[ Pobierz całość w formacie PDF ]
W przekazaniu jakiejkolwiek sumy na skarb państwa polskiego nie mogła się
dopatrzeć żadnego elementu przestępstwa, uznała zatem, że zaspokojenie mojej
osobliwej zachcianki niczym jej nie zagraża. Poza tym wiadomo, że wariatów nie
należy drażnić. - Dobrze. Kiedy mam to zrobić? - Najlepiej jutro bardzo rano,
zaraz po otwarciu banku. Pózniej zadzwoń i powiedz, jak ci wyszło. Aha,
dopilnuj, żeby na przekazie nie było przypadkiem mojego nazwiska ani numeru
konta, ani w ogóle nic mojego. Wyłącznie Stanisław Wiśniewski i nic więcej!
Alicja, jak zwykle, okazała się niezawodna. Zadzwoniła już o jedenastej rano,
komunikując mi, że przeprowadzona operacja finansowa sprawiła jej dużą
satysfakcję. Wszystko załatwiła, jak trzeba. - Podałam adres Amalienborg -
dodała chichocząc. Z trudem powstrzymałam się od uwagi, że Wiśniewskiemu niezle
się powodzi. Z ulicy Olkuskiej przeniósł się wprost do królewskiej rezydencji w
Kopenhadze. Pochwaliłam pomysł. - Słuchaj, a tak między nami mówiąc, to kto to
jest ten... - Nie wymieniajmy nazwisk - przerwałam szybko. - Nie mam pojęcia,
kto to jest. To znaczy, ściśle biorąc on w ogóle nie istnieje, ale to nie ma
znaczenia. - Dobrze, ale czekaj! Tam było tego więcej. Przeszło cztery
miliony... Pomyślałam, że przeliczenie dolarów na korony jest pewnie trochę
inne, niż sądziłam, i znów jej przerwałam. - Wszystko jedno. Mówiłam ci, że
około. Przyjmij wyrazy wdzięczności od paru osób, którym coś niecoś uratowałaś.
Szczegółów dowiesz się pózniej i dopiero wtedy ci oko zbieleje!... Siedziałam w
domu, bezskutecznie usiłując znalezć przez telefon majora, wykazywanie
inicjatywy uważałam bowiem za niezbędne. Dziwiłam się, że on mnie jeszcze nie
szuka. Musiałam widocznie stać się najbardziej podejrzana, jak wiadomo,
najbardziej podejrzanego łapie się na końcu. Zamiast majora zadzwoniła Lalka. -
Nic nie zrozumiałam z tego, co mi wczoraj mówiłaś - rzekła z niezadowoleniem. -
Opowiedz to jeszcze raz, bo mnie bardzo ta cała sprawa ciekawi. Kto kogo zabił,
jak i dlaczego. A ja ci potem też coś powiem. Ale mów po kolei i jakoś
logicznie. - Po kolei? Proszę bardzo. Najpierw dwóch facetów zamordowało jednego
takiego w pobliżu mnie. Tych facetów on znał, ponieważ już wcześniej parę razy
go napadli, no i rozpoznał ich. Okazało się, że zostali wynajęci do napadania
przez trzeciego faceta... - Czwartego - poprawiła Lalka. - Dwóch i ofiara, to
trzech, a ten jest czwarty. Liczę ich na palcach, żeby się nie zgubić. - Dobrze,
przez czwartego. No i ten czwarty, chlebodawca, kazał go zamordować... -
Dlaczego? - Sama się nad tym zastanawiam. Nie wiadomo. Może nieboszczyk
dowiedział się o nim czegoś, może były inne przyczyny, na razie nie sposób
odgadnąć. W każdym razie jedna osoba wykryła... - To już piąta. - Piąta, niech
będzie, piąta osoba wykryła, że to on go kazał zamordować i on się dowiedział,
że ona to wykryła. Postanowił ją też zamordować i przejechał ją samochodem,
zaczaiwszy się uprzednio w odpowiednim miejscu. Tyle że nastąpiła pomyłka i
przejechał całkiem kogo innego. - Szóstego...! - Szóstą. A piąta osoba żyje.
Teraz należy po prostu zamknąć tego mordercę. I to wszystko. - A dlaczego się go
jeszcze nie zamknęło? - Bo tylko ja wiem, kto to jest. A milicja jeszcze ze mną
nie rozmawiała. - W takim razie powinien szybko zamordować i ciebie. Byłabyś
siódma. - Owszem i dziwię mu się, że nie próbuje. Piąta osoba też wie, kto to
jest, ale uzgodniliśmy między sobą, że nie ona to zezna, tylko ja. Mnie trochę
głupio, bo ciągle nie mogę zrozumieć, dlaczego on kazał zamordować tamtego
pierwszego. - A dlaczego go kazał napadać? - To była ta bandycka działalność na
szkodę czarnego rynku. Napadano go w trakcie załatwiania transakcji z
aferzystami i odbierano im pieniądze. On służył za przynętę. Czy może za
pułapkę, nie wiem, jak to określić. W każdym razie był podstawowym elementem
napadów. - A kto zabierał pieniądze? - Szef oczywiście. Ten chlebodawca.
- Ten czwarty?
- Ten czwarty. Morderca.
- Nonsens - powiedziała Lalka stanowczo. - Musiałby upaść na głowę, żeby kazać
mordować kurę, która mu znosi złote jajka. Wykluczone, żeby go kazał zamordować.
Nie wierzę w to. Zmień koncepcję. - Nie mogę, to wszystko już się stało. - W
takim razie przemyśl to jeszcze raz. Musi być siódmy. A co do tych napadów, to
od razu ci mogę powiedzieć, że żadnych nie było. - Proszę? - zdziwiłam się. -
Nie rozumiem, co mówisz. - To jest właśnie to, o czym cię miałam zawiadomić. -
Lalka zaczęła się nagle okropnie śmiać. - Czekaj, nie mogę, przecież to czyste
kino...! Nie było, rozumiesz, żadnych napadów, żadnych kradzieży, nic
kompletnie! Rany, chyba pęknę...! - Uspokój się w tej chwili! - zażądałam
surowo. - Nie denerwuj mnie! Mów, co to znaczy! - To znaczy, że dzwoniła do mnie
Malwina. Wiesz, teściowa Samsona. %7łona pana Karola. Prosiła mnie bardzo i z
wielkim naciskiem, żebym sobie zapamiętała, że wcale ich nie okradli. Jej mąż po
prostu zgubił sto złotych i myślał, że mu ktoś ukradł, a ona sobie tylko tak
żartowała z nudów. A ci jego znajomi zwyczajnie uroili sobie coś po pijanemu,
mylili się przy liczeniu pieniędzy, przeoczyli jakieś wydatki, w ogóle też
żartowali, a tak naprawdę nikt nie poniósł żadnych strat. Nikt nikogo nie
napadł. Nigdy w życiu o żadnych napadach nawet nie słyszeli. Nie wierzyłam
własnym uszom. Pomyślałam, że Lalka się wygłupia. - Na litość boską, co za
brednie mówisz?! - spytałam w osłupieniu i ze zgrozą. -%7ładne brednie. Stwierdzam
fakty. Mogę ci ręczyć, że nikt za skarby świata nie przyzna się do jednej
utraconej złotówki. Nie ma ani jednej poszkodowanej osoby. Jest to wiadomość
[ Pobierz całość w formacie PDF ]