[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Dziewczynka wzruszyÅ‚a ramionami, a potem poka­
zaÅ‚a motyla, który przelatywaÅ‚ z gaÅ‚Ä™zi na gaÅ‚Ä…z po­
bliskiego drzewa.
- Patrz, jaki Å‚adny.
- Tak, to prawda. - Heather podniosÅ‚a dziewczyn­
kę, żeby mogła sięgnąć gałęzi. - Widzisz teraz lepiej?
Motyl zatoczyÅ‚ koÅ‚o, poÅ‚askotaÅ‚ skrzydÅ‚ami wyciÄ…g­
niętą dłoń dziecka i odleciał.
- Uciekł? - spytała Brittany.
- Tak, obawiam siÄ™, że nas opuÅ›ciÅ‚. Ale może znaj­
dziemy innego. - Postawiła dziewczynkę na ziemi
i wzięła ją za rękę, prowadząc do domu. - Nie jesteś
przypadkiem głodna?
110 RUTH LANGAN
Brittany przytaknęła śmiało.
- To świetnie - ucieszyła się Heather.
Na ganku Heather znowu wzięła maÅ‚Ä… na rÄ™ce, za­
niosła do kuchni i posadziła dziewczynkę przy stole.
- Posiedz tu, a ja poszperam i zobaczÄ™, czym mogÄ™
ciÄ™ poczÄ™stować. Ale najpierw zawiążmy lepiej serwet­
kę na tej ślicznej sukience, żeby jej nie poplamić.
Wyjęła z szuflady cienką ściereczkę i zawiązała ją
na szyi dziewczynki.
Szybko przekonała się, że mała Brittany nie jest
wybredna, jeÅ›li chodzi o jedzenie. Heather przygoto­
wała jej talerz z płatkami w kształcie liter, kawałkami
sera i czerwonymi, dojrzaÅ‚ymi truskawkami. Dziew­
czynka jadła ze smakiem, popijając sokiem jabłkowym.
Ale ta sielanka nie trwaÅ‚a dÅ‚ugo, bo raptem gwaÅ‚­
townie otworzyły się drzwi do kuchni i stanął w nich
Thad, patrzÄ…c na nie obydwie z wyrzutem.
- Tatuś! - ucieszyła się mała.
- Tatuś? - zdziwiła się Heather, otwierając usta. -
Ona jest... twoja?
Thadowi zabrakło słów. Chwycił małą na ręce
i przytulaÅ‚ jÄ… mocno, zamykajÄ…c oczy, a w miÄ™dzycza­
sie starał się uspokoić.
W chwili, gdy pozbyÅ‚ siÄ™ już panicznego lÄ™ku, ode­
zwaÅ‚y siÄ™ w nim silniejsze emocje: autentyczna wÅ›cie­
kłość.
Ostrożnie postawił córkę na podłodze kuchni i omal
nie rzucił się na Heather.
ZAKAAD Z HAZARDZIST 111
- Jakim prawem ją zabrałaś? Jak śmiałaś wyciągnąć
jÄ… z samochodu bez mojej zgody?
- Z twojego samochodu? Wybacz, nie nadążam za
tobą. - Heather patrzyła na niego, nic nie pojmując.
- Chcesz powiedzieć, że zostawiÅ‚eÅ› w samochodzie ta­
kie małe dziecko?
- Nie zmieniaj tematu, odpowiedz na moje pytanie
- atakował dalej.
- A jakie to pytanie, inspektorze Law?
Zdumienie zastąpiło złość. Gapił się na nią i zaczął
od nowa:
- ChwileczkÄ™. To nie wyciÄ…gnęłaÅ› jej z mojego sa­
mochodu?
Heather patrzyła na niego jak na wariata, którego
nie sposób zrozumieć.
- ZnalazÅ‚am jÄ… w ogrodzie, spacerowaÅ‚a tam caÅ‚­
kiem sama. Wolałam więc przyprowadzić ją tutaj i dać
jej coś do zjedzenia. - Spojrzała na dziewczynkę, która
zajęła się z zapałem resztą truskawek.
Thad także przeniósł wzrok na córkę. Jest cała
i zdrowa, i ktoś się nią zaopiekował. Takie są fakty.
- Chcesz powiedzieć, że Brittany wysiadła sama
z samochodu?
- Chyba że jest tu jakieś UFO w okolicy. - Teraz
Heather zaczynała tracić cierpliwość. - Nie do wiary,
że dorosÅ‚y czÅ‚owiek, z odrobinÄ… rozsÄ…dku, może zo­
stawić dziecko w samochodzie bez opieki. Zwłaszcza
ktoś, kto zawodowo dba o bezpieczeństwo innych.
112 RUTH LANGAN
A czego się spodziewałeś? Co miała tam robić cały
dzień?
- Nie miałem zamiaru zostawiać jej na cały dzień
- wyjaśnił, zmieniając ton. Zaczął się usprawiedliwiać.
- Najwyżej na pół godziny. W ogóle bym się tu nie
pojawił, gdyby mi nie doniesiono, że zepsuł się jeden
z czujników.
- Ale po co w ogóle zabierałeś dziecko?
- Nie jestem dziecko - odezwaÅ‚a siÄ™ nagle dziew­
czynka.
Heather i Thad równocześnie na nią popatrzyli.
- Jestem dużą dziewczynkÄ…, tatusiu, sam tak po­
wiedziałeś.
- Tak, tak, kochanie. - PodniósÅ‚ jÄ… i wycisnÄ…Å‚ ca­
łusa na jej dłoni. - Pokażesz tatusiowi, jak wyszłaś
z samochodu?
- Pewnie. - Zmiała się do niego, kiedy ruszał na
dwór.
Heather podążyła za nimi.
- Ja też muszę to zobaczyć.
Dotarli do samochodu. Thad otworzył tylne drzwi
i posadziÅ‚ Brittany na jej krzeseÅ‚ku na tylnym siedze­
niu. Podał jej misia i zapiął pas.
- I to jej miało wystarczyć? - niemal krzyknęła
Heather.
Thad obrzucił ją nieprzyjaznym spojrzeniem.
- Już ci mówiłem: nie sądziłem, że to potrwa dłużej
niż pół godziny.
ZAKAAD Z HAZARDZIST 113
- Dla dziecka to może się wydawać wiecznością.
Jej uwaga zakłuła go w serce, wiedział, że Heather
ma racjÄ™. PostanowiÅ‚ jednak nie reagować, żeby osz­
czędzić sobie dalszej części jej wykładu.
Obrócił się do córki.
- A teraz pokaż tatusiowi, co zrobiłaś, żabko.
Brittany ściągnęła usta.
- Miś upadł. - Rzuciła go na podłogę. - Musiałam
go podnieść. - Odpięła samodzielnie pas, zsunęła się
z siedzenia i podniosła misia, sadzając go na swoim
foteliku. - Miś powiedział, że chce mu się spać, no
to mu pozwoliÅ‚am. - PoÅ‚ożyÅ‚a palec na ustach, wdra­
pała się na przednie siedzenie i bawiła się przyciskami
na drzwiach, aż jeden z nich zaskoczył i drzwi się
otworzyły. - Widzisz, tatusiu?
Była dumna, tak dumna, że nie miał wyboru, musiał
ją nagrodzić całusem w policzek.
Zwrócił się potem do Heather nad głową dziecka:
- Przepraszam, że się tak wydarłem. Ale myślałem,
że wpadnę w obłęd, jak zobaczyłem pusty samochód.
Przeraziłem się, że ktoś ją porwał.
Heather przyjęła przeprosiny.
- Rozumiem, co czułeś. Pewnie czułabym to samo.
Ale czemu ją ze sobą przywiozłeś?
- Bo sÄ…siadka, która siÄ™ niÄ… zwykle zajmuje, mu­
siała polecieć do córki, która ma właśnie rodzić.
A dziewczyna, która miała ją zastąpić, nie dała znaku
życia. Nie miałem wyjścia.
114 RUTH LANGAN
- A gdzie jest mama Brittany?
- Nie żyje.
To były ostatnie słowa, jakie Heather spodziewała
się usłyszeć. Zaniemówiła. Dopiero po dłuższej chwili
położyła rękę na jego ramieniu.
- Thad, tak mi przykro, wybacz.
- To już trzy lata. Brittany miaÅ‚a wówczas rok. Na­
wet nie pamięta matki - informował rzeczowo.
- I cały czas sam się nią opiekujesz?
- Taa. - ObróciÅ‚ siÄ™ w stronÄ™ samochodu. - DziÄ™­
kuję, że się nią zajęłaś. Ale teraz czas na nas, musimy
wracać do domu.
Wówczas Heather powiedziała coś, co zaskoczyło
jÄ… samÄ…:
- JeÅ›li masz tu jeszcze coÅ› do roboty, możesz zo­
stawić ją ze mną.
- Z tobÄ…? - SpojrzaÅ‚ na niÄ… tak, jak gdyby oznaj­
miła mu właśnie, że jest morderczynią.
Zmieszała się, nie takiej reakcji oczekiwała.
- Może nie jestem ekspertem od takich maluchów,
ale mam wrażenie, że świetnie dawałyśmy sobie razem
radę, zanim wpadłeś z awanturą.
- A twoja praca?
Wzruszyła ramionami.
- Wujek powiedział, że na dzisiaj koniec. Nic sobie
nie zaplanowałam, a zatem... - urwała.
Tak badawczo siÄ™ jej przyglÄ…daÅ‚, aż zaczęła siÄ™ czer­
wienić.
ZAKAAD Z HAZARDZIST 115 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl