[ Pobierz całość w formacie PDF ]
klêski. Niczym zupe³ny ¿Ã³³todziób Claus zapêdzi³ siê za swoj¹ ofiar¹ i w okoli-
cach ujScia Tamizy skoñczy³o mu siê paliwo. Musia³ l¹dowaæ na morzu. Nadmu-
cha³ gumow¹ tratwê ratunkow¹ i w godzinê póxniej przyp³yw wyrzuci³ go na brzeg.
Przechodz¹cy patrol wykry³ niemieckiego pilota.
Tego ranka, po zadziwiaj¹co sutym Sniadaniu, z³o¿onym z herbaty i parz¹cej
w jêzyk owsianki na lokalnym posterunku policji, zakutego w kajdanki Gustawa
Clausa umieszczono w budzie ciê¿arówki. Bêbnienie deszczu o dach samocho-
du, przejmuj¹cy ch³Ã³d i dokuczliwe swêdzenie podra¿nionej morsk¹ wod¹ skóry
potêgowa³y nastrój przygnêbienia. Jednego dnia pe³nia chwa³y, a nastêpnego ko-
niec marzeñ.
Znacznie gorzej ni¿ kajdanki mêczy³o m³odego cz³owieka poczucie zupe³nej
klêski. ¯y³ po to, ¿eby lataæ, a teraz to ¿ycie dobieg³o koñca. Ciê¿arówka trzês³a
siê i klekota³a jad¹c na pó³noc w kierunku Londynu. Wioz³a ju¿ nie Gustava Clausa,
pilota mySliwca, ale Clausa, jeñca wojennego.
Samochód dotar³ do wschodnich obrze¿y miasta, wjecha³ na obwodnicê i,
min¹wszy przedmieScie Enfield, skierowa³ siê na pó³noc. Claus nie mia³ zielone-
go pojêcia, gdzie siê znajduje, a ostatnie ciê¿kie przejScia tak go wyczerpa³y, ¿e
nawet nie odczuwa³ specjalnej ciekawoSci. Przesun¹³ siê jednak na koniec ³awki
i sceptycznie spogl¹da³ przez ma³e okienko w klapie plandeki.
Ciê¿arówka skrêci³a raz, potem drugi. Nagle po obu stronach drogi wyrós³
niski, kamienny mur. Za nim ros³y gêste drzewa. JakiS las, a mo¿e park. Chwilê
póxniej pojazd zwolni³, a potem stan¹³.
Kierowca zamieni³ z kimS parê s³Ã³w i znowu ruszyli, ale znacznie wolniej.
Wygl¹daj¹c przez okienko Claus spostrzeg³, ¿e minêli wysok¹ bramê strze¿on¹
przez czterech wartowników. Teraz oczom jeñca ukaza³o siê wysokie ogrodzenie
z drutu kolczastego. Nawet w zacinaj¹cym deszczu wyraxnie odznacza³y siê bia-
³e porcelanowe czopy izolatorów elektrycznych. Do jakiego wiêzienia go przy-
wiexli?
Przejechali jeszcze pó³ kilometra, a potem znowu zatrzymali siê. Nastêpna
rozmowa, której nie potrafi³ zrozumieæ. Minêli kolejne ogrodzenie, te¿ pod na-
piêciem, i ponownie stanêli. Silnik zgas³. Claus wróci³ na poprzednie miejsce na
³awce i czeka³. Po kilku sekundach ktoS odrzuci³ klapê budy. Podoficer RAF, to-
warzysz¹cy kierowcy od South Benfleet wskaza³ na jeñca luf¹ automatu.
Wy³ax, Fryc. Koniec jazdy.
Jedynym s³owem, jakie zrozumia³ Claus, by³o imiê Fryc. Wzruszy³ ramionami.
Nicht verstehe. Nie jestem&
Rusz siê, cholerny durniu. Anglik potrz¹sn¹³ automatem. Tym razem roz-
kaz by³ ca³kowicie zrozumia³y. Claus wsta³ chwiejnie i podrepta³ na koniec ciê¿a-
rówki. Kierowca pomóg³ mu wysi¹Sæ. Eskortowany przez uzbrojonego stra¿nika
jeniec ruszy³ w stronê wielkiego kamiennego domu, którego skrzyd³a otacza³y
z trzech stron rozleg³y plac. Wszêdzie krêcili siê wartownicy, podobni do nieto-
153
perzy w d³ugich niebieskich pelerynach przeciwdeszczowych, przemoczonych
i zab³oconych podczas patrolowania terenu.
Z bocznych drzwi sutereny wyszed³ sier¿ant w berecie z jasnoczerwonym pom-
ponem. Wzi¹³ od kierowcy wielk¹ kopertê i pistoletem skin¹³ w stronê Clausa.
Niemiec pod¹¿y³ za sier¿antem w kierunku bocznego wejScia, a nastêpnie
w dó³ krótkimi schodami. Zatrzymali siê przy otwartych drzwiach.
Wejdx, ch³opcze. Konwojent przynagli³ wiêxnia. Nie wstydx siê.
Ruszyli d³ugim korytarzem. Na suficie wi³a siê pl¹tanina rur, a powietrze prze-
si¹kniête by³o dziwn¹ woni¹. Claus zmarszczy³ nos. Rmierdzia³o tu jak w ³adowni
statku: mieszanin¹ wilgotnego koksu i ciep³ego popio³u. Ale unosi³ siê te¿ i inny
zapach. Szpitalny. Eter? Spirytus lekarski?
Przypomina³o to gabinet dentystyczny wujka Ottona. M³ody cz³owiek za-
dr¿a³ nagle. Poczu³ siê zdecydowanie gorzej. Dok¹d go przywieziono? Dlaczego
znalaz³ siê w piwnicy i, na Boga, co oznacza ten zapach?
Dotarli do kolejnych drzwi. Sier¿ant zapuka³ i nie czekaj¹c na zaproszenie
otworzy³. Weszli do ma³ego, pomalowanego na bia³o, jasno oSwietlonego poko-
ju. £ysy mê¿czyzna w fartuchu laboratoryjnym szuka³ czegoS w³aSnie na tacce
wype³nionej lSni¹cymi narzêdziami chirurgicznymi.
W porz¹dku, sier¿ancie. Nie bêdê ju¿ pana potrzebowa³.
Tak jest, sir. Podoficer zasalutowa³ i wycofa³ siê. £ysy przyjrza³ siê Clau-
sowi.
Oberleutnant Gustav Claus?
Jawohl, Herr Doktor. Dziêki Bogu, ten przynajmniej mówi po niemiec-
ku, pomySla³ Claus, chocia¿ ma okropny akcent.
Rozbierz siê. Lekarz na migi wyjaSni³ treSæ polecenia. Zdejmij ca³e
ubranie, verstanden?
Jawohl, Herr Doktor. Claus nerwowo zezowa³ w stronê tacki z instru-
mentami chirurgicznymi. S³ysza³ plotki o tym, co dzieje siê w piwnicach Gestapo
w Berlinie. Opowiadano te¿, jak torturuj¹ niemieckich jeñców w Anglii. Z prze-
ra¿eniem zauwa¿y³ wielk¹ strzykawkê le¿¹c¹ na stole obok innych instrumentów.
Mo¿e lepiej by³o uton¹æ w kanale La Manche, jêkn¹³ w duchu, i powoli zacz¹³
zdejmowaæ ubranie.
Pó³ godziny póxniej badanie lekarskie zosta³o zakoñczone. Sier¿ant popro-
wadzi³ pilota, któremu znacznie poprawi³ siê nastrój, wzd³u¿ kolejnego koryta-
rza. W pokoju zaopatrzenia wydano jeñcowi flanelow¹ koszulê bez ko³nierzy-
ka, parê grubych we³nianych skarpet, we³nian¹ bieliznê, przybory toaletowe oraz
maskê gazow¹ w tekturowym pude³ku. Odebrano zaS tylko lotnicze buty i skó-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]