[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- A jak myślałaś? Sądzisz, że czekałem tu po ciemku, żeby
właśnie tobie założyć kajdanki?
- Dlaczego najpierw nie spojrzysz, zanim przykujesz kogoś do
siebie tym paskudztwem?
- A dlaczego ty nie trzymasz się z dala od miejsc, w których nic
po tobie?
- Jak to, nic po mnie? Czyżbyś zapomniał, że to jest mój dom?
92
- Dobra, ale Benny jest moim zbiegiem.
- Naszym zbiegiem - warknęła Sara. - Zawarliśmy układ.
Flynn szarpnął jej ręką, Sara usłyszała zgrzytanie metalu o
metal.
- Stój spokojnie, dobrze? Nie mogę trafić kluczem do dziurki,
kiedy tak się wiercisz.
- Wiercę się, bo wykręcasz mi rękę.
- I tak masz szczęście. Miałbym ochotę skręcić ci kark. Ale teraz
sza. - Flynn zasłonił Sarze usta. -Idzie.
Także Sara usłyszała zbliżające się kroki. Poczuła - napięcie
emanujące z ciała Flynna, zrozumiała, że jest gotów do działania, do
ataku i nagle zdała sobie sprawę, że wcale się nie boi.
Kroki rozbrzmiewały już zupełnie blisko. Był już przy
drzwiach... przekręcał klucz... właśnie otworzył drzwi...
- Auu... - Wbrew woli Sarze wyrwał się z gardła zduszony
okrzyk, kiedy metalowa taśma u dołu drzwi przejechała jej po bosych
palcach u nóg.
W świetle księżyca, jakie wpadało przez drzwi, zobaczyła
zdziwioną twarz swego lokatora, który usiłował dojrzeć coś w
ciemnościach holu.
- Panna McAllister? Czy to... Och, niech to diabli! - wykrzyknął
nagle. Gwałtownie pchnął drzwi i rzucił się do ucieczki. Flynn
usiłował pobiec za nim, wlokąc za sobą Sarę, wciąż przykutą do jego
ręki.
- Rusz się wreszcie! - wrzasnął na nią, kiedy byli już na
podjeździe.
93
- Staram się! Moja noga... Aj!...
Palce krwawiły jej i pulsowały boleśnie, kiedy biegła za
Flynnem. Trudno jej było zachować równowagę, a na dodatek nie
należała do szybkobiegaczek, toteż ich pogoń za Bennym okazała się
mało skuteczna. Odgłos zapalanego silnika dobiegł ich tuż przedtem,
zanim zobaczyli odjeżdżający na pełnym gazie samochód.
- Nie, to nie do wiary - powiedział Flynn. - Przecież go już
miałem. Był tu. Miałem go w garści. I czyja to wina? - spytał,
obracając się ku Sarze.
- A czyje to kajdanki? - rzuciła ze złością. - I kto zapomniał
wyjaśnić swojej wspólniczce, jaką rolę ma odegrać w jego planie?
- W jakim planie? Nie ma żadnego planu. Jestem tylko ja. Wiem,
co trzeba zrobić, i robię to. Nie ma żadnego planu i nie ma żadnej
wspólniczki. Zrozumiałaś?
Normalnie Sara odpowiedziałaby, że zrozumiała, wymknęłaby
się do domu i próbowała ukoić swój żal, wyjadając masło orzechowe
prosto ze słoika. Nie była pewna, dlaczego tego nie uczyniła i jakim
cudem odważyła się spojrzeć Flynnowi prosto w oczy i powiedzieć:
- Nie tak szybko, Flynn. Zawarliśmy układ. Ty dostałeś pokój, a
ja udział w tej sprawie.
- Och, dajże spokój - powiedział, krzywiąc się pogardliwie i
wkładając drugą rękę do kieszeni. -Gdzie, u diabła, jest ten klucz?
Przecież muszę się stąd wreszcie wydostać.
- Czy zdążę zabandażować sobie palce u nóg?
94
- Palce u nóg? - Flynn zatrzymał się na chwilę z kluczem w ręku
i spojrzał na stopy Sary i krew kapiącą na podjazd. - A niech to, co ci
się stało?
- Stopa utknęła mi pod drzwiami, kiedy Benny je otwierał.
Dlatego krzyknęłam. A ty myślałeś, że co się stało?
- Że się przestraszyłaś. - Flynn wzruszył ramionami.
- Owszem, ale nie na tyle, żeby krzyczeć.
- Nieładnie to wygląda - zauważył Flynn, mniej już
rozgniewany. - Musisz to zaraz opatrzyć.
- Dlatego zapytałam, czy mam czas, żeby to zabandażować.
Flynn otworzył kajdanki, zsunął je i włożył do kieszeni.
- Jeśli o mnie chodzi, to masz na to całą resztę życia - odparł.
- Chciałam wiedzieć, czy mam czas przed wyjazdem. Bo chyba
będziemy go ścigać, prawda?
Flynn spojrzał na nią i roześmiał się.
- Ja z pewnością będę go ścigał. A ty zostaniesz tutaj i będziesz
się troszczyła o swoje palce u nóg, o swój fortepian i o to wszystko,
czym się zajmowałaś, zanim wtargnąłem w twoje życie. I nie martw
się o pieniądze - rzucił przez ramię, biegnąc podjazdem w kierunku
domu. - Wyślę ci czek.
Może sprawiła to jego bezceremonialna uwaga na temat czeku, a
może fakt, że sądził, iż uda mu się tak łatwo ją odprawić i zostawić
własnemu losowi. A może przyczyną nie był w ogóle Flynn. Może po
prostu wiosna zakręciła mi w głowie, pomyślała Sara.
Czy to właśnie wiosną goniła przed laty wóz strażacki? Nie
potrafiła sobie przypomnieć. Pamiętała jedynie wiatr we włosach,
95
gwałtowne bicie serca i oczekiwanie wielkiej przygody, które
wezbrało w niej, gotowe wybuchnąć jak wulkan. To samo czuła
właśnie teraz.
Pobiegła do domu tak szybko, jak tylko potrafiła, złapała w locie
tubkę kremu antyseptycznego, pudełko plastrów z apteczki, torebkę,
stary sweter i parę tenisówek z szafy w holu. Wepchnąwszy wszystko
w torbę na zakupy, zatrzasnęła za sobą drzwi i dobrnęła jakoś do
chodnika w momencie, kiedy Flynn nadbiegał przez podjazd,
narzucając na siebie skórzaną kurtkę.
Przystanął i popatrzył na nią z zaciekawieniem, a zarazem
rozbawieniem.
- Zdaje się, że gdzieś się wybierasz - rzucił.
- Tak. Jadę z tobą - oznajmiła.
- Kobieto, nie ma mowy. - Ruszył przed siebie, Sara
dotrzymywała mu kroku.
Flynn znów przystanął.
- Nie wygłupiaj się, Saro. Wracaj do domu, tam, gdzie twoje
miejsce.
- Gdzie moje miejsce? - zapytała chłodno.
- Właśnie. To nie jest żaden osobisty przytyk, nie musisz
przybierać tonów godnych feministki. Po prostu przy mnie nie ma dla
ciebie miejsca.
- Owszem, jest, do czasu zakończenia tej sprawy. Flynn
roześmiał się i postąpił krok naprzód. Gdy Sara poszła w jego ślady,
uśmiech zniknął z jego twarzy.
- Dlaczego to robisz?
96
- Chcę dostać swój udział.
- Powiedziałem, że wyślę ci czek, kiedy tylko ta sprawa się
skończy. Czyżbyś mi nie ufała?
- Powiedzmy, że ufam ci bardziej, kiedy mam cię na oku. Poza
tym, skąd mam wiedzieć, że kiedy sam puścisz się w pościg za
Bennym, znów czegoś nie zawalisz?
- Ja miałbym coś zawalić?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]