[ Pobierz całość w formacie PDF ]

trochę... niemiła.
- Rozumiem - Eliza spojrzała na nią kręcąc głową.
- Może potraktuje ten sweter, który mu dziś wysłałaś,
jako rodzaj gałązki oliwnej...
Penry nie zadzwonił więcej, przysłał natomiast bar-
dzo formalne podziękowanie za sweter. Widok jego
DZIEWCZYNA ZNIKD 113
nierównego pisma sprawił, że Leonorę znowu opano-
wała tęsknota. Jakże chciałaby być teraz na wyspie,
a nie tu, w Chastlecombe!
Kiedy zrozumiała, że jej przygoda na Gullholm nie
będzie miała dalszego ciągu, poczuła się kompletnie
rozbita. Starała się ukryć rozpacz za wesołą, niefrasob-
liwą miną, która przerażała Elizę. Jednocześnie prze-
płakiwała całe noce. Do tej pory nie zdawała sobie
nawet sprawy z tego, jak bardzo chciałaby urodzić
dziecko Penry'ego... Teraz wiedziała już, że nie ma
powodu, by się ze sobą kontaktowali. Ta świadomość
sprawiła, że Leonora z dnia na dzień szarzała i bladła.
Zaniepokojona Eliza zaczęła mówić o anemii. Leonora
po prostu ją wyśmiała.
- To, na co cierpiałam, nazywa się amnezją, nie
anemią - wyjaśniła. Mimo to zgodziła się zostać w łóż-
ku w następną niedzielę, a nawet pozwoliła Elizie
trochę koło siebie pochodzić.
- Posiedzę z tobą - rzekła Eliza, wnosząc śniadanie
do jej pokoju. - Wyglądasz, jakbyś się z kimś biła!
Po godzinie Leonora miała już jednak dość opieki.
Wstała i poszła się umyć. Poświęciła sporo czasu
porannej toalecie. Postanowiła, że od dziś dosyć his-
terii. Nie będzie się zachowywać, jak rozkapryszona
panna z dziewiętnastowiecznej powieści. %7łeby podkreś-
lić swój nowy stosunek do świata, założyła różowy
sweter i lekką, plisowaną spódniczkę.
- Jak wyglądam... - zawołała, wbiegając do salonu,
lecz głos zamarł jej na ustach na widok Penry'ego,
który podniósł się właśnie z fotela.
- Wspaniale, rusałko! - wyciągnął dłoń, a Leonora
uścisnęła ją bez słowa. - Nie powiesz mi  dzień dobry"?
Odzyskała mowę.
- Rzeczywiście, dzień dobry. Co za niespodzianka!
Gdzie jest Eliza?
- Musiała na chwilę wyjść.
Ja jej pokażę wychodzenie! - pomyślała Leonora
i uśmiechnęła się z przymusem.
114 DZIEWCZYNA ZNIKD
- Siadaj, proszę.
Była trochę zła, że dała się tak zaskoczyć, ale jej
niezadowolenie łagodził fakt, że Penry przyszedł w zro-
bionym przez nią swetrze. Skomplikowany, wijący się
wzór podkreślał jego szerokie ramiona, a sprane dżinsy
i duże, skórzane buty sprawiały, że wyglądał stylowo
i naprawdę wspaniale.
- Niepotrzebnie przyjechałaś. Okazało się, że nie
jestem w ciąży - wyjaśniła na wstępie.
Penry skinął głową.
- Rozumiem. A już się zastanawiałem...
- Nad czym?
- Eliza zadzwoniła do mnie i powiedziała, że co noc
wypłakujesz sobie oczy.
Leonora spojrzała na niego przerażona.
- Słyszała mnie?
- Tak. - Pochylił się w jej stronę. - I chciałbym
wiedzieć, dlaczego płakałaś.
- Jesteś lekarzem - odparła, nie patrząc na niego.
- Wiesz dobrze, że kobiety czasem... czasem są draż-
liwe. Nie jestem wyjątkiem.
- Czy to prawdziwy powód? - Penry spojrzał jej
uważnie w oczy. - A może ty chciałaś być w ciąży?
Tym razem nie dała się zaskoczyć. Uśmiechnęła się
do niego z politowaniem.
- Och, przestań! Nie jestem kompletną idiotką!
- Nie, jesteś tylko nieszczęśliwa. Eliza nie mogła się
mylić co do łez...
- Nie mogę powiedzieć, żeby podobało mi się, że
rozmawiacie o mnie za moimi plecami, ale skoro musisz
wiedzieć... Po prostu odreagowuję to, co się stało
- oświadczyła z godnością. - Po tym wszystkim, co
przeszłam, nie ma się chyba czemu dziwić!
Penry wzruszył ramionami.
- No cóż, Leonoro, skoro tak mówisz... Poroz-
mawiajmy wobec tego o powodzie, dla którego tu
przyjechałem. Mówiąc wprost: chciałbym ci coś za-
proponować. Możesz mnie wysłuchać?
DZIEWCZYNA ZNIKD 115
- Mów.
-Proponuję, żebyśmy podjęli naszą znajomość.
Chyba że nie chcesz mnie już więcej widzieć.
- Ja... Przepraszam, co ty powiedziałeś?
- Dobrze wiesz, co powiedziałem. Teraz, kiedy spra
wa ciąży przestała być problemem, czy jest jakiś po
wód, żeby nie kontynuować znajomości, która zaczęła
się na Gullholm?
- Mówisz poważnie? - Leonora patrzyła na Pen-
ry'ego niepewnie.
- Czemu nie? - Ujął jej dłonie. - Nie proszę cię,
Leonoro, żebyś była moją kochanką. Jeszcze nie. To
było wspaniałe przeżycie, ale doszło do niego w dość
niezwykły sposób. Czy nie moglibyśmy na razie być
przyjaciółmi? Bardzo tęskniłem do mojego małego
rozbitka.
- Kiedy rozmawialiśmy przez telefon, wydawało mi
się, że masz mnie dosyć...
- Dziwi cię to? To, co powiedziałaś, było naprawdę
okropne. Myślałem, że znasz mnie lepiej.
Leonora wzdrygnęła się.
- Moje ostatnie doświadczenia sprawiły, że stałam
się trochę cyniczna. Powiedz - dodała, chcąc wyjaśnić
wszystko do końca - co byś zrobił, gdyby okazało się,
że jestem w ciąży?
- Oświadczyłbym ci się. Może to staroświeckie, ale
nie wydaje mi się, żebyś mogła się zgodzić na jakieś
inne rozwiązanie. Ja zresztą też nie.
Wysunęła ręce z jego dłoni.
- Rozumiem. - Patrzyła na niego przez dłuższą
chwilę. - Dobrze. Zgadzam się.
Penry wstał powoli, przyglądając się jej podejrzliwie.
- Tylko czemu mam wrażenie, że przeszedłem przez
jakiś test?
- Bo tak było. - Leonora uśmiechnęła się. Czuła
się teraz znacznie lepiej. - Ciekawe, co się dzieje
z Elizą...
- Mówiła coś o sprzątaniu sklepu...
116 DZIEWCZYNA ZNIKD
- Biedactwo, może lepiej pójdę i wybawię ją z tego
nieszczęścia.
Penry wyciągnął do niej rękę.
- Poczekaj chwilę. Pokaż mi, że naprawdę wszystko
jest w porządku. Wystarczy jeden pocałunek...
Leonora wahała się przez chwilę, lecz podeszła do
niego. Zadrżała, gdy dotknął jej ust. Całował ją mocno [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl