[ Pobierz całość w formacie PDF ]
czenie ważny i budzi w nas uczucie przywiązania, spra-
wia wrażenie, jak gdyby musiał być sui generis jedyny
w swoim rodzaju. Zapewne krab poczułby się osobiście
znieważony, gdyby mógł słyszeć, jak go zaliczamy bez
żadnych ceregieli czy przeprosin do skorupiaków, i na
tym koÅ„czymy sprawÄ™. »Niczym takim nie jestem po-
wiedziałby jestem samym sobą, wyłącznie s a-
m y m s o b Ä…«" (70a, s. 10).
Mogę przytoczyć przykład ilustrujący obrazę z powodu
klasyfikacji, zaczerpnięty z moich bieżących badań nad
pojęciami męskości i kobiecości w Meksyku i w Stanach
Zjednoczonych (105). Większość Amerykanek, po począt-
kowej fazie adaptacji do życia w Meksyku, uważa za
rzecz bardzo przyjemną, że spotyka je tak wielkie ilzna-
nie jako kobiety, że wszędzie wywołują taką wrzawę
130
gwizdów i tyle westchnień, i że mężczyzni młodzi i sta-
rzy szukają ich towarzystwa, że uważają je za piękne
i oceniają wysoko. Dla wielu Amerykanek, chociaż ich
kobiecość często wywołuje w nich samych sprzeczne
uczucia, może to być doświadczenie zadowalające i tera-
peutyczne, które pozwala im poczuć się bardziej kobie-
tami, cieszyć się kobiecością, co z kolei spowoduje, że
często również ich wygląd nabierze cech bardziej ko-
biecych.
W miarę jednak upływu czasu sprawia im to (przy-
najmniej niektórym) mniej przyjemności. Dowiadują się
bowiem, że każda kobieta jest cenna dla Meksykanina,
że nie robi on różnicy między kobietą starą a młodą, pięk-
ną a niepiękną, inteligentną a nieinteligentą. Co więcej,
okazuje się, że w przeciwieństwie do młodego Ameryka-
nina (który, jak to określiła pewna młoda dziewczyna,
doznaje takiego urazu, kiedy odmówi mu się chodzenia
z nim, że aż musi zasięgnąć porady psychiatry") młody
Meksykanin przyjmuje odmowÄ™ bardzo spokojnie, zbyt
spokojnie. Wydaje się tym nie przejmować i szybko się
zwraca ku innej kobiecie. Ale dla danej kobiety znaczy
to, iż ona, ona sama, jako osoba, nie jest dla niego
szczególnie cenna i że wszystkie jego usiłowania były
skierowane do kobiety w ogóle, a nie do niej,
z czego wynika, że każda kobieta jest prawie równie
dobra jak inne i że można ją wymienić na inne. Dowia-
duje się, że to nie ona ma wartość, lecz że klasa ko-
biet" ma wartość. Ostatecznie czuje się raczej obrażona
niż ujęta pochlebstwem, chce bowiem być ceniona jako
osoba, dla siebie samej, a nie jako rodzaj. Oczy-
wiście, kobiecość ma przewagę biologiczną nad osobo-
wością, to znaczy wymaga wcześniejszego zaspokojenia,
jednak to zaspokojenie wysuwa na pierwsze miejsce mo-
tywacyjnej ekonomii roszczenia osobowości. Przeżywa-
nie romantycznej miłości, monogamia i samoaktualizacja
kobiet są możliwe raczej w odniesieniu do poszczególnej
osoby niż do klasy kobiet".
Drugim, bardzo powszechnym przykładem obrazy z po-
wodu zarubrykowania jest tak często wywoływane obu-
rzenie u młodych ludzi, kiedy słyszą: Ach, to po prostu
taki wiek. Z czasem z tego wyrośniesz". Nie można wy-
śmiewać się z tego, co tragiczne, ważne i niepowtarzalne
131
dla dziecka, nawet jeśli zdarzyło się i będzie się zdarzało
milionom innych dzieci.
I ostatni przykład. Psychiatra zakończył bardzo krótki
i pośpieszny pierwszy wywiad ze swoją ewentualną przy-
szłą pacjentką słowami: Pani kłopoty są ogólnie mó-
wiÄ…c charakterystyczne dla pani wieku". Potencjalna pa-
cjentka bardzo się rozgniewała, a pózniej powiedziała,
że czuła się zlekceważona" i dotknięta. Została potrak-
towana jak dziecko. N i e jestem tylko egzemplarzem.
Jestem sobÄ…, nie kimÅ› innym."
Tego rodzaju rozważania mogą pomóc w rozszerzeniu
naszego pojęcia oporu w klasycznej psychoanalizie. Po-
nieważ opór jest zazwyczaj traktowany jedynie jako
obrona newrozy, jako opór przed wyzdrowieniem czy po-
strzeganiem niemiłych prawd, traktuje się go często jako
coś niepożądanego, coś, co trzeba przezwyciężyć i czego
trzeba się pozbyć drogą analizy. Jak wszakże wykazują
przykłady, to, co traktowano jako chorobę, może nie-
kiedy być zdrowiem, a przynajmniej nie chorobą. Trud-
ności terapeuty w pracy z pacjentami, ich odmowa przy-
jęcia interpretacji, ich gniew i kłótnie, ich upór, w nie-
których wypadkach prawie na pewno wynika z od-
mowy poddania się sklasyfikowaniu. Można więc uznać
taki opór za potwierdzenie i ochronę osobistej jedyności,
tożsamości czy jazni przeciw atakom bądz lekceważeniu.
Takie reakcje nie tylko podtrzymują godność jednostki,
służą one również jako ochrona przed złą psychoterapią,
książkową interpretacją, analizą wyssaną z palca", prze-
intelektualizowanymi lub przedwczesnymi interpretacja-
mi lub wyjaśnieniami, nic nie znaczącymi abstrakcjami
lub konceptualizacjami, gdyż to wszystko oznacza dla
pacjenta brak szacunku. Podobnie traktuje to O'Connell
(129).
Pacjenci muszą się bronić przed takimi klasyfikatora-
mi, jakimi są świeżo upieczeni terapeuci skorzy do szyb-
kiego leczenia, niedawni kujoni, którzy nauczyli się na
pamięć pewnego systemu pojęciowego i pojmują dalszą
terapię jako nie więcej niż posługiwanie się pojęciami,
teoretycy bez praktyki klinicznej, studenci lub absol-
wenci psychologii, którzy po prostu nauczyli się na pa-
mięć Fenichela i są gotowi mówić każdemu w akademiku
do jakiej należy kategorii. Tacy jak oni wygłaszają szyb-
ko i z łatwością nieraz już przy pierwszym poznaniu
129.
takie opinie jak: JesteÅ› typem analnym", chcesz wszyst-
kich zdominować", chcesz, żebym się z tobą przespał" lub
ty naprawdę chcesz mieć dziecko ze swoim ojcem" itd.1
Nazywanie słusznej samoobronnej reakcji przeciwko ta-
kiemu zaklasyfikowaniu oporem" w klasycznym sensie
tego wyrazu jest jeszcze jednym przykładem złego za-
stosowania pojęcia.
Na szczęście wśród osób odpowiedzialnych za leczenie
ludzi mamy oznaki sprzeciwu wobec klasyfikowania. Da-
je się to zauważyć w powszechnym odchodzeniu postę-
powych terapeutów od taksonomicznej, Kraepelinow-
skiej" lub szpitalnej" psychiatrii. Głównym, a niekiedy
jedynym wysiłkiem była zazwyczaj diagnoza, to zna-
czy umieszczenie danego osobnika w odpowiedniej kla-
sie. Doświadczenie jednak już nauczyło, że diagnoza jest
koniecznością bardziej prawną i administracyjną niż te-
rapeutycznÄ…. Obecnie nawet w szpitalach psychiatrycz-
nych coraz częściej się uznaje, że nikt nie jest podręczni-
kowym pacjentem, toteż podczas zebrań personelu stwier-
dzenia diagnostyczne stają się dłuższe, bogatsze, bardziej
złożone, a przestają być po prostu oznaczaniem etykietką.
Uświadamia się obecnie, że pacjenta trzeba raczej trak-
tować jako pojedynczą, jedyną w swoim rodzaju osobę,
a nie jak członka klasy, o ile naszym głównym celem
jest psychoterapia. Zrozumienie danej osoby nie jest tym
samym, co jej sklasyfikowanie lub zarubrykowanie. To
zrozumienie zaÅ› jest koniecznym warunkiem terapii.
STRESZCZENIE
Istoty ludzkie często się czują urażone, gdy się je ru-
brykuje lub klasyfikuje, uważając to za zaprzeczenie ich
indywidualności (osobowości, tożsamości); można oczeki-
wać, że zareagują różnymi dostępnymi sobie drogami, by
potwierdzić swą tożsamość. Takie reakcje powinny być
w psychoterapii przyjęte ze zrozumieniem jako potwier-
dzenie godności własnej, która w każdym razie
1 Ta tendencja do rubrykowania (zamiast używania języka
konkretnego, idiograficznego, skoncentrowanego na pacjencie i
opartego na doświadczeniu) prawie na pewno nasila się nawet
u bairdzo dobrych terapeutów, kiedy czują się chorzy, zmęczeni,
zaabsorbowani, niespokojni, pozbawieni zainteresowania, nie sza-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]