[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Sebem w restauracji, rozmawiać o tym, jak pozostać przy życiu. Ukryła twarz w dłoniach, zatkała
uszy palcami, by nie słyszeć zbliżającego się wycia syreny, i zadrżała z rozpaczy. I z przerażenia.
Herbata była słodka. Z wdzięcznością napiła się trochę, a potem odstawiła kubek na podstawkę z
korka leżącą na mahoniowym, lśniącym jak lodowisko stole w sali konferencyjnej. Jakiś mężczyzna
podobny z wyglądu do Seba popatrzył na nią z zawieszonego na przeciwległej ścianie portretu, surowy
mężczyzna o wyrazistych rysach Seba, ale pozbawiony jego ciepła, w gronostajach i z łańcuchem
szeryfa na szyi.
Odwróciła się do policjanta, posterunkowego Boyle, który siedział naprzeciw niej z rozłożonym na
stole notatnikiem. Trzymał się prosto, był szeroki w ramionach. Miał około trzydziestu pięciu lat,
twarz o dziecięcych, nierozwiniętych rysach, z oczami w kształcie migdałów i grubymi, mięsistymi
wargami, ale w sposobie zachowania był stanowczy, dojrzały, zahartowany doświadczeniami.
Emanował lekkim smutkiem, jakby wiedział, że są w życiu człowieka rzeczy, których nie potrafi ani
zrozumieć, ani zmienić.
Uśmiechał się do niej co jakiś czas i za każdym razem ten drobny przejaw uprzejmości na nowo
wyciskał jej łzy z oczu. Pociągała nosem, mrugała powiekami i mówiła dalej, posuwając się powoli
naprzód, cofając się, odtwarzając każdy krok kilkanaście razy, dodając nowe szczegóły.
- Jest pani pewna, że było dziesięć po pierwszej, Francesco?
Głos miał bezbarwny i pedantyczny. Musiała się powstrzymywać, żeby go nie uderzyć z irytacji.
- Tak - udało jej się powiedzieć po dłuższej chwili. - Pamiętam, że spojrzałam na zegarek, kiedy
wyszliśmy do wind.
Ale myślała: Seb nie żyje. Nic go nie wróci. Jakie to ma do diabła znaczenie, która była godzina?
- Byłam z nim umówiona na pierwszą na lunch i spózniłam się. Dotarłam tu dopiero dziesięć po i
kiedy do mnie wyszedł, powiedział, że będziemy musieli się pospieszyć, bo powinien wrócić do pracy
przed drugą. Miał jakieś problemy w firmie, którymi musiał się zająć.
- Dlaczego się pani spózniła?
Gwałtownie wciągnęła powietrze, znów walcząc z irytacją. Zegar ścienny pokazywał 2.45. Bolał ją
żołądek. Wypiła jeszcze trochę herbaty. Ktoś z placu budowy powinien ją zapamiętać, pomyślała,
świadoma, że to irracjonalne.
- Chyba za pózno wyszłam z pracy. A skoro już byłam w okolicy, chciałam rzucić okiem na stary
sandwich bar mojej rodziny - jest na terenie City Fields Development - więc zboczyłam z drogi.
Wzruszyła ramionami.
- I nikt inny nie wyszedł z wami do wind?
- Nikt.
Witaj, młody człowieku!
- Czy jadała pani lunch z... panem Hollandem regularnie?
- Nie. Byliśmy razem na studiach.
- Dlaczego umówiliście się na lunch dzisiaj?
Chciałam mu powiedzieć o Ouija.
- Nie... nie widzieliśmy się od końca studiów, a parę tygodni temu wpadliśmy na siebie przypadkiem
w restauracji. Powiedział mi, że się zaręczył, i że powinniśmy kiedyś zjeść razem lunch.
Policjant podniósł brwi.
- Proszę mi wybaczyć pytanie natury osobistej, ale czy między panią i panem Hollandem było coś -
no wie pani...
- Nie.
- Nawet na studiach?
Zawahała się. Prawie. Raz. Obściskiwali się na kanapie podczas jakiejś prywatki. Ale chodziła wtedy z
kimś innym i sprawa nie miała dalszego ciągu. Była to jedna z takich minionych możliwości.
- Nie. - Spojrzała na policjanta. - Myśli pan, że go popchnęłam, czy coś takiego? W przypływie
zazdrości? %7łeby nie mógł się ożenić z inną?
Twarz poczerwieniała jej z gniewu. Zobaczyła, że miał chociaż tyle przyzwoitości, by się odrobinę
zarumienić.
- Niestety, do moich obowiązków należy rozpatrywanie wszystkich ewentualności.
Witaj, miody człowieku! Wyraz twarzy Seba, gdy wsiadał do windy. Jakby witał kogoś, kto był w
środku. Małego chłopca.
Edward.
Zobaczył Edwarda.
- Więc jestem podejrzana o morderstwo, tak?
Podniósł ręce.
- Przepraszam! Nic z tych rzeczy. Ale muszę spisać pełen raport.
- Uśmiechnął się. - Powinna pani zrozumieć, że zaczynam od zera. Człowiek nie żyje; okoliczności są
bardzo dziwne. Będziemy musieli wykazać, że zbadaliśmy każdą możliwość, przez wzgląd na nas
wszystkich - a zwłaszcza przez wzgląd na zmarłego i jego krewnych.
Mokry, ciężki piasek falował jej w żołądku. Obraz twarzy Seba rozświetlił się w jej głowie. Zobaczyła
go znów, leżącego tam pośród śmieci. Twarz policjanta przetopiła się w twarz Seba i wzleciała do
góry. Blat stołu rozjechał się na boki; chwyciła go, żeby nie runął na podłogę. Przycisnęła policzek do
blatu, zobaczyła w jego lustrzanej powierzchni swoje zamazane odbicie i z oczu popłynęły jej łzy.
Czyjaś dłoń dotknęła delikatnie jej ramienia.
- Wezwę kogoś, żeby odwiózł panią do domu. Ma pani numer telefonu swojego lekarza? Poprosimy
go, żeby do pani zajrzał.
Powoli się wyprostowała. Kręciło jej się w głowie. Stół był cały, nienaruszony, nie przesunął się ani
trochę. Popatrzyła nań oszołomiona.
- Muszę wrócić do pracy. Mam o trzeciej zebranie. Mój szef będzie naprawdę wściekły.
- Chciałaby pani do niego zadzwonić?
- Jak długo jeszcze będę musiała tu zostać?
- Już prawie skończyliśmy. - Uśmiechnął się. - Proszę się nie martwić; nikt pani o nic nie oskarża.
Jestem winna, chciała powiedzieć. Jestem winna. Macie pełne prawo mnie oskarżać. To był mój
pomysł, żeby urządzić ten seans w piwnicy. To wszystko przeze mnie. Seb żyłby teraz, gdybym...
Wypiła jeszcze trochę herbaty i znów łzy zakręciły jej się w oczach.
- Przepraszam - powiedziała do policjanta.
- Myślę, że powinna pani pojechać do domu i położyć się do łóżka. Niech lekarz da pani coś, po
czym pani uśnie i będzie spała przez całą noc.
Potrząsnęła głową.
- Nie mogę. Nie ma czasu.
Znów się uśmiechnął, ale nie zapytał, co ma na myśli.
ROZDZIAA TRZYDZIESTY PIERWSZY
Frannie wróciła do Muzeum parę minut po wpół do czwartej. Przystanęła pośrodku hallu, czując
zawroty głowy i mdłości, i popatrzyła w odrętwieniu na tłum zwiedzających, na kolejki do kas
księgarni, sklepu z pamiątkami, punktu informacyjnego. Słyszała stukot kroków na twardej posadzce. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl