[ Pobierz całość w formacie PDF ]
czyli tym wszystkim, co było istotne dla prowadzenia wojny w przestrzeni kosmicznej. Nie spieszył się,
wiedząc, iż każda podjęta przez niego decyzja będzie nieodwołalna musiała więc być prawidłowa.
Sygnał gotowości do eskadry pierwszej. Plan siódmy. Zakodowany raport do eskadry drugiej.
Skougaard usiadł w fotelu i zamyślił się. Po chwili podniósł wzrok i dostrzegając stojącego tuż obok Jana,
skinął w jego kierunku głową.
Obrona nieprzyjaciela przybrała kształt szerokiej sieci, co było zresztą do przewidzenia.
Najprawdopodobniej sam postąpiłbym w podobny sposób. Wiedzieli, że nie wynurzymy się spoza Księżyca
na tej samej orbicie, na której byliśmy, gdy stracili z nami kontakt. To dla nas i dobrze, i zle. Dobrze dla
jednostek pierwszej eskadry. Są na ciasnej orbicie dookoła dwu najważniejszych satelitów kolonii Lagrange,
tych przemysłowych. Po korektach kursów
nieprzyjaciela przekonamy się, czy zechcą zorganizować pościg. Siłą rzeczy będzie on jednak dość
niemrawy, ponieważ siły naszego przeciwnika rozrzucone są na dość szerokiej przestrzeni. Może to być
jednak niebezpieczne dla nas, gdyż mogą skomasować większe siły i spróbować zagrodzić nam drogę.
Miejmy jedynie nadzieję, że pomylą się w wyborze priorytetów.
Co pan przez to rozumie? Skougaard wskazał na ekran, na którym widoczny był sunący tuż obok nich
transportowiec piechoty.
W tej chwili wszystko zależy od tego statku. Jeżeli wytrącą go z akcji, przegramy wojnę. Nieprzyjaciel już
wie, iż obecny kurs zaprowadzi nas gdzieś nad Europę Zrodkową. Lecz w trakcie hamowania zmienimy kurs
i skierujemy się prosto na pustynię Mojave. Znajdziemy się tam zaledwie w godzinę po ataku oddziałów
Izraela. Z naszą pomocą zajmą bazę, jak i wyrzutnie pocisków rakietowych. Będziemy w stanie zwalczyć
każdy atak z kosmosu, lub też zniszczyć bazę, jeżeli zaatakowana zostanie z Ziemi. Koniec bitwy. Koniec
wojny. Jeżeli jednak zniszczą ten transportowiec, no cóż... baza pozostanie nie zdobyta, Izraelici polegną, a
my przegramy wojnę... Chwileczkę. Wiadomość od trzeciej eskadry.
Admirał przebiegł wzrokiem raport i uśmiechnął się szeroko.
Udało się! Lundwall i jego chłopcy zajęli wszystkie trzy satelity energetyczne. Uśmiech stopniowo znikł.
Straciliśmy dwa statki.
Trudno było o jakiekolwiek słowa. Zajęcie tych satelitów i kolonii Lagrange będzie niezwykle ważnym
czynnikiem w szybkim zakończeniu wojny po zdobyciu bazy Spaceconcentu. Jednak na razie były to
działania głównie dywersyjne. Miały one na celu
rozdzielenie sił nieprzyjaciela, co umożliwiłoby bezpieczne przedarcie się transportowca. Jednak czy
dywersja ta zakończyłaby się sukcesem, oszacować będzie można dopiero po ustaleniu nowych kursów
jednostek Ziemi.
Ocena wstępna dobiegł ich głos komputera. Trzy jednostki na kursie jeden alfa. Prawdopodobieństwo
kontaktu bojowego osiemdziesiąt procent.
Miałem nadzieję na tylko jeden lub dwa powiedział w zamyśleniu Skougaard. Nie podoba mi się to.
Podajcie mi identyfikację tych trzech jednostek.
Teraz mogli jedynie czekać. Nim trzy punkty w przestrzeni przybiorą kształty jednostek bojowych, program
identyfikacyjny musi szukać innych szczegółów. Przyśpieszenie przy zmianach kursu może dać pojęcie o
typach silników. Ich kod komunikacyjny może zostać złamany. To wszystko zabierało jednak czas
bezcenny czas, w którym statki zbliżały się do siebie coraz bardziej.
Identyfikacja oznajmił wreszcie komputer. Skougaard spojrzał na ekran, na którym wykwitły serie symboli.
TU hehede! rzucił z zimną wściekłością. Coś poszło zle. To ich najcięższe krążowniki, uzbrojone po zęby
wszystkim, co udało się im wymyślić. Nie przedrzemy się. Możemy się już uznać za martwych.
Rozdział 22
Latem pogoda nad pustynią Mojave rzadko sprawiała jakiekolwiek niespodzianki. Podczas krótkich miesięcy
zimowych warunki zmieniały się występowały chmury, okazjonalnie padał nawet deszcz. Pustynia zakwitała
wtedy różnokolorowymi kwiatami, które po kilku dniach bladły i więdły. Latem pustynia nie zmieniała się
nigdy pozostawała tym samym żółtym i jałowym pustkowiem.
Tuż przed świtem temperatura opadała do trzydziestu ośmiu stopni. Dla Amerykanów, którzy z uporem
godnym lepszej sprawy odmawiali przyjęcia obowiązującego już powszechnie systemu metrycznego, było
dziewięćdziesiąt. Mogło nawet być o kilka stopni chłodniej, ale nie więcej. A potem wschodziło słońce.
Gdy pojawiało się ponad horyzontem, paliło niczym rozpalony piec. W południe, temperatura przekraczająca
sześćdziesiąt stopni sto trzydzieści wcale nie była czymś niezwykłym.
Kiedy samoloty podchodzić zaczęły do lądowania, wschód rozjaśniały już pierwsze promienie słońca. Wieża
kontrolna lotniska Spaceconcent pozostawała w kontakcie z dowódcą eskadry od chwili, w której ta pojawiła
się nad Arizoną.
Porucznik Packer ziewnął i bez większego zainteresowania spoglądał na pierwszy samolot, który kołował
właśnie w stronę rampy rozładunkowej. Na kadłubie i skrzydłach widniały wyrazne, czarne krzyże. Szwaby.
Porucznik nie lubił szwabów, ponieważ w książkach historycznych nieodmiennie występowali jako Wrogowie
Demokracji. Podobnie jak komuchy, Ruskie, żydzi i czarnuchy. Szwabów nie lubił szczególnie, chociaż w
całym swym życiu nie spotkał ani jednego.
Dlaczego do ochrony tej bazy nie przysłano dobrych, amerykańskich chłopców? Stacjonowali tu co prawda
Amerykanie, sam był przecież jednym z nich, ale ponieważ Spaceconcent było towarzystwem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]