[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Obiecał sobie, \e jej nie pocałuje. Uznał, \e przyzwoity
mę\czyzna dałby jej spokój. Karen boi się ponownego bólu, a on ju\ i
tak zbyt wiele razy wpędził ją w tarapaty. Jednak nachylił się nad nią,
a Kara popełniła potworny błąd - nie odsunęła się. Nawet się nie
poruszyła, kiedy ujął jej twarz w dłonie. Patrzyła na niego swymi,
jakby rozjaśnionymi gorączką, oczami, w których wyczytał zarówno
obawę, jak i po\ądanie.
- Tylko raz - obiecał.
- Nie.
- Zwykły przyjacielski pocałunek.
- Nie.
- Jeden, bardzo krótki. Ręce będę trzymał za plecami. Niech mnie
piorun strzeli, jeśli to potrwa dłu\ej ni\ trzydzieści sekund.
Jakieś sto lat temu targował się z nią w podobny sposób... I ona
wtedy tak samo nerwowo się śmiała.
- Zawsze się bezwstydnie zachowywałeś - upomniała go.
- A ty zawsze to lubiłaś, Karo. - Jego palce bezszelestnie
wślizgnęły się w jej włosy. Była tak blisko, \e czuł zapach jej
słodkiego, ciepłego oddechu.
- Lubiłaś mój brak zahamowań i zawsze doprowadzałaś mnie do
szaleństwa swoimi \artami. Tak mnie podniecałaś, \e nic nie
widziałem, jak w gęstej mgle. Karen... - Spowa\niał. - To nie było
tylko zwyczajne po\ądanie. Wydawało mi się wtedy, \e potrafię
pozabijać wszystkie twoje smoki. Obiecałem, \e się tobą zajmę i \e
będziesz bezpieczna. Naprawdę chciałem dotrzymać tej obietnicy.
Cała ró\nica między tamtymi czasami i dniem dzisiejszym polega na
tym, \e jestem teraz starszy i zbyt dorosły, \eby obiecywać coś, nie
mając pewności, \e potrafię dotrzymać obietnicy.
Ju\ nie musiał jej całować. To ona go pocałowała. Zrobiła to tak
mocno i tak namiętnie, \e ciałem Craiga wstrząsnął dreszcz.
Niedoświadczona dziewczyna oczekiwała obietnic, ta dorosła
kobieta ceniła sobie uczciwość. Jej pocałunek wyraził to lepiej ni\
tysiąc słów. Była chora z bólu i zmęczona \yciem w tamtym piekle
pełnym błędów i nieporozumień. To właśnie chciała mu powiedzieć,
głaszcząc go po włosach i obejmując mocno za szyję. Była przera\ona
tym, co się z nimi działo. I to chciała mu powiedzieć, przeciągając
pocałunek, pieszcząc językiem jego wargi i zęby, czego dawna Karen
nigdy nie ośmieliłaby się zrobić.
- Nigdy nie prosiłam, \ebyś mi cokolwiek obiecywał - szepnęła.
Nie oczekiwałam \adnych deklaracji. Jeśli o to ci chodzi...
- Cicho - mruknął. Znacznie łatwiej sobie radził z tamtą
dziewczyną, w której się kiedyś zakochał. Kobieta w jego ramionach
była zmienna jak wiosenna pogoda. Kara nawet nie zdaje sobie
sprawy, jak łatwo ją zranić. Jest wprawdzie starsza, mądrzejsza i
bardziej zahartowana, a mimo to wcią\ taka delikatna...
- O nic cię nie proszę.
- Wiem. - Dotknął jej policzka. Chciał ją głaskać, dotykać,
obejmować... Wcią\ dr\ała. Jej ciemnoniebieskie oczy wyra\ały
po\ądanie i wszystkie zaklęcia, w które ju\ dawno przestała wierzyć.
Chwilę pózniej ju\ jej nie było w samochodzie. Patrzył za
majaczącą w ciemnościach sylwetką. Wreszcie zniknęła we wnętrzu
domu, a on wcią\ jeszcze siedział i patrzył.
Na przednim siedzeniu d\ipa, w środku nocy, pomyślał.
Najwy\szy czas zrozumieć, \e jest zakochany we własnej byłej \onie.
Zupełnie na nowo zakochał się po uszy w tej kobiecie, jaką stała się
jego dawna Karen. W tej, którą stracił przez własne niedbalstwo i
niewra\liwość. W jedynej kobiecie, która pewnie ju\ nigdy nie
uwierzy w \adną z jego obietnic. I to właśnie teraz, kiedy mo\e z
pełną odpowiedzialnością obiecać, \e naprawdę się zmienił. Ale jak to
udowodnić Karen?
Firma Craiga mieściła się o dwa kroki od U.S. Air Force
Academy. Hytech projektował i produkował ró\ne wymyślne
urządzenia elektroniczne do samolotów najnowszej generacji. Nie
\adną broń, tylko takie przyrządy na tablicę rozdzielczą, \eby pilot
miał się czym zająć podczas lotu. Craig nigdy nie mógł pojąć, jakim
cudem ta właśnie produkcja od wielu lat zapewniała firmie milionowe
zyski. Roczny dochód Craiga wynosił kilkaset tysięcy dolarów, bo
właściciel firmy uznał, \e wiceprezes do spraw handlowych bardzo się
zasłu\ył w powstaniu tak wielkich zysków.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]