[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rodzaju broń, która zatapiała okręt podwodny tylko wtedy, gdy udało się ją wrzucić do środka przez
otwarty właz. Pozostałym uzbrojeniem samolotu były dwa karabiny maszynowe Browninga: jeden na
dziobie, a drugi w wieżyczce. Hudson był stosunkowo niezle uzbrojonym bombowcem, o ile cel jego
ataku nie ostrzeliwał się zbyt energicznie.
Pięć minut pózniej maszyna unosiła się już w powietrzu i kierowała na południe pod niską
podstawą chmur. Trzyosobowa załoga przygotowana była na kolejny długi i nieskończenie nudny
patrol na równie nudnej wojnie.
22.
Gdy Thompson wyrównywał lot na wysokości stu metrów nad powierzchnią Północnego
Atlantyku, w Londynie Alan Brice niecierpliwił się coraz bardziej. Spędził już w Anglii ponad pół
roku, z czego większość w schronie hotelowym, podczas gdy bombowce Goeringowskiej Luftwaffe
próbowały zawładnąć niebem nad znękanym wojną krajem. Bardzo tęsknił za żoną i córką, jego
badania w Newport nie posuwały się ani o krok do przodu, a szansę, że Anglicy dostaną w swoje
ręce niemiecką łódz podwodną, były bardzo marne. Czuł, że w swym laBoratorium na Rhode Island
byłby w stanie zajść dalej w pracach nad torpedą magnetyczną. Nic więc dziwnego, że poważnie
zaczynał myśleć o powrocie do Ameryki.
Miał właśnie zamiar wyjść z pokoju, by nadać depeszę do swojego szefa, admirała Swaffera,
gdy rozległo się delikatne pukanie do drzwi. Była to kolejna, z jak mu się zdawało niewyczerpanych,
zasobów Fleminga atrakcyjnych lecz bardzo chłodnych dziewczyn, które sprzysięgły się, by pokazać
mu Londyn obstawiony workami z piaskiem. Ta, na przykład, dostała zadanie zaprowadzenia go do
Hampton Court.
- Wszystkie obrazy przeniesiono w bezpieczne miejsce - wyjaśniła na wstępie. - Ale i tak warto
odwiedzić pałac. Otwierają specjalnie dla pana.
Brice westchnął z rezygnacją. Anglikom musiało bardzo zależeć, by zatrzymać go u siebie.
23.
Koszmar bycia przytomnym dał się porównać tylko z koszmarem zapadania w sen.
Anders otworzył oczy i próbował skupić wzrok na lampce. Jedyną rzeczą, której był świadom,
był nacisk pasów bezpieczeństwa na jego ciało w czasie gwałtowniejszych przechyłów łodzi. Z
kuchni doszedł go brzęk tłuczonego szkła i zdziwił się, że zostało jeszcze coś na pokładzie, co mogło
się rozbić.
Zamknął oczy i na chwilę spróbował oderwać świadomość swego ciała od kołyszących ruchów
łodzi. Jak przez mgłę spojrzał na zegarek. Za piętnaście minut miał zluzować Steina na wachcie.
Odpiął pasy i zmusił bolące kończyny do ruchu. Wysiłek podniesienia się na równe nogi zmęczył go,
a ruch ciała w ubraniu przypomniał mu, jak jest przemoczony i jak mu zimno. Nieopisany zaduch we
wnętrzu łodzi uderzył go jak cios w sam splot słoneczny. Otworzył szafkę i próbował wymacać coś
suchego do ubrania, lecz wszystko było przesiąknięte wilgocią. Wyciągnął sweter z niezbyt
konkretnym pomysłem rozwieszenia go na rurze wydechowej silnika, by wysechł. Rękaw rozszedł mu
się w dłoniach. Porósł tym samym grzybem, o którym kucharz mówił, że pojawia się na każdym
bochenku chleba, gdy tylko wyjmie się go z puszki.
Stanął w przejściu na niepewnych nogach i omal się nie pośliznął na wymiotach któregoś z
marynarzy. Trzymając się przewodów i rur pomodlił się w duchu, by jak najszybciej znalezć się
gdzieś indziej, byle nie na pokładzie łodzi podwodnej.
Jak można było oczekiwać, nawet pod koniec wachty Stein wyglądał bez zarzutu. Jego sweter
nie miał ani śladu pomięcia, a włosy ułożone były starannie. Uśmiechnął się na widok upiornej
sylwetki Andersa, który niechętnie wszedł na stanowisko dowodzenia.
- Dzień dobry! - powitały go wesołe słowa. - Jesteś dziś wcześnie.
U700 nagle podrzuciła niespokojna fala. Anders chwycił się dłonią jakiejś rury, a Stein
flegmatycznie zaczepił dłoń o skórzany uchwyt. Spoglądał na Andersa z wyrazem samozadowolenia
na twarzy.
- Wszystko w porządku. Nie ma żadnych wieści o Bruchu.
Ilekroć Anders przychodził na wachtę, Stein nigdy nie omieszkał o tym wspomnieć.
Następna fala sprawiła, że wyszedł na chwilę z pomieszczenia, by uniknąć wstydu
wymiotowania na podłogę stanowiska dowodzenia.
Pół godziny po zejściu Steina z wachty, na mostku pojawił się nie ogolony Weiner z
podkrążonymi oczyma. Jego postać przywróciła Andersowi trochę pewności siebie, bo kapitan
wyglądał, jakby jego udziałem stał się los najgorszy z nich wszystkich.
- Dopóki się nie wypogodzi, będziemy musieli płynąć w zanurzeniu. - oznajmił ponuro.
- Spóznimy się na nasze pozycje - przypomniał mu delikatnie Anders.
- Właśnie byłem w dziobowym przedziale torpedowym. Wystarczy trzydzieści minut na wachcie
i chłopaki tak się słaniają, że sami nie wiedzą, co robią. Wolę się spóznić z łodzią pełną zdrowych
ludzi, niż przybyć na czas z całą masą chorych.
Na pięćdziesięciu metrach zrobiło się całkiem przyjemnie. Aódz ^wydawała się wisieć bez
ruchu, gdy Brinkler trzymał stałą prędkość dwóch węzłów, co ułatwiało nasłuch mikrofonom bez
nadmiernej eksploatacji baterii silników elektrycznych.
Przed dwoma godzinami U700 zanurzyła się umykając przed sztormem. Wnętrze zostało
[ Pobierz całość w formacie PDF ]