[ Pobierz całość w formacie PDF ]
poradzisz sobie.
Zresztą gliny nie dają za wygraną, więc jest szansa, że coś znajdą do wieczora.
- Chciałbym w to wierzyć, ale prawdę mówiąc, wątpię. Dałeś mi do myślenia i dopóki
nie otworzą barów, będę musiał sobie poradzić w inny sposób. Może lepiej się poczuję.
- Tylko nie przesadz.
- Nie martw się. Radzę sobie całkiem niezle. Zapytaj u mnie w domu. Oczywiście
miałem na myśli moich przyjaciół, a nie panią Baumholtz. Mogę sączyć whisky przez cały
dzień i całą noc, i cały czas myślę tak trzezwo jak w momencie, kiedy zaczynałem - roześmiał
się zadowolony z siebie.
Shayne pomyślał, że Baumholtz już zdążył wypić co nieco. Obawiał się, że jeśli
zabierze ze sobą butelkę na plażę, to pozostanie niewielka nadzieja, aby pokazał się w
Seafarer . Ale zawsze była jakaś szansa.
- Jeszcze chciałbym ci coś powiedzieć, żeby cię uspokoić. Wiem, że martwisz się o
mnie, ale nie ma powodu. Nikt nie podejdzie mnie bezkarnie. Mam rewolwer.
- Co?
- Tak, proszę pana - odezwał się Baumholtz, zadowolony z reakcji detektywa. - To nie
znaczy, że znam się na broni. W zasadzie, to nigdy dotąd nie miałem pistoletu w ręku. Ale to
zupełnie proste w obsłudze. Sprzedawca w sklepie pokazał mi, jak się tego używa.
- Czy to znaczy, że poszedłeś do sklepu i jakiś idiota sprzedał ci broń? - odezwał się
napiętym głosem Shayne.
- Musiałem zapłacić ekstra, bo podobno miałem pokazać mu licencję. Ale nie jestem
takim najgorszym sprzedawcą mebli z New Jersey. Przekonałem go, że prosto z jego sklepu
pójdę do najbliższego posterunku policji i złożę odpowiednie papiery. Ale wiem, jakie masz
zdanie na temat gliniarzy w tym mieście, i ja je podzielam. Im mniej te kapuściane głowy
wiedzą o mnie, tym lepiej.
- Ale chyba nie sprzedał ci żadnej amunicji?
- A po co mi rewolwer bez amunicji? Kupiłem amunicję w innym sklepie. Miałem
trochę problemu z naładowaniem, ale w końcu poradziłem sobie.
- Jaki to rewolwer?
- Nie powiedział mi, co to jest, tylko powiedział, jakie kule do tego pasują.
Czy jest taki kaliber jak czterdzieści siedem? Zaczekaj, spojrzę na pudełko...
czterdzieści pięć.
- Walt, chciałbym żebyś zrobił mi przysługę.
- Tak, Mikę?
- Wez papierową torbę, zapakuj ten rewolwer i wyrzuć do najbliższego kosza na
śmieci. - Shayne musiał włożyć wiele wysiłku, żeby opanować wściekłość. W końcu
potrzebował tego głupka. - Walt, to nie zabawka, możesz kogoś zabić.
Kule nie znają różnicy między wrogami a przyjaciółmi.
- Rany boskie, no przecież wiem.
- Ja sam nie noszę broni. Uwierz mi, że ja mam trochę więcej doświadczenia niż ty.
Widziałem więcej wypadków z bronią niż chciałbym pamiętać. Jesteś amatorem, a ci faceci to
zawodowcy. Wyrzuć ten rewolwer.
Po drugiej stronie na chwilę zapadła cisza.
- Jezu, myślałem, że będziesz zadowolony. Zrobiłem wszystko, co powiedziałeś,
Mikę. Wydaje mi się, że nadstawiam za ciebie karku. A co będzie, jak będą chcieli mnie
dopaść w ciągu dnia? Ustrzelą mnie jak kaczkę. Będę ostrożny, przyrzekam ci. Nie wystrzelę,
dopóki nie będę pewien, kto jest przeciwko mnie.
- Walt...
- Przykro mi, Mikę - nie ustępował Baumholtz. - To nie było takie proste zdobyć ten
rewolwer i nie mam zamiaru tak po prostu go wyrzucić.
- Czy jest zabezpieczony? - spytał Shayne przez zaciśnięte zęby.
- Co? A ten, tego... to takie coś na rękojeści?
- No właśnie, takie coś na rękojeści. Powinno to być skierowane na literę S albo na
białą kropkę. Widzisz?
- Zaczekaj chwilę. - W słuchawce było tylko słychać ciężki oddech Baumholtza.
- Już znalazłem. Tak, wskazuje na S. To znaczy, że gdybym chciał wystrzelić
wystarczy, jak to przesunę i nacisnę na spust, prawda?
- Tak - mruknął niechętnie Shayne, nie dodając o potrzebie wprowadzenia naboju do
komory. - Ale nie ruszaj tego, na rany Boskie i nie naciskaj spustu.
- Nie spodziewam się, żebym był do tego zmuszony, ale posiadanie tego przedmiotu
dodaje mi odwagi.
Na zakończenie rozmowy Shayne życzył mu szczęścia i pożegnał się. Odkładając
słuchawkę, zorientował się, że jest cały spocony.
Agatha Wiley kończyła szycie swojej bluzki. Ubrana w koszulę Shayne a wyglądała
na małą, bezbronną dziewczynkę.
- Jak to się stało, żeby tych dwóch facetów mogło uciec? Sądząc po dzwiękach
dochodzących z okolicy, musiała tu być cała masa policji.
- Zostawili samochód i odeszli spokojnie. I nie ma sposobu, żeby ich znalezć, dopóki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]