[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wyszła
wśród śmiechów, tupiąc nogami w sieni. Obaj chłopcy, Bridget, Dawid oraz Diana
wyruszyli na dziesięciominutowy spacer przez zaspy do kościoła. Ich śmiech powoli
cichnął w oddali.
Pasterka! parsknął pułkownik Lacey. Za czasów mojej młodości nikt nie
chodził na żadne pasterki& Msza! To dobre dla papistów& Och, przepraszam,
monsieur Poirot&
Poirot machnął ręką.
W porządku, niech pan się nie krępuje.
Najlepsze są ranne nabożeństwa, powiedziałbym. Porządne niedzielne
nabożeństwo. Kolędy& Słuchajcie śpiewu wysłanników niebios& i inne. Stare, dobre
pieśni. A pózniej na świąteczny obiad. Tak powinno być, nieprawdaż, Em?
Tak, mój kochany zgodziła się pani Lacey. Tak my robimy. Ale młodzieży
podoba się pasterka. To miłe, że chcą na nią iść.
Sara i ten jej& absztyfikant nie chcieli.
Ależ mój drogi. Myślę, że się mylisz odrzekła pani Lacey. Sara chciała
iść, ale bała się przyznać.
Drażni mnie, że ona w ogóle przejmuje się jego zdaniem.
Jest jeszcze taka młoda powiedziała pani Lacey łagodnie. Idzie pan już
spać, monsieur Poirot? W takim razie dobranoc. I przyjemnych snów.
A pani, madame? Pani jeszcze się nie kładzie?
Nie, jeszcze nie. Muszę napełnić pończochy& Wiem, że oni są już właściwie
dorośli, ale czekają na nie. Wkładamy do nich różne drobiazgi& Zwietnie się przy
tym bawimy.
Ciężko pani pracuje, aby zapewnić miłą atmosferę w czasie świąt stwierdził
Poirot. Podziwiam panią.
Podniósł jej rękę do ust i ucałował z szacunkiem.
Hmm mruknął pułkownik, kiedy Herkules Poirot zniknął za drzwiami.
Trochę dziwaczny człowiek z tego Poirota. Ale potrafi cię docenić.
Pani Lacey uśmiechnęła się do męża.
Czy zauważyłeś, drogi Horacy, że stoję pod jemiołą? spytała z
namaszczeniem godnym dziewiętnastolatki.
Herkules Poirot wszedł do swej sypialni. Był to spory pokój, dobrze wyposażony w
koloryfery. Zbliżając się do swego wielkiego łóżka z baldachimem, Poirot zauważył
kopertę leżącą na poduszce. Otworzył ją i wyjął złożoną kartkę papieru. Była na niej
krótka wiadomość napisana niewprawną ręką dużymi, drukowanymi literami:
NIECH PAN NIE JE ZWITECZNEGO
PUDDINGU.
%7łYCZLIWY
Uniósł brwi ze zdziwienia.
Tajemnicze mruknął. I zupełnie nieoczekiwane.
IV
Obiad świąteczny rozpoczął się o drugiej. Była to prawdziwa uczta. W kominku
wesoło trzaskały wielkie kłody, a przy stole narastał gwar wielu mówiących
jednocześnie głosów. Zaczęto od zupy z ostryg. Następnie pojawiły się i zniknęły dwa
indyki. O tym, że w ogóle istniały, mogły świadczyć tylko ogryzione szkielety. I
wreszcie ten uroczysty moment: świąteczny pudding w całej okazałości.
Stary, osiemdziesięcioletni Peverell, mimo drżących kolan i trzęsących się rąk, nie
zgodził się, aby ktokolwiek inny wniósł ten rarytas. Pani Lacey nerwowo ściskała
dłonie. Była przekonana, że podczas kolejnego świątecznego obiadu Peverell padnie
martwy na ziemię. Musiała jednak wybierać pomiędzy ryzykiem, że rzeczywiście tak
się stanie, a zranieniem jego uczuć. Prawdopodobnie po takim ciosie wolałby umrzeć
niż dalej żyć, więc pani Lacey wybrała jednak pierwszą możliwość.
Pudding na srebrnym półmisku prezentował się wprost wspaniale. Wielka półkula
z wetkniętą w środek gałązką ostrokrzewu, obrzeżona kręgiem niebieskich i
czerwonych ogników, robiła imponujące wrażenie. Rozległy się oklaski i okrzyki
zachwytu.
Jedno się pani Lacey udało: mianowicie przekonała Peverella, aby zamiast obnosić
półmisek wokół stołu, postawił go przed nią, tak by mogła nałożyć każdemu jego
porcję. Gdy pudding wylądował szczęśliwie, pani Lacey odetchnęła z wyrazną ulgą.
Talerzyki natychmiast zaczęły krążyć wokół stołu. Wesołe ogniki w dalszym ciągu
lizały porcje przysmaku.
Proszę, panie Poirot wykrzyknęła Bridget. Proszę, zanim zgaśnie płomień.
Szybko, babciu, szybko!
Pani Lacey oparła się wygodnie, wyraznie zadowolona z siebie. Operacja
Pudding zakończyła się sukcesem. Każdy miał przed sobą swoją porcję. I żadna z
nich nie zgasła przed podaniem. Na chwilę zapadła zupełna cisza.
Nikt nie zauważył dość dziwnego wyrazu twarzy Herkulesa Poirot, który uważnie
przyglądał się swej porcji. Niech pan nie je świątecznego puddingu. Co, do licha,
miało znaczyć to złowrogie ostrzeżenie? Przecież jego porcja niczym nie może różnić
się od pozostałych! Herkules Poirot westchnął skonfundowany a wręcz nie znosił
tego uczucia i chwycił za sztućce.
Może sosu, monsieur Poirot?
Poirot z przyjemnością nałożył sobie sosu.
Znowu zwędziłaś moją najlepszą brandy, Em? spytał pułkownik,
uśmiechając się dobrodusznie. Em puściła do niego oko i odparła:
Pani Ross twierdzi, że inna się nie nadaje, kochanie. Zepsułaby cały smak.
Dobrze już, dobrze odrzekł pan Lacey. Boże Narodzenie mamy tylko raz
w roku, a pani Ross jest wspaniałą kobietą. Wspaniałą kobietą i taką samą kucharką.
Rzeczywiście zgodził się Colin, opychając się żarłocznie. Co za
pyszności!
Delikatnie i powoli Herkules Poirot zaatakował swoją porcję. Spróbował ostrożnie.
Coś wspaniałego! Zaczął więc jeść dalej. Nagle na jego talerzyku coś cicho
zabrzęczało. Poirot starał się zbadać widelcem, co to takiego. Siedząca po jego lewej
stronie Bridget pośpieszyła z pomocą.
Pan coś tu ma, panie Poirot powiedziała. Ciekawe, co to takiego?
Poirot odsunął na bok rodzynki, które oblepiały tajemniczy przedmiot.
Uuuuu! krzyknęła Bridget. To guzik starego kawalera! Pan Poirot ma
guzik!
Herkules Poirot opłukał srebrny guzik w niewielkim naczyńku z wodą stojącym
obok jego talerza.
Jest bardzo ładny zauważył.
To oznacza, że zostanie pan starym kawalerem, panie Poirot wyjaśnił Colin
usłużnie.
Tego należało się spodziewać odparł Poirot poważnie. Tak długo już
jestem kawalerem, że zmiana wydaje się nieprawdopodobna.
Och, niech pan nigdy nie mówi hop ! odezwał się Michael. Czytałem
ostatnio w gazecie, że pewien dziewięćdziesięciolatek poślubił dwudziestodwuletnią
dziewczynę.
To zachęcające rzekł.
Nagle pułkownik Lacey wydał dziwny okrzyk. Jego twarz zrobiła się purpurowa.
Ręką sięgnął do ust.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]