[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Rozdział 13
Hunter wypróbował krzesło przy swoim biurku. Zaprotestowało skrzypnięciem, kiedy
rozparł się wygodnie. Trochę go zirytowało, że ktoś podmienił mu jego dawny mebel. Poste-
runek nie był duży i mieścił się stosunkowo blisko głównego komisariatu policji w Santa Fe.
Pracowało tu zaledwie kilka osób. Nie miał jednak prawa narzekać, przecież jeszcze nie wcią-
gnął się do roboty. Był pełen dobrej woli, kiedy dwa dni temu pojawili się we dwójkę z Raw-
leyem w komisariacie, ale na wspomnienie Troya wracało pytanie, czy jednak nie działać da-
lej na własną rękę, przynajmniej dopóki sytuacja w taki czy inny sposób się nie wyklaruje.
W drzwiach stanął Ortega. Potrafił okazać wściekłość, nawet gdy stał bez ruchu.
- No i? - spytał ostro.
- Co te papiery tutaj robią? - Hunter wskazał na stos teczek na środku biurka. - Trzyma-
łeś je specjalnie dla mnie?
- Jasne! Sądzisz, że oddałbym komukolwiek twoje sprawy?  Hunter prychnął z irytacją.
Przecież uciekł od tej roboty, bo czuł się kompletnie wypalony.
- Pada -dodał ponuro Ortega. - Możemy się spodziewać twojego wonnego przyjaciela.
Hunter uśmiechnął się. Obie Loggerfield z pewnością trafi na posterunek i będzie ko-
czował na schodach.
- Z czego się śmiejesz? Wywiez go najlepiej w inny rejon. W każdym razie trzymaj go z
daleka ode mnie.
Hunter uśmiechnął się od ucha do ucha. Wziął ze stosu pierwszą teczkę i zagłębił się w
lekturę. Dość podejrzany przypadek śmierci. %7łona twierdzi, że wzięła męża za włamywacza i
strzeliła do niego sześć razy. Zginął od drugiego pocisku.
- Myślę, że mógłbyś porozmawiać z Annie Oakley. - Ortega zaglądał Hunterowi przez ra-
mię.
- A tamto? - Hunter wskazał ruchem głowy teczkę na pustym biurku w drugim kącie po-
koju.
- Chcesz to? - spytał sierżant.
Hunter popatrzył mu w oczy. Wiedział, że Ortega łatwo wpada w furię. I wiedział też, że
na ogół ma po temu powody. Hunter nie był pełnoetatowym pracownikiem, ale sierżant chęt-
nie zlecał mu pewne sprawy, po pierwsze, żeby zaostrzyć jego apetyt, po drugie, by zyskać
świeże spojrzenie na badane przypadki.
Uśmiechając się złośliwie, cisnął teczkę na biurko. Hunter wiedział, że został podprowa-
dzony, zanim jeszcze przeczytał relację o UFO, które wylądowało w pobliżu Santa Fe, a jego
pasażerowie przejęli władzę nad mózgiem autora opowieści. W rzeczywistości chodziło o od-
powiedz na pytanie, czy był on odpowiedzialny za pożar zbiornika gazu w przyczepie kempin-
gowej należącej do sąsiada i za okaleczenie mlecznej krowy, która akurat znajdowała się w
pobliżu. Opinia psychiatry miała być gotowa wkrótce.
- Wygląda na to, że policja już zrobiła swoje - zauważył Hunter.
- Dlatego papiery leżą na tamtym biurku. Sprawa cywilna. Prokurator okręgowy nie jest
tym zainteresowany. Teraz niech się kłócą firmy ubezpieczeniowe. - Zarechotał pod nosem,
najwyrazniej ubawiony miną Huntera.
Calgary udał, że nie zwraca na to uwagi i zajął się szczegółami sprawy impulsywnej mał-
żonki. Jej małe ranczo leżało na wschód od miasta, w pobliżu brzegów Santa Fe, na pół wy-
schłej odnogi Rio Grande. W miarę napływu do miasta ogromnych rzesz ludzi, wody w rzece
Santa Fe ubywało w zastraszającym tempie. Przyprawiało to o ból głowy władze, ale nic nie
zapowiadało skutecznego rozwiązania.
Hunter zabrał teczkę i wstał od biurka. Ortega łypnął na niego gniewnie ze swojego po-
koju.
- Gdy tylko ten cuchnący włóczęga tu się pojawi, dzwonię po ciebie!
- Jeśli chodzi o ścisłość, ma stałe miejsce zamieszkania. U podnóża Sangre de Cristos.
- Zwietnie. Możesz go sobie tam zawiezć.
Hunter wyjechał z miasta Canyon Road. Mógł dzięki temu zajrzeć po drodze do Genevy.
Zaparkował przecznicę dalej. Było pózne popołudnie. W restauracji siedziało jeszcze sporo
gości, którzy kończyli lunch. Klientela lokalu Jenny stawała się coraz liczniejsza, choć firma
działała dopiero od tygodnia. Hunter podsłuchał nawet kiedyś na ulicy jakąś pochlebną
wzmiankę na temat restauracji i poczuł, że rozpiera go duma.
To prawda, że już nie są razem. Jenny ciężko pracuje i nie chce, by przeszkadzał jej w
szalonym życiu, jakie ostatnio prowadzi. Wpadał jednak do restauracji popołudniami i wi-
dział, jak rozjaśnia się jej twarz, gdy wychodzi mu na spotkanie. Zamieniali zwykle kilka słów,
gdy Hunter wypijał przy barze filiżankę kawy.
Czasem krótkie  cześć" rzucił mu Rawley, który po lekcjach dorabiał jako pomocnik kel-
nera. Tylko do tego sprowadzały się ich kontakty, ale i tak był to postęp w stosunku do otwar- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl