[ Pobierz całość w formacie PDF ]
— Obrzucenie naszego domu jajkami, kiedy byłeś w pierwszej klasie. Pamiętasz to,
Eddie? Policja cię zwinęła, ale nie zawlekli cię na posterunek, tylko odwieźli do domu. Albo
rozbijanie butelek po piwie o ścianę szkoły, na czym przyłapał cię komendant Davis. Wielki
twardy facet tłukący butelki, dopóki nie zjawił się Davis. Pamiętasz, jak płakałeś, kiedy…
— Zamknij się!
— …zagroził, że wpakuje cię do radiowozu? — Myron odwrócił się do mnie. — Mickey,
czy ty płakałeś?
Pokręciłem głową.
— Cóż, komendant Taylor płakał. Jak trzyletnie dziecko. Och tak, pamiętam to, jakby to
było wczoraj. Płakałeś…
Taylor był czerwony jak wóz strażacki.
— Zamknij się!
Dwaj pozostali policjanci uśmiechali się drwiąco.
— Jednak nawet wtedy komendant Davis tylko odwiózł cię do domu — ciągnął Myron. —
Nie skuł cię, nie wpakował do celi, ponieważ żywił zadawnioną urazę do twojego wujka, co
jest zwyczajnym tchórzostwem.
Taylor odzyskał mowę.
— Myślisz, że o to chodzi?
Myron podszedł jeszcze bliżej.
— Ja wiem, że o to chodzi.
— Cofnij się, Myronie.
— Bo co?
— Chcesz zrobić sobie wroga z komendanta policji?
— Wygląda na to — odparł Myron, obchodząc ze mną Taylora i zmierzając do drzwi — że
już go mam.
Bez słowa skierowaliśmy się na parking.
— Czy złamałeś w jakiś sposób prawo? — zapytał Myron, kiedy wsiedliśmy do
samochodu.
— Nie.
— Pytałeś mnie o dom Nietoperzycy, a potem złożyłeś jej nocną wizytę.
Nie odpowiedziałem.
— Czy jest coś, co chciałbyś mi powiedzieć?
Zastanowiłem się.
— Nie, nie teraz.
Myron skinął głową.
— W porządku.
To wszystko. Nie zadawał już więcej pytań. Zapalił silnik i pojechaliśmy do domu w
milczeniu, które tym razem nie wydawało się niezręczne.
* * *
Tej nocy, gdy zacząłem śnić, mój ojciec żył. Trzyma piłkę do koszykówki i uśmiecha się
do mnie.
— Hej, Mickey.
— Tata?
Kiwa głową.
Jestem taki szczęśliwy, pełen nadziei. Prawie płaczę z radości. Biegnę do niego, ale jego
nagle już tam nie ma. Jest za mną. Znów biegnę do niego, a on znów znika.
Teraz zaczynam rozumieć. Dociera do mnie, że to może być sen, i kiedy się obudzę, mój
ojciec znów będzie martwy. Wpadam w panikę. Zaczynam poruszać się szybciej. Dobiegam
do niego i go obejmuję. Ściskam z całej siły i przez moment jest to tak rzeczywiste, że myślę
sobie: Nie, to się dzieje naprawdę! On żyje! Wcale nic umarł!
Jednak kiedy tak myślę, on zaczyna wymykać mi się z rąk. Za nim widzę sanitariusza o
jasnych jak piasek włosach i zielonych oczach. Znów posyła mi to ciężkie spojrzenie.
Krzyczę „nie!” i jeszcze mocniej obejmuję ojca, przyciskając twarz do jego piersi. Zaczynam
płakać w jego ulubioną niebieską koszulę. Jednak ojciec już zaczyna znikać. Razem z
uśmiechem. Nie! — krzyczę.
Zamykam oczy i trzymam go jeszcze mocniej, ale to na nic. Jakbym próbował przytrzymać
dym. Czuję, że zaczynam się budzić.
— Proszę, nie opuszczaj mnie — mówię głośno.
* * *
Obudziłem się w pokoju Myrona spocony, oddychając ciężko. Dotknąłem twarzy i
poczułem łzy. Przełknąłem Ślinę i wstałem.
Wziąłem prysznic i poszedłem do szkoły. Na zajęciach z panią Friedman znów
pracowaliśmy z Rachel nad wypracowaniem o rewolucji francuskiej.
— Co się stało? — zapytała w pewnej chwili Rachel.
— Nic. Dlaczego pytasz?
— To było już chyba piąte ziewnięcie.
— Przepraszam.
— Dziewczyna może wpaść w kompleksy.
— To nie twoje towarzystwo — zapewniłem. — Po prostu źle spałem.
Spojrzała na mnie wielkimi oczami. Miała nieskazitelną cerę. Pragnąłem dotknąć jej
twarzy.
— Mogę zadać ci osobiste pytanie?
Nieznacznie skinąłem głową.
— Dlaczego mieszkasz u wujka?
— Pytasz, dlaczego nie mieszkam z rodzicami?
— Tak.
Nie odrywałem oczu od biurka i obrazu zadowolonego z siebie Robespierre’a,
namalowanego na początku 1794 roku. Zastanawiałem się, czy ten zadowolony z siebie facet
wyobrażał sobie, co przyniosą następne miesiące.
— Moja matka jest na odwyku — wyznałem. — A mój ojciec nie żyje.
— Och — powiedziała Rachel, podnosząc dłoń do ust. — Przepraszam, nie chciałam
wtykać…
Zamilkła. Podniosłem głowę i zdołałem się uśmiechnąć.
— W porządku.
— To o nich śniłeś? O mamie i tacie?
— O ojcu — powiedziałem, sam się dziwiąc, że to mówię.
— Mogę zapytać, jak umarł?
— Zginął w wypadku samochodowym.
— I to ci się śniło?
Dość, pomyślałem. Jednak odpowiedziałem:
— Byłem przy tym.
— Widziałeś to?
— Tak.
— Byłeś w tym samochodzie?
Kiwnąłem głową.
— Zostałeś ranny?
Miałem połamane żebra i przeleżałem trzy tygodnie w szpitalu, jednak ból był niczym w
porównaniu z widokiem umierającego ojca.
— Lekko — odparłem.
— Co się stało?
Wciąż miałem to przed oczami. Jechaliśmy samochodem, śmialiśmy się, mieliśmy
włączone radio i nagle ten trzask, szarpnięcie, krew, syreny. Ocknąłem się unieruchomiony,
nie mogąc się ruszyć. Widziałem, jak sanitariusz o jasnoblond włosach zajmował się moim
zbyt nieruchomym ojcem. Byłem uwięziony w fotelu obok niego, a strażak usiłował mnie
wyciągnąć, rozcinając blachę, a wtedy ten jasnowłosy sanitariusz spojrzał na mnie i pamiętam
jego zielone oczy z żółtymi obwódkami wokół źrenic — te oczy zdawały się mówić, że nic
już nie będzie takie jak przedtem.
— Hej, w porządku — powiedziała łagodnie Rachel. — Jesteśmy partnerami na historii,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]