[ Pobierz całość w formacie PDF ]

R
L
T
miejsce, w którym zamieszka, nie wchodząc nikomu w drogę, i z którego on będzie mógł
obserwować, jak dojrzewa jego dziecko.
- To jest pana dom?
- Tak. Moje dziecko będzie mieszkać w moim domu.
Nie wiedziała, co odpowiedzieć. Mieszkanie w takim miejscu przechodziło jej naj-
śmielsze oczekiwania. Kiedy zdecydowała się urodzić dziecko obcych ludzi, nigdy nie
sądziła, że w jakikolwiek sposób się do nich zbliży. Po prostu uważała, że urodzi dziecko
i po urodzeniu wręczy je rodzicom. Ostatnią rzeczą, której się spodziewała, było to, że
miałaby zamieszkać z nimi na czas ciąży. Przecież nie była żadną ich rodziną...
Dominic otworzył drzwi, wyjął jej torbę i czekał, aż wysiądzie. Angie jednak sie-
działa nieruchomo. To wszystko działo się zbyt szybko.
- Idzie pani? - W tonie jego głosu dało się słyszeć nutę zniecierpliwienia.
Nic dziwnego, całe popołudnie ją ścigał i na pewno miał już tego dosyć. Zapewne
nie mógł się już doczekać, kiedy znów zacznie zarabiać te swoje miliony.
- Proszę posłuchać - zaczęła, wychodząc niechętnie z samochodu. Potrzebowała
dla siebie jakiegoś skrawka, miejsca, w którym czułaby się bezpieczna, ale które byłoby
tylko jej. - Nie chcę się wydać niewdzięczna, ale nie jestem przekonana co do tego, czy
to naprawdę jest dobry pomysł. Jak to będzie wyglądało, gdy przyprowadzi pan do ro-
dzinnego domu obcą ciężarną kobietę? Ludzie zaczną plotkować. Naprawdę myślę, że
byłoby lepiej, gdyby wymyślił pan coś innego.
Zatrzymał się, ale jego czarne oczy popatrzyły na nią twardo.
- Pani Cameron, pani najwyrazniej nie wszystko zrozumiała jak trzeba. To, co lu-
dzie o mnie myślą czy mówią, zupełnie mnie nie interesuje.
Tak, to było oczywiste. To, co ona czuła czy myślała, też nie miało dla niego naj-
mniejszego znaczenia. Nie oznaczało to jednak, że podda się bez walki.
- Rozumiem, że nie ma żadnego powodu, dla którego miałby pan troszczyć się o
moje potrzeby, ale czy choć przez chwilę zastanowił się pan nad tym, co na to wszystko
powie pańska żona? Na pewno zdaje sobie pan sprawę z tego, jakie to dla niej może być
nieprzyjemne?
R
L
T
Dominic głęboko nabrał w płuca powietrza i spojrzał w niebo. Potem zdjął wolno
okulary i przetarł oczy palcami. W jasnym świetle słońca dostrzegła, jak napięte miał ry-
sy twarzy i mocno zaciśnięte usta.
- Sądziłem, że pani wie. W końcu to żadna tajemnica - powiedział cichym, pozba-
wionym barwy głosem.
- Co takiego mam wiedzieć? - spytała zaskoczona.
Odpowiedz była oczywista. Dlaczego nie pomyślała o tym wcześniej? W końcu jej
małżeństwo nie było jedynym, które się rozpadło. I tyle jej marzeń o szczęśliwej rodzinie
dla dziecka, które w sobie nosiła. Nie wiedziała nawet, czy biologiczna matka wiedziała
o jego istnieniu. Może pan Pirelli sprowadził ją tutaj tylko po to, by mieć podstawę do
wystÄ…pienia o prawo do wychowywania dziecka?
Wszystko było nie tak. Powinna była żądać spotkania z matką. Nie powinna po-
zwolić, by fantazje przesłoniły jej rzeczywistość. Westchnęła.
- Chce mi pan powiedzieć, że jest pan rozwiedziony?
- Nie jestem rozwiedziony! Moja żona nie żyje.
R
L
T
ROZDZIAA SZÓSTY
Jego żona nie żyje? Matka dziecka, które w sobie nosi, nie żyje?
Angie była jak rażona piorunem. Nie mogła uwierzyć w to, co przed chwilą usły-
szała. Biedne dziecko, pomyślała, instynktownie kładąc rękę na brzuchu. Biedne, biedne
dziecko.
I biedny Dominic. Jego żona nie żyje, a do jego drzwi puka obca kobieta z wiado-
mością, że nosi ich dziecko. Nic dziwnego, że był taki wściekły, kiedy zadzwoniła! Nic
dziwnego, że tak pochopnie ją ocenił, kiedy pojawiła się w jego życiu. Pod powiekami
zebrały jej się łzy. Azy smutku i żalu. Azy z powodu dziecka, które urodzi się w niepełnej
rodzinie. Poczuła się, jakby ciężar całego świata spoczął na jej ramionach.
Jak bardzo się myliła. Sądziła, że nie przyprowadził ze sobą żony, bo chciał ją
chronić. Sądziła, że chce najpierw sprawdzić, kim jest Angie, ocenić, a dopiero potem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl