[ Pobierz całość w formacie PDF ]

niebo.
- Cammie, to...
- Była krew na ziemi i na drzewach. - Powiedziałam tępo, przywołując jak nie
przejmowałam się zacieraniem śladów. - Zbliżali się. Ale ja byłam taka słaba.
Byłam po prostu taka słaba.. Nie chciałam uciekać. Nie powinnam uciekać.
Wspomnienie stało się silniejsze, głębsze. To było tak, jakbym tam była 
naprawdę tam  i wszystko było takie same, wiatr i zapachy, i czerwona,
czerwona krew. Wszystko było dokładnie takie samo, z wyjątkiem krzyku.
Nie, krzyk należał do innej góry. Potrząsnęłam głową i skupiłam się na dzwięku
wołań Bex. Nie byłam w Austrii. I nie byłam złamana ani pobita, ani
przechodzona. Już nie.
Nie zamierzałam być już nigdy słaba.
- Cammie! - Doktor Steve krzyknął, autentyczna panika wypełniała jego oczy. -
Nie! - Starał się sięgnąć po mnie, pociągnąć mnie z powrotem na relatywnie
bezpieczną ziemię; ale nawet z dwoma sprawnymi ramionami, nie było mowy, by
Doktor Steve mógł mnie zatrzymać.
Nie czułam już mojej kostki. Adrenalina krążyła w moich żyłach. Pobiegłam
szybciej, przeskakując ponad leżącymi pniami, obiegając dookoła drzewa i skały.
Moje ramiona pracowały przy moich bokach, kiedy przeciskałam się przez zwarte
zarośla i gęste sosny. Biegłam szybciej i szybciej zanim, w końcu, na horyzoncie
mogłam zobaczyć postać mojej najlepszej przyjaciółki.
Była na nawisie skalnym blisko szczytu wzgórza, strzelec może trzy stopy od niej.
Bex rzuciła się, uderzając mężczyznę, ale on nie spadł. I kiedy przesunął swoją
wagę, Bex spadła na ziemię.
- Nie! - Krzyknęłam w tej samej chwili, kiedy mężczyzna podniósł kolbę swojego
pistoletu.
Ale Bex obróciła się i kopnęła, wysyłając broń z jego rąk skaczącą po skałach.
A ja wciąż biegłam.
Bex zamiotła nogą i kopnęła go w jego stopę. Ale mężczyzna był tak szybki, że nic
to nie znaczyło. Uderzył Bex mocno w twarz, sprawiając, że potoczyła się w dół
zbocza.
Wszystko wydawało się zdarzać w zwolnionym tempie, kiedy osiągałam szczyt
wzniesienia. Nie było tam żadnych drzew ani cieni i to był prawdopodobnie
powód, dlaczego tak łatwo mogłam zobaczyć nóż  lśniący i czysty. Słońce
błyszczało na ostrzu, kiedy strzelec wyciągnął go z futerału na nodze i rzucił się w
kierunku Bex.
Próbowała zablokować cios, ale mężczyzna był za silny. I następną rzeczą, którą
wiedziałam był rozprysk krwi i Bex krzycząca, jej twarz była miksem szoku i
strachu i ... ulgi, kiedy mężczyzna opadł na ziemię i już się nie poruszył.
Pistolet był w moich rękach.
Mój palec był na cynglu.
Wycelowany wciąż był na mężczyznę  na czerwoną masę rozlewającą się z jego
klatki piersiowej, pokrywającą miejsce, gdzie powinno znajdować się jego serce.
Leżał tak nieruchomo, jakby odpoczywał, nóż wciąż błyszczał  lśniący i czysty 
w jego wyciągniętej ręce.
- Cammie! - To był głos Liz. - Cammie! Bex.. Cammie! - Krzyczała. Słyszałam, jak
biegnie w górę, i wtedy gwałtownie się zatrzymała. - O mój Boże. - Powiedziała,
wpatrując się w ciało leżące u stóp Bex. Słyszałam, jak zaczyna się dławić i
wymiotować, ale nie oderwałam wzroku od mężczyzny, który leżał bez życia na
ziemi.
Poczułam ciężar na pistolecie, szarpnięcie, ale trzymałam go pewnie, trzymając
wzrok na zabójcy.
- Cammie  Powiedział Zach, mocniej ciągnąc za bębenek. Nie wiem, skąd się
wziął, albo jak długo tutaj był, ale jego głos był w moim uchu, zmartwiony i
przestraszony. - Cammie, daj mi broń.
- Daj mu to. - Abby i moja mama biegły przez grzbiet w naszym kierunku. Abby
krzyknęła  Teraz!
I dopiero wtedy poczułam, że już mogę pozwolić pistoletowi  i mojej obronie 
opaść.
Abby podeszła do ciała i zawołała do mojej mamy  Rachel, ktoś inny?
- Nie. Myślę, że jest sam.
- Coż, pewnie niedługo nie będzie już sam. - Abby zabrała pistolet od Zacha i
krzyknęła  Wszyscy do vana.
- Cam? - Moja mama patrzyła na mnie. - Cammie, kochanie, nie jesteś zraniona?
Nie byłam zraniona. Byłam zdrętwiała. I mi się to podobało.
Mama potrząsnęła moimi ramionami. - Cammie, musisz..
- Rachel  Abby warknęła, wcinając jej się w słowo. - Musimy iść. Teraz.
Bex podeszła do ciała i zaczęła przekopywać się przez kieszenie strzelca.
- Nie ma nic, Bex. - Powiedział jej Zach. - Nie popełniłby tego błędu i przyszedł
tutaj z czymś, co nie chciałby, żeby przy nim znalezć. Był zbyt dobry na to.
- Muszę sprawdzić...
- Jest czysty. - Zach potrząsnął głową i odwrócił się do Liz, otoczył ją ramionami i
zaczął iść w górę zbocza. - Liz, musimy iść.
- Cammie go zabiła. - Powiedziała, cały kolor odeszedł z jej i tak już bladej twarzy.
- Nie był dobrym człowiekiem, Liz. - Powiedział Zach, odwracając ją. Skierował
jej wzrok na swoje oczy. - Nie był dobrym człowiekiem. To dobrze, że nie żyje.
- To dobrze. - Liz powtórzyła.
- Nie wiem, kim on jest. - Powiedział do niej Zach. - Nie wiem, czemu tutaj jest,
ale wiem, że Abby ma rację. Musimy iść.
- Wiemy coś. - Mój głos był słaby, jakby to tylko cień mówił.
Liz spojrzała na mnie. - Co?
-Wiemy, że już nie potrzebują mnie żywej.
Rozdział 15
Co powiedziałam mojej mamie: Nic mi nie jest.
Co powiedziałam mojej cioci: Jest w porządku.
Co powiedziałam lekarzowi: Nie boli. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl