[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nie potrafię żyć&
Zdaje mi się, że ostatecznie ustaliłam priorytety spraw tak zwanych prywatnych
i publicznych. No tak, właściwie po co te teoretyczne uzasadnienia? Ty i Leningrad jesteście dla
mnie nierozdzielni. Pozostałe warianty (w rodzaju  głębokich tyłów ,  pracy w Moskwie )  to
oszukiwanie samej siebie, otwarcie mówiąc  hipokryzja i straszliwe zubożanie życia.
Nie myśl, że wszystko to odwet, bo jak dotychczas moje, a ściślej  nasze plany związane
z Moskwą wzięły, mówiąc kolokwialnie, w łeb& Zresztą, napiszę Ci wszystko po kolei, wtedy
zrozumiesz, co mam na myśli.
Podczas lotu nie miałam mdłości i mogłam wyglądać przez okno przez cały czas, od samego
startu samolotu. Lecieliśmy nisko, poniżej normalnego pułapu, i dobrze widziałam ziemię pod
nami. Poraziło mnie, że jest taka pusta: drzewa, domy, połacie śniegu i żadnej wojny. Z góry nie
dostrzegłam pierścienia blokady  ani broni, ani ludzi, tylko ośnieżone lasy, pola. Przestrzeń
całkiem opustoszała i cicha. I tak mi się zrobiło żal tej ziemi  poranionej, walczącej o każdą
swoją piędz, na której gdzieś tam, za drzewami, został półmartwy Leningrad, że płakałam
prawie do samej Chwojnej.
Gdy przelatywaliśmy nad jakimś jeziorem, zaatakowało nas sześć messerschmittów, jeden
z nich zaczął pikować w naszym kierunku, ale lecieliśmy z dużą prędkością. No i ruszyła nasza
eskorta  rozpętała się walka tuż ponad nami. Zobaczyłam przez okno, jak jeden z samolotów
zaczął spadać, wbił się w polanę między drzewami i od razu zaczął dymić. Było to jakieś mało
widowiskowe, nie tak jak w kinie&
Wylądowaliśmy w Chwojnej, by przenocować. Umieszczono nas w czystym domku, gdzie
paliło się światło, stał samowar i było bardzo ciepło. Wśród pasażerów spotkałam moją
szkolną koleżankę z synem i mężem  wyjazd z Leningradu załatwił jej właśnie mąż, zastępca
dowódcy sztabu 14. Gwardyjskiej Dywizji Kawalerii, też leningradczyk. Jechała z nimi starsza
kobieta  matka pielęgniarki, która doglądała tego gwardzisty, gdy leżał ciężko ranny po
walkach o Rostów. Oprócz nich leciało z nami jeszcze trzech ludzi, którzy załatwiali
w Leningradzie jakieś sprawy wojskowe.
Cały czas rozmawialiśmy tylko o Leningradzie, gwardzista znał mnie jeszcze sprzed wojny
i poprosił, abym przeczytała im coś z moich najnowszych rzeczy. Przeczytałam Dziennik lutowy.
Kiedy skończyłam, poprosili mnie, bym przeczytała jeszcze dwa razy  od deski do deski. Jeden
z mężczyzn potem go odpisał. Powiedział, że jedzie do Kazania, dokąd został ewakuowany
z Leningradu zakład optyczny, w którym pracował:  Nie będę naszym niczego opowiadał
o Leningradzie. Przeczytam im pani poemat i oni wszystko, wszyściuteńko zrozumieją. Popłaczą
sobie, to jasne, ale będą mieli spokojną głowę, że leningradczycy się nie poddadzą .
Gdy skończyłam czytać, gwardzista wygłosił mowę mniej więcej w tym tonie:  No,
towarzysze, nastanie taki dzień, kiedy Leningrad będzie wolny i tego dnia będą fajerwerki, przez
cały wieczór będą, to się rozumie, a my będziemy salutować naszym wojskom w waciakach
i w tych strasznych półmaskach i ustawimy na dachach pomniki naszych żołnierzy z jednostek
przeciwlotniczych&  . I streścił cały mój poemat własnymi słowami.
A staruszka, matka pielęgniarki, powiedziała:  Jak prawdziwie pani wszystko napisała. I co
się tyczy bańki, i że w tym domu wiało od okna  toż my od razu wiemy, że to po
bombardowaniu, bo okna wybiło . A ja im o tym przecież nie mówiłam. To odnośnie kwestii
wyjaśniania  przeżycia indywidualnego .
Piszę Ci o tym nie po to, aby się chwalić, ale dlatego że znów upewniam się, ku mojej
radości, iż zwykli ludzie, niemający nic wspólnego z literaturą, wcale nie gorzej  a wręcz
przeciwnie  lepiej czują poezję i niepotrzebnie towarzysze  znawcy tak się martwią, czy
odbiorca zrozumie sens wiersza. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl