i spocił się ze
zdenerwowania. - Posłuchajcie, chłopcy. Zanieście dziecko i jego rzeczy do powozu.
Wyruszamy jak najprędzej, zanim Fulco zdąży zawrócić.
- Zoltanie, poczekaj - poprosiła Bianka. - Muszę z tobą o czymś porozmawiać.
Zwolnili kroku. Zoltan ze zdziwieniem przyglądał się dziewczynie. Teraz, kiedy jego
ludzie nie mogli ich już słyszeć, spuścił z tonu; zrozumiał, z jak wielkim wysiłkiem musiało
jej przychodzić udawanie świetnego humoru.
Ale zauważył nie tylko zmęczenie.
- Co się stało, moja droga? Taka jesteś blada i poważna. Powinnaś się cieszyć,
największe niebezpieczeństwo minęło. Chyba że jednak pragniesz zostać księżną? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl