[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kłością mężczyznę.
- Tato...
Simon odsunął ją za siebie. Nie marzył o tym, że­
by jego pięść wylądowała na twarzy teścia, ale jeśli bę­
dzie do tego zmuszony, wolał, żeby jego żona nie była
na linii ognia.
W tym momencie przed domem zatrzymał się ko­
lejny samochód, na którego dachu migotało światełko
dostawcy pizzy.
- Ma pan odpowiedź. To załatwia wszelkie sprawy,
które mógł pan mieć w tym domu, więc może pan już
sobie pójdzie?
Spencer uniósł brwi w zdumieniu.
- Prosisz mnie, żebym wyszedł?
- Nie - poprawił go Simon. - Każę panu wyjść.
- Ty skurwysynu! Jeżeli myślisz, że możesz...
Megan westchnęła.
- Przyjechał nasz obiad.
Simon wykorzystał moment nieuwagi Spencera
i schwycił go pod łokieć, żeby odprowadzić za drzwi.
Ten jednak wyrwał się, spojrzał z wściekłością na cór­
kę i warknął do jej męża:
- To jeszcze nie koniec.
- To już dawno koniec. - Simon miał dosyć.
Z władczymi ludźmi miał do czynienia codziennie.
Przyzwyczajony był do arogancji, o którą zresztą i je­
go obwiniano. Umiał rozładować sytuację, umiał się
ugiąć, gdy było to konieczne. Jednak nigdy, przenigdy
nie przyszła mu chęć, by dać komuś w twarz. Aż do
tej chwili.
- Radzę, żeby pan poszedł do domu - mruknął
przez zaciśnięte zęby, tak żeby tylko Spencer go sły­
szał. - I niech pan więcej nie przychodzi do mojego
domu zastraszać moją żonę.
Simon miał nadzieję, że Ashton go uderzy, ale on
się kontrolował.
- Halo! - odezwał się za Spencerem chłopak, który
przywiózł pizzę. - Ktoś tu zamawiał pizzę?
- My - odpowiedział Simon, nie patrząc na chło­
paka, lecz zwracając się do ojca Megan. - Czy to
jasne?
- Jasne, Pearce - wyrzucił z siebie, jakby chciał
splunąć.
Simon uśmiechnął się kwaśno.
- Dziękuję, że pan wpadł.
- Ale bryka - cmoknął dostawca pizzy na widok
sportowego, europejskiego samochodu Ashtona.
- Spływaj - Simon omal nie popchnął chłopaka.
- Spoko! - chłopak, nieco przerażony, wręczył piz­
zę i powiedział: - Osiemnaście dziewięćdziesiąt pięć,
bez napiwku.
- Dobrze - Simon wręczył zdumionemu dostaw­
cy dwadzieścia pięć dolarów i zamknął za nim drzwi.
Obrócił się, spojrzał Megan w oczy i nie wiedząc, co
powiedzieć, stwierdził: - Pizza świetnie pachnie.
Ona odwzajemniła spojrzenie, po czym uśmiech­
nęła się szeroko.
- Mój bohater.
Należało się roześmiać, bo ona z pewnością powie­
działa to żartem, ale te dwa słowa sprawiły, że zrobiło
mu się ciepło koło serca. Nigdy jeszcze nie był niczy­
im bohaterem i bardzo mu się to spodobało.
- Twojemu ojcu to przejdzie, Megan.
Pokręciła głową, ale wciąż się uśmiechała.
- Nie przejdzie, ale nie szkodzi. Już nie. Cieszę się,
że jest po tej konfrontacji. Chciałam ci tylko powie­
dzieć, że dałabym sobie radę sama. Robiłam to od lat.
- Wiem - odpowiedział i przełożył pudełko z pizzą
do drugiej ręki. Czuł, że Megan przygotowuje się do
sporu, a tymczasem on nie potrafił wytłumaczyć, dla­
czego się wtrącił. Przekonanie, że musi bronić swojej
żony, było najsilniejszym uczuciem, jakiego doświad­
czył. - Po prostu nie mogłem tak stać i patrzyć, jak ob­
rywasz za małżeństwo, które było moim pomysłem.
Zaśmiała się.
- Nie zaciągnąłeś mnie do ołtarza siłą. Jak powie­
działam swojemu ojcu, sama o sobie decyduję. Gdy­
bym nie chciała za ciebie wyjść, nie zrobiłabym tego. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl