[ Pobierz całość w formacie PDF ]

się w poduszkę na wysokości głowy.
Sabina rzuciła się na niego, więc zaczął się z nią mocować, usiłując trzymać jej wolną rękę z dala od
twarzy. Musiała być rzeczywiście wariatką, żeby godzić nożem w twarz - normalny człowiek, chcąc
kogoś zabić, celowałby raczej w gardło lub serce. Teraz zaś szarpała go jak rozjuszony pies. Na
szczęście mrok rozjaśniło światło świec wpadające przez otwarte nagle drzwi, za którymi tłoczyli się
słudzy, ściskając w rękach porwane w biegu ciężkie przedmioty.
- Pomóżcie mi! - przywołał ich Hamil. - Pani dostała nagłego ataku. Tylko uważajcie, bo ma nóż!
Jednak nawet w tyle osób, nawet po odebraniu noża
trudno było obezwładnić opętaną szaleństwem kobietę. Miotała się jak dzika bestia, krzycząc
przerazliwie, a że starano się przy tym nie wyrządzić jej krzywdy, szamotanina trwała długo. Na
szczęście jedna z kobiet wpadła na pomysł, aby wykorzystać szal, który narzuciła na siebie, gdy nagle
wyrwano ją ze snu. Tym szalem skrępowano ręce Sabiny, przywiązując je do tułowia. Wtedy od razu
się uspokoiła, padła na podłogę i zaczęła się kiwać z boku na bok, szlochając rozdzierająco. Obecni
przy tym zamilkli, zażenowani, i starali się patrzeć w inną stronę. Hamil wiedział jednak, że teraz musi
coś powiedzieć.
- Pani jest chora i ma przywidzenia - wyjaśnił. - Zabierzcie ją do jej pokoju i otoczcie należytą opieką.
Nie może ani na chwilę zostać sama, więc ktoś musi stale przy niej czuwać. Zmieniajcie się po dwoje,
a teraz podajcie jej zioła nasenne w grzanym winie. Na wszelki wypadek przywiążcie ją do łóżka
prześcieradłem. Nie przypuszczam, aby to było konieczne, ale musimy zachować ostrożność dla jej
własnego dobra. Może do rana jej przejdzie.
Powiedział to, co w takiej chwili wypadało powiedzieć, ale bez przekonania. Kiedy służący, z
mieszaniną smutku i litości na twarzach, wynieśli łkającą kobietę, zaczął się w samotności
zastanawiać, co ma teraz robić. Czuł, że powinien był zawczasu się zorientować, w jakim kierunku
zmierza jej szaleństwo. Czy to możliwe, żeby w ich rodzinie obłęd był dziedziczny? W jego żyłach
płynęła wszak ta sama krew Chaphamów, przekazana mu przez matkę, która sprawiała wrażenie
normalnej. Jednak w tej rodzinie urodził się upośledzony umysłowo Antoni, a Zefiryn i Zachariasz,
ciągle podróżujący i przejawiający niechęć do osiadłego trybu życia, byli powszechnie uważani za
dziwaków. Ruth i Malachiasz
wiedli pustelniczy żywot w Shawes, a Maria Eleonora też była zanadto spokojna i uległa jak na
dziecko w jej wieku. Czyżby i w niej tkwiły zarodki obłędu? Dzięki Bogu, że choć Sabina i Zachariasz
nie mieli dzieci... Przez resztę nocy Hamil niespokojnie przewracał się na łóżku, a kiedy w końcu
zasnął, dręczyły go koszmary.
Jesienią Maria Estera miała zawsze pełne ręce roboty. Był to przecież czas zbiorów, po których
należało posortować jabłka i gruszki, aby przygotować je do przechowania na zimę. Inne owoce
suszyło się, konserwowało w butelkach bądz smażyło z nich konfitury. Pani domu doglądała też
świniobicia, sporządzania zapasów mięsa na zimę, suszenia, solenia bądz marynowania ryb. Musiała
dopilnować, aby jajka zostały zabezpieczone przed zepsuciem, warzywa oczyszczone i przeniesione
do spiżarń, które uprzednio należało wyczyścić z resztek starych zapasów i porządnie wysprzątać.
Służba gromadziła też opał na zimę, przy czym ważne było, aby ułożyć drwa w prawidłowe sągi,
zabezpieczające przed zamoczeniem i nie rozsypujące się wskutek wyciągania kolejnych polan. Ktoś
musiał przejrzeć odzież zimową, wyprać ją i dokonać niezbędnych reperacji, wymienić zasłony przy
łóżkach i okiennice, przeczyścić kominy - a nadzór nad tym wszystkim należał do Marii Estery.
Mimo wszystko znalazła jednak czas, aby w słoneczny i rześki poranek pazdziernikowy dosiąść
Psyche i pojechać do zajazdu  Pod Białym Zającem". Klacz poruszała się jeszcze żywiej niż zawsze,
tanecznym krokiem z wysoką akcją nóg, a z każdym podrzutem gło-
wy brzęczały ozdoby przy naczółku uzdy. Maria Estera otrzymała je niedawno w prezencie od
Edmunda, który jak mało kto potrafił dobierać dla niej nadzwyczaj gustowne podarki. Trzęsidła do
naczółka zrobione były z pęków ciemnoróżowych korali nawleczonych na cienkie złote łańcuszki, co
wyglądało jak kiście czerwonych porzeczek. Maria Estera przyzwyczaiła się jednak do tego, aby nie
dziękować mężowi zbyt wylewnie, gdyż zwykle krótko ją zbywał. Przed nią biegł Pies z nosem przy
ziemi, a ogonem radośnie wzniesionym. W tylnej straży jechała nieco wolniej Nerissa z koszem
pełnym przysmaków, które Maria Estera chciała ofiarować choremu wujowi.
- Ty jesteś dla mnie najlepszym prezentem! - ucieszył się wuj Ambroży, gdy weszła do jego pokoiku.
-I najlepszym lekarstwem! Chodz tu bliżej, dziecinko, niech ci się przyjrzę.
Wzrok szwankował mu już od dłuższego czasu, więc wszystko widział zamazane, chyba że patrzył z
bardzo bliskiej odległości.
- Cóż takiego masz na sobie, że tak ślicznie wyglądasz? Jak wy teraz nazywacie ten kolor?
- Róż indyjski - rzuciła obojętnym tonem, gdyż co innego leżało jej na sercu. - Wuju, chyba nie
odżywiasz się jak należy, bo widzę, że jesteś chudszy niż w zeszłym tygodniu. Masz bardziej dbać o
siebie, przywiozłam ci dużo dobrych rzeczy, ale co to da, jeśli ich nie zjesz?
- Usiądz przy mnie, ptaszyno, i potrzymaj mnie trochę za rękę. O, tak już lepiej. Obiecuję, że zjem
wszystko, co przywiozłaś.
- Zwietnie! Najlepiej zacznij od miodu - świeżutki, jeszcze w plastrze, wczoraj podbieraliśmy. Tu
masz też trochę; miodu w garnuszku, marmoladę cytrynową mo-
jej roboty i dżem z czarnych porzeczek. Jedz go dużo, bo to zdrowe na przeziębienia i reumatyzm.
Mamy tu jeszcze pyszny gęsi smalec i pieróg z mięsem, który Jakub upiekł specjalnie dla ciebie.
Przyniosłam ci także morele i suszone figi, bo wiem, że je lubisz, połowę szynki i trzy wędzone pstrągi
- masz je zjeść jeszcze dzisiaj! Widzę tu też jakieś ciasto - zaraz, co to jest? Ach, to przecież placek,
który Hetta sama upiekła dla ciebie... no, powiedzmy: z małą pomocą Jakuba. Zaznaczyła go nawet
odciskami palców i miałabym się z pyszna, gdybym o nim zapomniała! Czy możesz sobie wyobrazić,
wujku, żeby Jakub pozwolił jakiemukolwiek dziecku buszować w swoim kuchennym sanktuarium?
- Hetta jest takim małym, wdzięcznym wróbelkiem, który rozwesela wszystkich swoim świergotem -
rozczulił się Ambroży. - Nie boi się nikogo i tak śmiało domaga się miłości, że przeważnie ją
otrzymuje. Przypomina mi ciebie, kiedy byłaś w tym wieku.
Wyciągnął kredowobiałą, węzlastą dłoń i lekko pociągnął zwisający ciemny lok Marii.
- A jak się czuje wróbla mama? Przy tylu obowiązkach znajdujesz jeszcze czas na to, żeby odwiedzić
starego, chorego człowieka i przywiezć mu tyle dobrych rzeczy? Wyglądasz mi jakoś blado, kochanie.
Myślę, że się przepracowujesz.
- A ja myślę, że próbujesz odwrócić uwagę od twoich dolegliwości, przypominając mi o moich! -
uśmiechnęła się Maria Estera.
- Coś ci dolega, kochanie? Cóż to takiego? - zaniepokoił się Ambroży. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl