[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dząc nadjeżdżający samochód, początkowo nie wyczuła
zagrożenia. Dopiero po chwili zimny dreszcz przeraże
nia przebiegł po jej kręgosłupie. Pod wpływem impulsu
rzuciła się w pościg, gorączkowo wołając do dziew
czynki, by się zatrzymała, ale ta biegła prosto pod zbli
żający się samochód.
W chwili gdy Serenity chwyciła dziecko w ramiona,
usłyszała przerazliwy pisk hamulców, poczuła nagły
powiew powietrza i lekkie uderzenie błotnikiem w bio
dro. Razem z dziewczynką przetoczyła się przez drogę
i upadła po drugiej stronie jezdni. Przez ułamek sekun
dy panowała absolutna cisza, potem zaś rozległo się
rozpaczliwe skomlenie, ponieważ szczeniak, na którym
leżała Serenity, stracił cierpliwość. Do tego dołączyło
się głośne zawodzenie dziecka.
Kompletnie oszołomiona Serenity usłyszała prócz
szczekania i płaczu podniecone głosy w różnych języ
kach. Nie mogła jednak wykrzesać z siebie dość siły
i wstać. Dziewczynka natomiast podniosła się i lekko
utykając, pobiegała do bladej, zapłakanej matki.
Czyjeś mocne ręce chwyciły Serenity za ramiona
i postawiły na nogi. Gdy odwróciła głowę, napotkała
ciemne, rozzłoszczone oczy Christophe'a.
- Nic ci się nie stało? - Gdy pokręciła głową, kon
tynuował zniecierpliwionym, przejętym tonem: - Na
Boga! Chyba oszalałaś! - Potrząsnął nią lekko, a to
KUZYN Z BRETANII 87
przyprawiło ją tylko o większy zawrót głowy. - Mogłaś
zginąć. Tylko cudem ten samochód wyhamował.
- Tak ładnie się bawili... A potem ten głupi pies
wybiegł na ulicę. Och, czy nie zrobiłam mu krzywdy?
- Serenity! - Wściekły głos Christophe'a i potrząsa
nie przywróciły ją do rzeczywistości. - Wielki Boże! Ty
chyba naprawdÄ™ jesteÅ› nienormalna!
- Przepraszam... - wymamrotała, nadal czując oszo
łomienie. - To głupie, że najpierw pomyślałam o nim,
a potem o dziecku... Czy z niÄ… wszystko w porzÄ…dku?
- Tak, jest już z matką. Biegłaś jak gepard, żeby ją
uratować.
- To adrenalina - wyszeptała, sama się dziwiąc. -
Ale teraz jestem całkiem bez życia.
Zacisnął ręce na jej ramionach i uważnie popatrzył
w jej twarz.
- Masz zamiar zemdleć? - Pytaniu towarzyszyło
głębokie zmarszczenie brwi.
- Na pewno nie - odpowiedziała, ale choć starała się
przybrać stanowczy ton, głos jej zabrzmiał żałośnie.
- Serenity! - Genevieve podeszła do niej i wzięła ją
za rękę. - Jesteś taka odważna. - Gdy całowała Serenity
w oba pobladłe policzki, łzy wypełniły jej oczy.
- Nie zrobiłaś sobie krzywdy? - Yves powtórzył py
tanie Christophe'a, ale w jego oczach widniał raczej
niepokój niż złość.
- Nie, wszystko w porządku - zapewniła, bezwied
nie opierając się o Christophe'a. - Najbardziej ucierpiał
chyba szczeniak, ponieważ przygniotłam go swoim cię
żarem.
88 NORA ROBERTS
Podbiegła do niej matka dziewczynki i przez łzy za
częła mówić coś po bretońsku. Kobieta cały czas wy
cierała oczy pogniecioną chusteczką
Serenity, wyczerpana i zażenowana, odpowiadała
coś pod nosem. Wreszcie na cichą prośbę Christophe'a
kobieta puściła ją, zabrała dziecko i zniknęła w tłumie.
Christophe objął Serenity i poprowadził z powrotem
do kościoła.
- Myślę, że oboje, ty i ten kundel, powinniście być
trzymani na krótkiej smyczy - powiedział.
- To miło, że wrzucasz nas do jednego worka - wy
szeptała. Nagle zauważyła swoją babkę siedzącą na ni
skiej ławce. Wyglądała bardzo blado i staro.
- Bałam się, że zginiesz - powiedziała hrabina zdu
szonym głosem, gdy wnuczka przyklękła obok niej.
- Jestem niezniszczalna - oświadczyła Serenity
z pewnym siebie uśmiechem. - Odziedziczyłam to po
przodkach.
Chuda, koścista dłoń mocno chwyciła jej rękę.
- Jesteś bardzo odważna i bardzo uparta - stwierdzi
ła hrabina silniejszym głosem. - I bardzo cię kocham.
- Ja też cię kocham, babciu - odpowiedziała ciepło
Serenity.
ROZDZIAA SIÓDMY
Serenity nie zgodziła się na propozycję dłuższego
odpoczynku ani na wezwanie lekarza. I nalegała, by po
lunchu odbyć lekcję jazdy konnej.
- Nie potrzebuję lekarza - upierała się. - Czuję się
świetnie. - Zbagatelizowała poranny incydent. - Mam
tylko kilka siniaków. Powiedziałam już, że jestem nie
zniszczalna.
- Jesteś jedynie uparta - poprawiła ją hrabina, a Se
renity tylko wzruszyła ramionami z lekceważącym
uśmiechem.
- Doznałaś szoku - wtrącił Christophe, przyglądając
jej się uważnie. - Sugeruję mniej wyczerpujące zajęcia.
- Na litość boską, tylko nie to! - Ze zniecierpliwie
niem odstawiła filiżankę z kawą. - Nie jestem jakąś
wiktoriańską panną, która mdleje przy byle okazji
i trzeba podawać jej sole trzezwiące. Jeśli nie pojedziesz
ze mnÄ… konno, zadzwoniÄ™ po Yves'a i przyjmÄ™ jego
zaproszenie na przejażdżkę! - Uniosła podbródek, a jej
delikatna twarz przybrała stanowczy wyraz. - Nie mam
zamiaru kłaść się do łóżka w środku dnia jak dziecko.
- Zgoda. - Oczy Christophe'a pociemniały. - Odbę
dziemy lekcję, choć nie będzie ona zapewne tak ekscy
tująca jak przejażdżka, którą obiecał ci Yves.
90 NORA ROBERTS
Zdumiona wpatrywała się w niego przez chwilę,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]