[ Pobierz całość w formacie PDF ]

podejmowaniu decyzji powrotu w rodzinne strony.
Chyba głównym powodem była chęć odnalezienia siebie. Odkąd tylko sięgała pamięcią, ciągle coś
zmieniała i przeprowadzała się. Czy to właśnie nie
112
B. J. DANIELS
dlatego, że podejrzewała, że istnieje jakiś sekret związany z jej życiem?
Istniało mnóstwo argumentów, które sprawiały, że wierzyła w ten sekret.
Po pierwsze: różniła się od reszty rodziny wyglądem.
Po drugie: listy, które znalazła, w których ktoś pisze o niej  to dziecko".
Po trzecie: uczucie, że gdzieś ma jakąś inną rodzinę.
Wróciła w rodzinne strony przekonana, że odpowiedz na kluczową kwestię jest tutaj i że nigdy nie
będzie szczęśliwa, jeśli jej nie pozna.
A teraz najchętniej by stąd jak najszybciej wyjechała. Uciekła. W tym była najlepsza. Za to kiepska w
pozostawaniu na miejscu i walczeniu o swoje. Tylko że jeszcze do tej pory nigdy tak bardzo nie
pragnęła uciec jak teraz.
Wzięła w rękę puszkę z farbą i weszła na drabinę.
Nie ucieknie. Nie tym razem. Przyjechała w rodzinne strony, by załatwić i wyjaśnić pewne sprawy,
łącznie z rozejściem się jej rodziców. Odnalezienie rozbitego samolotu w przełomach przysporzyło jej
jeszcze więcej problemów i spowodowało ponowne spotkanie z Carterem Jacksonem.
Otwarła puszkę z farbą, zamoczyła pędzel i przeciągnęła nim po ścianie. Odchyliła się trochę, by
przyjrzeć się kolorowi z dystansu. To był ciepły odcień pomarańczowego, doskonale pasujący do
drewnianych gzymsów. Przypominał jej zachody słońca w przełomach, gdy horyzont wyglądał, jakby
płonął w żółciach, różach i czerwieniach.
Pomyślała, że matce na pewno nie spodobałby się taki żywy pomarańczowy kolor. I co z tego? Eve
WWÓZ ZMIERCI
113
sama nie mogła się zdecydować. Była spięta, przejęta i przestraszona tym wszystkim, co się ostatnio
wydarzyło. Oparła się o drabinę, wspominając zachowanie matki, która opadła na drewnianą skrzynię,
jakby pękło jej serce. Słowa matki dzwięczały jej w uszach:  Eve, co ty zrobiłaś?". Co ja zrobiłam?
Zadzwonił telefon. Eve odłożyła pędzel i poszła do kuchni.
- SÅ‚ucham?
- Eve?
- Cześć, tato. - Ucieszyła się, usłyszawszy jego głos właśnie w tej chwili.
- Może przyjedziesz do Whitehorse na kolację?
- Chester Bailey zaprosił ją nieśmiałym tonem.
- Mam dzień wolny i...
Eve poczuła zalewającą ją falę wstydu. Od przyjazdu nie spotkała się z ojcem ani razu, zaledwie kilka
razy rozmawiała z nim przez telefon.
- Oczywiście, bardzo chętnie - odpowiedziała, choć wyjazd do Whitehorse był ostatnią rzeczą, jakiej
by sobie teraz życzyła. Spojrzała na swoje ciuchy. Nadawały się jedynie do prania. Musi się przebrać.
- Przyjadę, ale to może mi zabrać małą chwilę.
- W porządku. Będę czekał. Spotkajmy się w Hi-Line Cafe.
Carter sprawdził kilka bocznych dróg, poszukując zaginionego dziennikarza, i wrócił na posterunek,
mając nadzieję, że tam już coś będą wiedzieli o Glenie Whitakerze.
114
B. J. DANIELS
W jego biurze czekał na niego ojciec. Loren Jackson rozsiadł się na krześle po drugiej stronie biurka.
Chyba nie usłyszał, jak wchodzi syn, co dało Carterowi czas na przyjrzenie się ojcu. Loren wyglądał
jak typowy ranczer. Był przystojny, silnie zbudowany, opalony i zdrowy jak koń. Ale było w nim coś
jeszcze, co zaniepokoiło Cartera. Widać było, że ojciec był czymś bardzo przejęty.
Carter zastanawiał się, co sprawiło, że przyleciał tak nieoczekiwanie i to tuż po znalezieniu w
wąwozie rozbitego samolotu? Coś było nie tak z Lorenem Jacksonem i Carter miał złe przeczucie, że
wie, co to może być.
- Witaj, tato. Już nie wytrzymałeś dłużej na Florydzie?
Loren Jackson wstał z szerokim uśmiechem na twarzy, potrząsnął jego dłonią i przyciągnął do siebie,
obdarzając silnym męskim uściskiem.
- Cieszę się, że cię widzę, synu.
- Ja też, tato. - Carter poszedł z drugiej strony biurka, zauważając, że ktoś przeglądał jego notatki
dotyczące samolotu znalezionego w przełomach. - Zatęskniłeś za Montaną?
Ojciec kiwnął głową, ale nie podał żadnego konkretnego powodu przyjazdu.
- Dobrze wyglądasz, synu. Dużo pracy? Carter rozsiadł się w fotelu.
- Po co przyjechałeś?
Ojciec spojrzał na niego zakłopotany i pokręcił głową.
- Nie mogę przyjechać odwiedzić mojego ukochanego syna?
WWÓZ ZMIERCI
115
- Cade jest twoim ukochanym synem - odparł Carter na wpół żartobliwie. - Znalazłeś coś ciekawego w
moich notatkach?
Loren znowu pokręcił głową, przestał jednak udawać.
- Co cię w nich zainteresowało?
- Wiesz, że kocham samoloty.
- Jasne. Wiem też, że istnieje duże prawdopodobieństwo, że znałeś pilota.
- Tak? Więc już go znalezliście?
- Nie, ale go znajdÄ™.
- To było tak dawno temu, czy to ma teraz jakieś znaczenie?
Carter popatrzył na ojca ze zdziwieniem.
- A jakże. Jestem pewien, że doczytałeś się z moich notatek, że w kabinie rozbitego samolotu znale-"
ziono zamordowanego mężczyznę. Loren Jackson milczał.
- Może powiesz mi, co o tym wszystkim wiesz?
- Ja?
- I może mi powiesz, że nie znałeś pilota z Glasgow, do którego należał navion? - naciskał Carter. -
Chyba nie było aż tak wiele navionów w promieniu godziny jazdy samochodem od Whitehorse.
- To jak się nazywał ten pilot?
- Herman  Buzz" Westlake - odpowiedział cierpliwie Carter, zdając sobie sprawę, że ojciec z pew-
nością wie więcej o tej całej sprawie niż on sam.
- Ach, Buzz, jasne, że go znałem.
- Pilotowałeś kiedyś jego samolot?
Loren zastanawiał się przez chwilę, jakby wybierał odpowiedz, która najlepiej będzie pasowała do
sytuacji.
116
B. J. DANIELS
- Chyba tak. Buzz wziął mnie raz w powietrze i pozwolił przejąć drążek sterowniczy. Aadny samo-
locik.
Carter czuł już, że niczego się nie dowie od ojca.
- Tato, jeśli wiesz coś...
- Synu... - Loren wstał. - Przyjechałem odwiedzić ciebie i twojego brata. Dawno się nie widzieliśmy.
A że ten samolot odnaleziono... to co ja mogę na to poradzić. Teraz jeden sąsiad będzie patrzył na [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl