[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Tego męŜczyzny na lewo chyba nigdy nie widziałam. Ale tego obok tak. Przychodzi
co sobotę i wlewa w siebie galony whisky. Strasznie przeklina. Mały musiał go wczoraj
wyprosić.
- To okropny typ. W dodatku mściwy - ostrzegł Leo.
- Owszem. Kiedy Mały chciał jechać do domu, okazało się, Ŝe ma przebite wszystkie
opony.
Leo jęknął.
- Czy zgłosił to na policję?
- Tak. Ale nie ma Ŝadnych dowodów. Nie było świadków zajścia.
Leo pokiwał głową. To pasowało do metod braci Clark. Wyjął zdjęcie z rąk Janie i
schował je pieczołowicie do kieszeni kurtki.
- Człowiek, którego rozpoznałaś, to Jack Clark. Chciałbym, Ŝebyś bardzo ostroŜnie i
dyskretnie przyjrzała się mu. Zwróć uwagę, z kim rozmawia. Powiedz Małemu, Ŝeby na razie
zatuszował sprawę z oponami. Zostaną wymienione. Ja się tym zajmę.
- Dzięki, Leo. To miło z twojej strony.
- To ja się cieszę, Ŝe masz takiego opiekuna. - Leo popatrzył na nią przeciągle. Jego
oczy pociemniały.
Nagle Janie zdała sobie sprawę, Ŝe jest z Leo sama, na dworze leje deszcz, a oni siedzą
tak blisko siebie, jakby zamknięci w jakimś kokonie... Co za romantyczna sceneria!
Nerwowo oblizała wargi i splotła dłonie na kolanach.
- O co właściwie podejrzewasz Clarka? - spytała lekko drŜącym głosem.
- Zabił kilka byków. Między innymi byka twojego taty.
Janie głośno wciągnęła powietrze.
- A po co miałby to robić?
- To był jeden z potomków byka z Victorii naleŜącego do człowieka, z którym Clark
miał porachunki. Po prostu zemsta.
- To jakiś wariat! - zawołała Janie. Leo skinął głową.
- Dlatego musisz być bardzo ostroŜna. Staraj się nie zwracać na siebie jego uwagi. Nie
przyglądaj mu się zbyt otwarcie, bo zacznie coś podejrzewać. To łajdak, ale dość inteligentny.
- Leo westchnął. - Tak naprawdę cała ta historia wcale mi się nie podoba. Ryzyko jest zbyt
wielkie, nawet jeśli chodzi o dobro ogółu! Trzeba było nie słuchać Harleya i Małego i
wynieść cię z tej speluny!
Janie zrobiło się gorąco.
- Nie jesteś za mnie odpowiedzialny - powiedziała, odwracając wzrok.
- CzyŜby? - spytał, ogarniając ją lekko zuchwałym spojrzeniem od stóp do głów.
Janie głośno przełknęła ślinę. DrŜącymi rękoma nasunęła kaptur na głowę.
- Pójdę juŜ - zaczęła.
Leo nie dał jej skończyć. Nagle pochylił się i jednym ruchem przyciągnął ją do siebie.
- Leo! - wydusiła oszołomiona i naprawdę rozgniewana, usiłując wyswobodzić się z
jego Ŝelaznego uścisku.
Objął ją jeszcze mocniej.
- Jeśli nie przestaniesz się tak wiercić, odkryjesz róŜnicę między męŜczyzną a kobietą
w sposób o wiele bardziej drastyczny - ostrzegł przez zaciśnięte zęby. Jego oczy błyszczały
groźnie.
Janie przestała się szamotać. Dokładnie wiedziała, co Leo ma na myśli. JuŜ dwa razy
mogła się o tym przekonać. Zaczerwieniła się gwałtownie.
- A nie mówiłem? - szepnął, zbliŜając do niej rozpaloną twarz. - Kiedy kobieta
przebywa tak blisko męŜczyzny, to jest po prostu nieuniknione.
Janie wyswobodziła ręce i usiłowała go odepchnąć.
- Puść mnie - zaŜądała.
- Rozluźnij się - przekonywał Leo. - Czego się boisz?
Janie wzięła głęboki oddech. Usiłowała zachować zimną krew, choć w uścisku Leo
było to coraz trudniejsze. Spojrzał na nią wyzywająco.
- Leo! - zawołała Janie. - Przestań tak patrzeć! Uśmiechnął się leniwie.
- MęŜczyzna lubi wiedzieć, Ŝe robi na kobiecie wraŜenie.
Pochylił się i musnął ustami jej wargi.
- Moje ciało bardzo cię lubi - szepnął. - I daje mi jasno do zrozumienia, czego pragnie.
- Więc musisz to swojemu ciału wyperswadować - odpowiedziała drŜącym głosem.
- Nie posłucha. To instynkt - wymruczał Leo.
Jego ręce wyswobodziły ją z płaszcza, wdarły się pod bluzkę i juŜ po chwili pieściły
gładką skórę jej pleców. Janie poczuła, jak ciepła dłoń Leo dotyka okolic jej piersi, zrazu
delikatnie, potem coraz gwałtowniej. Przeszył ją dreszcz. Coraz namiętniej odpowiadała na
jego pocałunki, pragnąc by ta chwila trwała wiecznie.
Objęła go mocniej i wsuwając palce w jego gęste włosy, uniosła się lekko, by wtulić
się w niego. Nie pojmowała, jak to moŜliwe, by ten męŜczyzna rozniecił jej namiętność tak
prędko. Spod przymruŜonych powiek przyglądał się jej rosnącemu poŜądaniu, ale teraz Janie
było juŜ wszystko jedno. Pragnęła tylko, by jego palce wreszcie dotknęły jej piersi.
- Leo, proszę - jęknęła.
- Proszę co? - Jego gorący oddech wdarł się w jej usta.
- Dotknij mnie - szepnęła.
- Gdzie? - nie ustępował.
- Wiesz, gdzie - jęknęła, ujmując jego dłoń. ZadrŜała.
- Jesteś naprawdę niezwykłą istotą - szepnął, pieszcząc ustami jej szyję.
Pomogła mu rozpiąć haftki od stanika. DrŜała coraz mocniej.
- Wiesz, Ŝe to wszystko zmieni - szepnął Leo.
- Wiem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]