[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kąkolu zawierają pięć do siedmiu procent tej rzeczy i mogą się znalezć w mące.
Cholesterol zmniejsza szkodliwy wpływ saponin. . .
 Aha, to znaczy, że jeśli jeść mydło, to tylko z masłem?  przerwał Karo-
lek,  usiłujący praktycznie przetworzyć informacje Lesia.
 Tak  przyświadczył Lesio z roztargnieniem.  Jeszcze mamy
aflatoksyny. Cielę karmione paszą z aflatoksyną zdycha po szesnastu tygo-
dniach. . .
 O Boże, to stąd ta moda na cielęcinę!  zawołał żywo Karolek.
 Achchchch. . . !  wykrzyknęła Barbara i gwałtownie szurnęła swoim krze-
słem.  Więc to tak. . . ! A mówiłam. . . !!!
 Co mówiłaś?
 Dzień w dzień powtarzam! Cielęcina, idiotyzm, mięso bez smaku, bez żad-
nej wartości, teraz jeszcze okazuje się, że zatrute! Baby chodzą po domach, pchają
na siłę. . . !
 Myślisz, że to wszystko z tych cieląt padłych po szesnastu tygodniach? 
zainteresował się Janusz.
 A jak?! Kto przy zdrowych zmysłach będzie tak niszczył bydło bez żadne-
go powodu?! Cielęta im padają, więc jazda z tym na handel! A to głupie społe-
czeństwo kupuje! No, nareszcie zrozumiałam zródło tej orgii. . . !
 Może i masz rację, coś w tym jest. . .
 To właściwie co nam razem wychodzi z tego naukowego gadania?  spy-
tał zdenerwowany Karolek, odwracając się do stołu Lesia.  Możesz to jakoś
streścić?
Lesio pokręcił głową.
 Streścić wykluczone. Można wyciągnąć częściowe wnioski. Wszystko jest
cholernie szkodliwe i w żadnym wypadku nie należy jeść sałaty rosnącej przy
87
szosie. Z tym, że o tej sałacie miałem zapisane jakoś oddzielnie, więc możliwe,
że sałata pochodzi z innego naukowego dzieła.
 Ty, a czy to wszystkie naukowe dzieła tak wyglądają?  zainteresował się
Janusz.  Dlaczego to jest w takich strzępach? Każdy, kto czyta, popada w zde-
nerwowanie?
 Nie dziwiłabym się  mruknęła Barbara, wciąż jeszcze zionąca potępie-
niem cielęciny.
Lesio ujawnił zakłopotanie. Westchnął ciężko i usiadł, zagarniając szcząt-
ki. Smętnym głosem opisał niezrozumiałe wydarzenie, podkreślając niezręczność
swojej sytuacji. Wszyscy okazali zainteresowanie i niepokój.
 Znaczy co, pożyczyłeś i musisz oddać?
 No właśnie. I nie wiem co zrobić.
 Pewnie, że w takim stanie oddawać nie możesz. . .
 Trzeba chyba odkupić, nie?
 No zaraz, czekajcie  zreflektował się Janusz.  Ale to przecież samo się
nie podarło? Jak pożyczałeś, było w całości?
 Nawet niezle wyglądało. Chociaż widać było, że używane.
 No więc jak? Ktoś przyszedł i poszarpał?
 A twoja żona. . . Nie była może niezadowolona z czegoś. . . ?  spytał de-
likatnie Karolek.
Lesio spojrzał na niego żałośnie i znów westchnął.
 Przeciwnie. Nawet mi się wydawało, że jest w dobrym humorze. . . Ale
nawet gdyby ktoś przyszedł, to mówię wam przecież, że leżało pod książką tele-
foniczną. Najpierw by chyba poszarpał książkę telefoniczną?
 A w ogóle jeszcze coś więcej było poszarpane?
 Nie, tylko to. . .
Zagadka wydawała się nie do rozwiązania. Tajemnicza siła w domu Lesia wy-
ładowała swoje namiętności wyłącznie na elaboracie o żywieniu i myśl, że musia-
ło to być związane z treścią dzieła, pchała się natrętnie. Niemniej, dzieło należało
do ciotecznej szwagierki Lesia i musiało jej być zwrócone. Po krótkich rozważa-
niach zadecydowano, że książkę należy odkupić i starania w tym kierunku będzie
robił cały zespół. Trudność polegająca na braku tytułu i nazwiska autora rozwiąza-
no w ten sposób, że każdy wziął jedną kartkę, wybierając takie, na których oprócz
kawałka tekstu widoczny był także numer strony. I rozumiesz  wyjaśnił Janusz,
który wpadł na ten pomysł  dostaniesz coś tam o żywieniu. . . Co to miało być?
 Toksykologia czegoś. %7ływienia, albo żywności, albo coś w tym rodzaju.
 Coś o toksykologii żarcia, porównasz sobie ze stroną. . . Ile to tam? Dwie-
ście czterdzieści trzy. I jak będzie tekst o wędzonych na gorąco dorszach pobra-
nych ze sklepów i tak dalej, a z drugiej strony. . . Bekon gotowany Kanada nitro
coś tam. . . Już wiesz, że to jest to!
88
 Wiecznie jakieś kłopoty!  westchnął Karolek, oglądając z obu stron swo-
ją kartkę i usiłując zapamiętać podwójną treść.
Barbara pieczołowicie wygładziła strzępek i schowała do torebki.
 Chyba jednak to zródło było przesadnie naukowe  rzekła w zamy-
śleniu.  Czy to nie było przypadkiem coś specjalistycznego dla fachowców?
W dalszym ciągu nic nie wiem, ale teraz już nie mam odwagi od nikogo pożyczać
lektury. Może by w kontaktach bezpośrednich?
 Z kim?
 Nie wiem. Z fachowcem. . .
 Z moją cioteczną szwagierką będę na razie unikał bezpośredniego kontak-
tu  zakomunikował Lesio stanowczo.  Po odkupieniu książki mogę spróbo-
wać. . .
Z dwóch upragnionych elementów, poszarpanego dzieła o żywieniu i infor-
macji o szkodliwych substancjach, łatwiejsze do uzyskania okazało się to drugie.
Pierwsze stawiało opór nie do przezwyciężenia, drugie natomiast sypało się jak
z rogu obfitości, siejąc ogólny popłoch i rosnącą panikę. Pestycydy, jak się okazy-
wało, znajdowały się wszędzie i zagrażały egzystencji na każdym kroku, a oprócz [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl