[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Podziękować? Za co?
- Za uratowanie mi życia. Nieświadomie zacisnęła palce na płatku róży
i poczuła, jak odrywa się od kwiatu, świeży i pachnący.
Pokręciła głową, uśmiechając się ze smutkiem.
- Tyle przynajmniej mogłam zrobić, zważywszy na okoliczności. To w końcu mój niepoczytalny
krewny niemal cię zabił, a to ja powiedziałam mu o obrazie, więc to wszystko było w zasadzie moją
winÄ….
- Nieprawda. To była moja wina - powiedział przez zaciśnięte zęby. - To, co się wydarzyło...
zasłużyłem sobie na to.
Wtedy Bella w końcu spojrzała mu w oczy. Jego twarz pozbawiona była wyrazu i w tamtej chwili
niemal go znienawidziła za celowo i bezwzględnie zadany ból.
- Prawdę mówiąc to tak - rzekła powoli. - Tak, masz rację, rzeczywiście na to zasłużyłeś, i nie mogę
udawać, że gdyby w tamtej chwili strzelba znajdowała się w moich rękach, to bym nie uczyniła tego
samego. Wykorzystałeś mnie!
- Tak, tak to się właśnie zaczęło. Ty należałaś do
310 INDIA GREY
rodziny Delacroix, a ja pragnąłem cię zranić, zranić was wszystkich. Pragnąłem sprawić, byście
poczuli się równie bezwartościowi, jak ja się czułem i pragnąłem, by świat dowiedział się o tym, co
zrobiliście. Z premedytacją cię uwiodłem. - Potarł dłonią twarz i zaśmiał się niewesoło. - Ale z całą
pewnością spotkała mnie za to kara.
- Tak - powiedziała mściwie Bella. - Kula w pierś wyrównuje rachunek.
Olivier pokręcił głową.
- To nie była ta kara. To było nic, wypadek i tyle. Nie, moją karą było zakochanie się w tobie.
Zakochanie się w tobie i świadomość, że nie jestem ciebie wart.
Wtedy państwo młodzi wstali od niewielkiego stołu, gotowi wrócić na ostatnią część ceremonii. Gdy
Miles wychodził, posłał Olivierowi podejrzliwe spojrzenie, ale Ashley za jego plecami przekazała
Belli swoje milczÄ…ce wsparcie.
Bella stała w kompletnym bezruchu.
- Ale ty byÅ‚eÅ› zakochany w Véronique... - powiedziaÅ‚a z bólem. - Wiem, że tak byÅ‚o...
Olivier natychmiast stanął przed nią i chwycił ją za ramiona.
- Dlaczego tak uważasz? Zmusiła się, by na niego spojrzeć.
- To jej imię wypowiadałeś w szpitalu. Nie moje. To ją tak desperacko pragnąłeś zobaczyć, nie mnie.
A potem się dowiedziałam, że tamtego dnia
KOLEKCJONER SZTUKI
311
miałeś się ż nią spotkać w Paryżu... Byłeś w drodze na spotkanie z nią, no i wcześniej kupiłeś tę piękną
bieliznÄ™...
PotrzÄ…snÄ…Å‚ delikatnie jej ramionami.
- Mon Dieu... Dla ciebie! - jęknął. - Ta bielizna była dla ciebie, ponieważ ty posiadasz chyba wyłącz-
nie czarnÄ…...
Bella zakryła uszy dłońmi, by nie słyszeć tych słów.
- Ale ten artykuł! - Niemal krzyczała, nie przejmując się tym, że po drugiej stronie drzwi ceremonia
toczy się dalej bez jej obecności. - Przez cały ten czas pracowałeś z nią nad artykułem, który miał nas
zniszczyć!
- Dlatego właśnie musiałem się z nią tamtego dnia spotkać. - Mówił bardzo powoli i wyraznie. - Bella,
przepraszam. Tak bardzo przepraszam. Miałem się z nią wtedy spotkać, by powstrzymać ją przed
publikacją artykułu... Musiałem jej powiedzieć, aby tego nie robiła, ponieważ nie chciałem niszczyć
rodziny, którą chcę uczynić swoją.
Po policzkach Belli spłynęły łzy. Za drzwiami rozległy się triumfalne takty Beethovena.
- Co takiego? - wyszeptała tak cicho, że niemal niedosłyszalnie.
- Kocham cię - oświadczył żarliwie. - Pragnę się z tobą ożenić. Proszę.
Nie odpowiedziała. Nie była w stanie, ponieważ jej usta, znajdujące się zbyt blisko jego, by dłużej
312 INDIA GREY
walczyć z pokusą, odnalazły jego usta i minęło dużo, dużo czasu, nim mogła cokolwiek powiedzieć.
Kiedy oderwali się od siebie, bukiet leżał na podłodze, a jej ustach nie było śladu po szmince, tak
starannie nałożonej przez wizażystów Ashley. Bella uśmiechnęła się przez łzy.
- Chwileczkę. Chyba usłyszałam dziękuję, przepraszam i proszę... i to w ciągu kilku zaledwie minut.
Uśmiechnął się leniwie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]